- Chuck! Ty wuju! Cały czas ściemniałeś z tą elektry---
- A nie, to kolejna retrospekcja :P
- Łoo, Chuck żonaty..? OMG tyle przyszłych wydarzeń przychodzi naraz do głowy. Żona odejdzie, bo w "normalnej" linii czasowej BCS nie występuje. Czy Chuck jest w separacji? Rozwiedziony? Czy jako prawnik sam prowadził własną sprawę? Albo, co lepsze, ale byłyby jajca jakby Jimmy to robił :D
- Hee hee już lubię tą Rebeccę, kiedy Chuck zaczyna ciągnąć się za ucho a ona go spławia :D
- ŁAWECZKA!! :3
- Łomatko, ale wkurzająca biurwa xD
- Czy Jimmy nazwał biurwę "picksy ninja"? xD
- Kiedy Kim obdzwania starych znajomych, to wszystkie numery zaczynają się od 505 zamiast standardowego 555, dziwne
- "I get it, first rule of Fight Club" - haha jak ja uwielbiam te teksty Jimmy'ego xD
- Jimmy wchodzi do kibla w sądzie - ja się już zastanawiam jaki numer tam wywinie :D
- Ooo, nic..? Już myślałem, że w tym kiblu spotka prokuratora i coś mu tak nagada, że ten termin przesłuchania mu przesuną na wcześniej... :(
- Chuck jeździ samochodem - jakim cudem nie przeszkadza mu ta cała elektronika w aucie? :P
- "Może kawę?" - "Nie, dziękuję" - "Znaczy, może mi zrobisz?" - Chuck, ty wuju xD
- SALAMANCA!!!
Czy tylko coś przegapiłem, czy zabrakło sceny z zajawki tego odcinka, gdzie Jimmy krzyczy do telefonu w panice że trzeba kogoś wyciągnąć?...
generalnie to widzę, że problem mają ludzie, którzy jakoś niespecjalnie jarali się Saulem w BB. Ja gościa wprost uwielbiam od czasu pierwszego spotkania w BB dlatego serial nie nudzi mnie nic a nic. Wszystkie wątki są fajne, podoba mi się też to całe niespieszne, wręcz specjalnie zwalniane tempo akcji. Rozumiem, że wam serial średnio podpasił i oglądacie tylko dlatego, że jest powiązany z BB - ale przestańcie co chwila pisać, że nuda, nuda nic się nie dzieje bo kwicy można dostać. Pzdr.
E nie, Saul był dla mnie uber od pierwszej sceny z attorney-client privilege, jakbym miał wskazać, kto z tych zamieszanych miałby przezyc, to wskazałbym jego z milion razy szybciej niz Pinkmana, tego Jonasza.
A BCS oglądam z uwagi na te zaczątki ciekawych wydarzeń, na powtórzenie odczuć z BB. I w penwmy sensie to powtórzenie jest, bo wiele z pierwszych trzech sezonów też mnie nudzilo, chociaż mam mimo wszystko wrażenie, że nie tak, jak najsłabsze z BCS.
Tez lubilem Saula. Zawsze imponowal mi tym jak potrafil znalezc jakies rozwiazanie bedac niesamowicie pewny siebie w tym co robil. Generalnie, uwazam, ze BCS ogolnie jest genialnie nagrywany. Sceny z "terazniejszosci" to po prostu najlepsze sceny jakie chyba kiedykolwiek widzailem w serialu. Zatrzasniecie sie w smietniku + czarno-biała otoczka to sztos niesamowity.
Chodzi o watki i akcje, ktora sie dluzy, jest nudna, postacie ktore chyba nikogo nie interesuja, akcje ktore sie dzieja - trwaja - a za chwile juz sa zupelnie niewazne. Rozumiem, ze moze taki byl zamysl, ale jak dla mnie akcja juz powinna ruszyc, bo z tego co ja widze serialem jaraja sie glownie fanboje pana Gilligana, ktorzy najchetniej wybiliby wszystkich trzezwo myslacych i pseudointelektualisci, ktorzy uwazaja ten serial za niesamowita sztuke i widza piąte dno w sygnalizacji świetlnej na ulicy. No ale to tylko moje zdanie :)
Ja się bez bicia przyznaję że jestem fanbojem, ale spokojnie, wy, zwykli śmiertelnicy mi nie wadzicie ;)
Nie wiem czy zauważyliście ale w ostatniej scenografii, w barze, w 45:30 przez bar przechodzi jegomość złudnie podobny do Waltera White'a w różowej koszuli. Nie wiem czy ktoś o tym wspominał.