już to napisałam na innym forum, ale zastanawiam się co Wy o nim myślicie? Może ja się
mylę, w końcu psychologiem nie jestem, ale oczekuję Waszych opinii na jego temat...
A oto moja krótka wypowiedź:
ja w ogóle nie rozumiem skąd w nim tyle agresji?? ktoś kto tworzył jego postać, to chyba
zapomniał, jak to jest mieć 12 lat (nawet nie wiem ile ten Carl ma lat, wygląda na 8 heheh) Ja
rozumiem człowieka starszego, bardziej rozumnego, bardziej doświadczonego i świadomego
swoich uczuć, ale taki gnojek, co nic nie wie o świecie?? Ja wiem doświadczył zjawiska
śmierci, tragedii itp itd ale bez przesady, po co robią z niego małoletniego Kubę
Rozpruwacza?! nikogo nie słucha, z nikim się nie liczy, uważa się za najważniejszego (a kiedy
normalne dziecko powinno być wystraszone i zdezorientowane, ok dobrze niech się broni i
będzie odważny, ale zabijanie ludzi i przejawianie dziwnych zachowań, i to nie pierwszy raz już
normalne nie jest)... jego ojciec, kiedyś jego ideał, wzór do naśladowania, a teraz wynika z
tego, że gówniarz poucza nawet jego... jakieś nieporozumienie... coś pokręcili z tym Carlem...
nie czytałam komiksu, ale podejrzewam, że jest zupełnie inny, no chyba, że twórca komiksu
również zapomniał jak to jest być takim małolatem....? a jak wy myślicie?
no to też, ale też mógł się zwrócić do kogoś innego, kogo miał stale obok, to nawet by wyszło samo z siebie, a tu nic, miał Beth i Hershela
Bo on sie zachowuje jakby to byla zabawa
dzieci kiedy sie bawia w wojne sa odwazne bo nie czuja prawdziwego zagrozenia
po prostu chca wniesc cos do zabawy a przeciez nie beda wnosic dzieciecych zachowan tylko takie ktorymi charakteryzuja sie dorosli. On sie po prostu bawi w wojne i udaje doroslego zeby go uznali za rownie dobrego
zolnierza. nie chce byc dzieckiem bo wtedy jest ignorowany i czuje sie niepotrzebny
a ze na wojnie trzeba sie wykazac bez wzgledu na to czy sie jest dzieckiem czy nie no to takiemu dziecku pozostaje nie tylo bawic sie w wojne ale i w doroslego
Ale ze to tylko zabawa wiec czuje sie niepewnie np
przy odbieraniu zdjecia -mawet cos tam mowil michonne zeby nikomu o tym nie wspominala
czy zabicia chlopca (mial to w oczach). niekiedy rozbicie i malenkie lzy
Wszystko to ukrywal aby dac pozory doroslosci ze dac pozory ze sie staje twardzielem z ktorym mozna sie liczyc. Kryjac emocje chcial sie uwiarygodnic
silna potrzeba bycia pomocnym sklonila go do tej zabawy. A poza tym ile mozna byc chronionym. Trzeba byc tez tym ochraniajacym. to jest lepsze.
to jest jak z ta przyslowiowa wedka
c przy odbierani zdjeci
zki czy tez zw
:)
nom, ale tylko troche :)
przejęłam się wygłoszeniem mowy to mnie czkawka dopadła. i oto efekt ;)
nooo!
a zastanawia mnie, jakby się zachował jakby np ganiało go stado zombie + gubernator?? no bo chyba jeszcze w takiej niebezpiecznej sytuacji nie był? a w tak w miarę bezpiecznym miejscu jak więzienie, gdzie wszyscy mnie ochraniają to i ja bym cwaniakowała ;]
W ostatnim odcinku 3 serii, Rick przyjmuje ocalałych do grupy, może dzięki takiemu zabiegowi Carl zrobi się bardziej ludzki? W tym samym odcinku, w rozmowie z ojcem dał mu do zrozumienia, że wszystkich obcych trzeba eliminować (nawet nie wypuszczać, bo wracają i krzywdzą), nikomu nie można ufać, podając przy tym liczne przykłady, kto i kogo zabił.
Może dzięki przyjęciu sporej grupy obcych ludzi, Rick da synowi do myślenia, że jednak ze światem nie jest tak źle?
Poza tym przyda się ,,świeża krew'', są tam dzieci i osoby starsze, które co prawda nie przydadzą się w walce, ale przyczynią się do bardziej ,,rodzinnego'' charakteru całej tej gromadki.
Nie zgadzam się z tym że Carl uważa że WSZYSTKICH obcych trzeba eliminować. Czy domagał się żeby Tyreese'a i jego grupkę, bądź Michonne albo Merle'a sprzątnąć? Nie! Młody dał ojcu do zrozumienia że trzeba być ostrożnym wobec każdego człowieka, bo w tym świecie danie komuś nie odpowiedniemu kredyt zaufania, bądź zbyt miękka postawa wobec niego, może pociągnąć za sobą katastrofalne skutki. TO Carl wypomniał ojcu.
racja, zapomniałam o tamtej sytuacji w więzieniu. Jednak zastrzelenie przestraszonego chłopaczka, bez dawania mu szansy na poddanie się lub chęć powieszenia innego chłopaka (trzymanego w szopie) to są objawy bardzo niepokojące. Podejrzewam, że gdyby miał większy autorytet w grupie inaczej potoczyłyby się losy kilku bohaterów.
A jeśli chodzi o Michonne, był bardzo nieufny w stosunku do niej, nie podobało mu się przyjęcie jej do grupy, ale z czasem zapracowała sobie na jego przychylność.
Może te wszystkie sytuacje sugerują nam- widzom, że (jak ktoś to wspomniał wcześniej) Carl balansuje na granicy?
O tym chłopcu z Woodbury, napisałam w innym poście, więc już raczej nie będę się powtarzać.
Tak, Carl zdecydowanie balansuje na granicy, co dla mnie jest pozytywem, bo dzięki temu ta postać jest ciekawa i wywołuje kontrowersje, co można zobaczyć choćby w tym temacie ;]
Racja ale nie powinni się co niektórzy tak nim jarać i pisać, że ten 13 letni szczyl byłby lepszym przywódcą niż Rick czy Daryl. No bez przesady, on zdecydowanie nie dorósł do takiej funkcji. Brakuje mu właściwie wszystkiego. Dojrzałości, doświadczenia, umiejętności itd.
Nie spotkałam się nigdzie z takimi komentarzami, ani w tym temacie ani nigdzie indziej, więc chyba nieco wyolbrzymiasz.
Carl moim zdaniem dobrze główkuje, tyle że to właśnie jeszcze dzieciak, który nie jest w pełni świadomy i niezależny.
Zdaje mi się, że widziałem wstawki typu: "tylko on ma tam jaja" oraz "to Carl powinien rządzić". Nie pisałbym tego gdybym nie był prawie pewien, że widziałem choćby takie sugestie.
"Carl moim zdaniem dobrze główkuje, tyle że to właśnie jeszcze dzieciak, który nie jest w pełni świadomy i niezależny."
To się trochę wzajemnie wyklucza. Faktycznie może ma jakiś częściowo słuszny pomyślunek, ale co z tego skoro jego niedojrzałość i miejscami dziecinność nie pozwoli raczej wyciągnąć z tego wymiernych korzyści a samego Carla i grupę może w przyszłości wystawić na niebezpieczeństwo? On już ma zbyt duże mniemanie o sobie i o tym co umie a nie dokonał w sumie nic naprawdę wielkiego żeby się tak wozić. Zabicie jednego bezbronnego szczeniaka to nie wyczyn godny bohatera.
Czy ja wiem czy tak się wyklucza? Można mieć w pewnych kwestiach racje, ale całościowo nie być jakimś autorytetem. Taki właśnie jest Carl. Ma w pewnych sprawach rację, jednak na dłuższą metę, to jeszcze jest bądź, co bądź dzieciak, jeszcze nie jego czas żeby grać 1 skrzypce.
Czy ma duże mniemanie o sobie? Ja tak o nim nie myślę. Może sprawia takie wrażenie, jednak ja patrzę na to trochę pod innym kątem.
Tylko że to było wcześniej i w zupełnie innych okolicznościach. Od tamtej chwili Carl ewidentnie zradykalizował poglądy i zbytnio uwierzył w swoje siły i dojrzałość (tak to przynajmniej wygląda). Ponadto zestawienie obu sytuacji pokazuje, że Carl nie radzi sobie z presją sytuacji. Piszesz, że trzeba być ostrożnym i masz rację, ale tam w lesie nie była to ostrożność z jego strony. Puściły mu nerwy i najgorsze jest to, że nie widzi on w tym nic złego ani pochopnego. Zabicie bezbronnego, który nic mu ani nikomu nie zrobił, nie jest dobrym uczynkiem. Nawet w komiksie nie walą od raz do każdego jeśli ten ktoś sam się o to w jakiś sposób nie poprosi.
Nie pisze zresztą, że chce on wszystkich zabić już teraz. Jednak jeśli nie przestanie sobie tak lekko poczynać z cudzym życiem i podchodzić do tego tak bezemocjonalnie to może być różnie z jego psychikom.
Zmienił w 5 minut? Nie sądzę. Poza tym tak jak piszesz to inna sytuacja - Tyreese czy Michonne nie mierzyli do niego z broni.
Skopiuje moją inną wypowiedź, co do akcji z tym chłopaczkiem (piszę to z punktu widzenia Carla):
Jeszcze trzeba wziąć pod uwagę kilka rzeczy - po pierwsze Carl nie był sam. Był z nim Hershel, Beth i jego siostra. Carl nie chciał ryzykować ich życia, co wiąże się też z tym że młody miał na uwadze sytuację choćby z Andrew - Rick go nie zabił i to przyczyniło się do śmierci Lori.
Druga sprawa to Dale - myślę że Carl ciągle ma staruszka na sumieniu i to mogła być dla niego analogiczna sytuacja - nie zabił zombiaka z bagien, co spowodowało że ten dobrał się do dziadka.
Trzecia sprawa - gdyby Carl zostawił chłopaka to co wtedy? Wzięli by go w niewolę? Albo puścili by go wolno? Mógłby wrócić wtedy z wsparciem, bądź zwyczajnie sięgnąć po broń i ich wystrzelać. Wzzystko sprowadza się do:"albo on albo my".
To było złe, ale moim zdaniem słusznie postąpił. Szkoda że jego ojciec nie postąpił tak samo w stosunku do Philipa kiedy się spotkali w tej stodole i oszczędziliby Nam, widzom dalszego użerania się z Przedstawicielem Handlowym.
To czy postąpił słusznie czy nie to sprawa dyskusyjna. Chodzi mi raczej o to, że on sam sobie wmawia dobroć swojego uczynku. Jakby okazał chociaż cień skrupułów to byłaby inna rozmowa. To jest niepokojące ale również ciekawe. Jednak jego odchyły skończą się prędzej czy później zapewne w podobnym stylu jak w komiksie. Po mojemu jak zacznie znowu zbytnio cwaniakować to Rick powinien mu dać laczka przez twarz na opamiętanie. Ale jak znam życie to nie będzie on do tego zdolny.
ja się tylko ciągle zastanawiam nad jednym, jak oni tam wszyscy się pomieszczą, co będą jedli itd
Pewnie na "dzień dobry" połowa zostanie zjedzona przez Szwędaczy, którzy czają się w pozostałych blokach więzienia, a drugą połowę wybije Gubernator.
Pewnie tak będzie, z reguły giną nowo przyjęci do grupy, a Ci będący w niej od początku giną stopniowo. W sumie, to jest oczywiste, nie będą co sezon zmieniać obsady serialu ;)
w ogóle powinni opanować Woodberry i wreszcie zabić Gubersa, mają przewagę liczebną i nawet jeśli tamci mieliby lepszą broń, to nie mają teraz szans z więzieniem, a miasteczko wydawało się przytulne ;p
Mogli go sprzątnąć jak się z nim spotkali w tej szopie. Rick go praktycznie miał jak na talerzu, a tak to go będą męczyć temat jeszcze przez nie wiadomo ile.
zaczyna już być nudny ten rozdział: Gubernator i jego chore pomysły... wymyśliliby coś nowego, na początku było fajnie w tym wielkim mieście, mogliby zrobić jakiś wątek z takim dużym miastem
Mam nadzieje że zakończą ten wątek po kilku odcinkach kolejnego sezonu i grupa ruszy dalej.
też mam taką nadzieję, i mogliby zmienić lokację, np na jakąś bazę wojskową, albo wieżowiec ;D
A widzisz, gub był na taką ewentualność przygotowany, cały czas trzymał spluwę w ręku pod stołem. Rick był w gorszej sytuacji wejściowej. Prawdopodobnie jakby sięgnął po broń to dostałby kulkę. Niezbyt fajna perspektywa.
No nie wiem. Philipek za nim by tego gnata odkleił od stołu, to mógłby już mieć dziurę w głowie. Tymbardziej jeśli sobie przypomnimy jak Rick zręcznie załatwił tych dwóch typów w barze w 2 sezonie.
Fakt, ale tamci to były kompletne leszcze. Filip to twardsza sztuka mimo wszystko. A gnata miał raczej cały czas w pogotowiu.
Miał przyklejonego taśmą pod biurkiem, o ile dobrze pamiętam.
Philipek to też nie jakiś zawodowiec, a Rick jest gliną. Poza tym mogli wcześniej zaplanować jakąś akcję.
Bo trzymali się zwykle w większej grupie a kontakt mięli albo z zombie albo z bezbronnymi, zwykłymi ludźmi.
ja bym nie mogła spać jakbym za ścianą miała hałasujące żywe trupy.... zbudowałabym sobie domek na drzewie ;D hahahah, nie no żarcik z tym domkiem, ale nie mogą się odgrodzić od nich? powybijać ich i zabezpieczyć więzienie?? zero pomyślunku!
Domek na drzewie to nie taki głupi pomysł :D W grze Walking Dead był taki motyw.
No właśnie, nie rozumiem czemu nie wzięli się jeszcze za oczyszczanie więzienia z resztki truposzy. Później się dziwią że są takie akcje jak w 4 odcinku, kiedy zginęła Lori.
Głupio to było rozegrane wtedy, powinni mieć jakieś alternatywne miejsce, gdzie w razie nagłego ataku czy nieprzewidzianych zdarzeń mogliby się ukryć - typu jakaś piwnica ze zgromadzonymi zapasami, czy magazyn, nie wierzę, że w więzieniu nie ma takich miejsc... A w serialu pokazują ten jeden korytarz, a na pewno jest wiele innych ciekawych pomieszczeń. A oni sobie tak beztrosko spacerują po więzieniu, a chyba już zostali przez tak długi czas przygotowani na niespotykane sytuacje, powinni być bardziej przewidujący i zabezpieczeni. Aż dziw bierze, że przetrwali tak długo :-D heheh
Powtarzam teraz cały serial od nowa i zauważyłam że oni mają problem z takim "przyszłościowym" myśleniem. Po ataku na obóz pod Atlantą, zauważyli że zombiaki potrafią łączyć się w stada, trafiają na farmę i co? Zamiast się zabezpieczyć (mieć samochody, zapas jedzenia i broni w pogotowiu), bo a nuż znowu spotkają na swojej drodze taką migrującą hordę, to oni nic kompletnie o tym nie myślą. Którys bohater tam właśnie mówi, że dziw bierze że oni tak długo przetrwali.
Masz rację, w ogóle nie myślą przyszłościowo. Ja rozumiem na początku, w porządku zagubieni nieporadni, ale po roku życia w takim świecie, widz wymaga od nich jakiegoś ogarnięcia... tak jak ten murzyn w miasteczku (ciągle zapominam imienia) zobacz jak świetnie przygotowany, pułapki amunicja, schronienie, a jest sam, no i jak mu się udało nawet pozastawiać te pułapki na ulicy, bez żadnej asekuracji?? A oni nie potrafią zgromadzić pożywienia, środków do życia, różnych potrzebnych przyrządów, paliwa (ogólnie w ogóle nie jedzą i nie tankują aut, kurna magia! :D), a jest ich cała banda. A Michonne która sama przez tyle czasu potrafiła przeżyć, nagle zapomniała jaki jest ten świat?
A teraz tak sobie myślę: atak na farmę, widzieli z daleka, że idzie cała horda truposzy, to spokojnie zdążyliby wszyscy zwiać, a oni nie dość, że się rozdzielili, zamiast obrać wcześniej jakiś punkt w czasie sytuacji awaryjnych, to nie wiem jakim cudem, ale zostali otoczeni?! Albo ja coś źle pamiętam, ledwo udało im się uciec...
A z drugiej strony: ukochana farma, zwierzęta, mnóstwo przestrzeni, teren niewidoczny przez Gubernatora, zamiast zbudować jakieś mury obronne (nie mówię, że jakieś pancerne albo zamkowe ;D ale najprostsze w zrobieniu) albo chociaż jakiś schron, czy bunkier... ja się pytam: gdzie był ich instynkt samozachowawczy, żeby bronić życie swoje i swojej rodziny?! o.O no nie mogę wyjść z podziwu z powodu niektórych głupich i absurdalnych scen i zachowań...
Najśmieszniejsze jest to, że między sezonem 2 a 3 Rick utrzymał ich przy życiu (w tym żonę w ciąży) na drodze przez ponad pół roku (8 miesięcy). Jakoś wtedy potrafił wszystko skutecznie zorganizować choć sytuacja początkowo wyglądała na rozpaczliwą. Na samym początku sezonu 3 też był ciągle nieźle ogarnięty, cała akcja z więzieniem opracowana w końcu przez niego. Później się wszystko schrzaniło ale nie wieszam na nim psów. On ewidentnie przeżył załamanie nerwowe i dobrze, że nie skończył jako kompletny wrak ludzki (a to było możliwe w takich warunkach).
Trupy nadciągały od jednej strony, ale oni zamiast spieprzać, to jeszcze się kłócili czy zostać na farmie czy z niej uciekać ;] Hershel jeszcze poszedł na solówę, ale jemu można to wybaczyć, bo w końcu to była jego ziemia. Poza tym dziadek miał unlimited ammo i shotguna, który strzelał seriami.
Taką farmę to chyba trudno by było jakoś dobrze zabezpieczyć, tak że by nie padła, ale mogli popracować nad mocniejszym i nieco wyższym ogrodzeniem i to co co pisałam wyżej - w razie czego mieć w pogotowiu zapasy i auta, żeby w chwili zagrożenia, wszyscy mogli szybko i sprawnie zwinąć się z farmy, a nie - ta leci w jedną stronę, ten stoi i "szczela", tamta drze japę i kompletny chaos.
Po akcji z farmą już się trochę nauczyli i przynajmniej jak Gubcio miał ich zaatakować to położyli druty na drodze itd. i nawet wcześniej spakowali swoje manele, więc może w końcu zaczęli myśleć "na zapas". Choć też jak to się mówi "jedna jaskółka wiosny nie czyni".
a mi się wydaje, że mogliby wybudować jakiś podziemny schron, albo mieć własnie w pogotowiu auta amunicję, albo domek na drzewie;D hehe
No ale to przeżycie Andrew i jego późniejsza akcja to jakaś bujda. Jakim cudem ta miernota była w stanie uciec tym szwedaczom jak Rick nie wpakował mu kulki? Naciągane było to wszystko okropnie.
w sumie Rick rzucił go na pewną śmierć prosto w szpony szwędaczy, tak więc na dobrą sprawę sam mu mógł strzelić w łeb, to tamten by tak nie cierpiał... pewnie nie chciał sobie rąk brudzić;]
ale tak naprawdę zrobili to tylko po to, żeby później zrobić scenę z tym atakiem i sarenką ;)
Zauwaz, ze zaczal sie zmieniac odkad odwalilo jego rodzicom. wszyscy byli zajeci soba wiec nikt nie zwracal uwagi na to jak maly chlopiec radzi sobie w takim swiecie. do tego dochodzi presja ojca ktory jest liderem grupy ( potem nieudolnym ). Dodatkowo w 3 sezonie kiedy matka umiera, ojcu odbija, nie ma kompletnie wzorca i cala zlosc wyladowuje na zombie i obcych. do tego nie mow mi ze w jego wieku nie uwazales sie za doroslego i chciales byc tak postrzegany ? no wlasnie, a on do tego ma bron i strzelal pare razy z niej do zywych i martwo-zywych stworzen :P