Już dziś poznamy zwycięzców 29. Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego, w tym laureatów nagrody za najlepsze filmy krótkometrażowe. Przeczytajcie, co zaoferowali nam w tym roku twórcy krótkich form.
Kino krótkometrażowe nie toleruje przeciętności. Daje artystom sporo przestrzeni, ale nie wybacza błędów. Trudno w nim ukryć blagę, intelektualną pustkę, wszystkie niedostatki warsztatu widać jak na dłoni. Nie bez przyczyny bywa dla wielu twórców trampoliną do kariery, zarówno w niegościnnym Hollywood, jak i w skromniejszych kinematografiach europejskich. Reżyserzy krótkometrażówek znaleźli swój azyl w obiegu festiwalowym i trudno im się dziwić – pomijając kwestie promocyjne i produkcyjne, tylko zamknięta impreza jest w stanie skonfrontować ich oczekiwania z rzeczywistością. W festiwalowych blokach dochodzi do ciekawych artystycznych zderzeń; konkurują ze sobą utwory awangardowe i tradycyjne, animowane i fabularne, na ringu stają twórcy plastelinowych impresji i trzydziestominutowych psychodram. Podobna formuła konkursu wymaga nie tylko większej uwagi od widza, ale i zupełnie innego modelu odbioru, ciągłego zmieniania nawyków, przyzwyczajeń, przestrajania emocji i przekierowywania uwagi co pięć, dziesięć, piętnaście minut. Nie inaczej było w tegorocznej sekcji krótkich metraży na
29. Warszawskim Festiwalu Filmowym.
"Boska interwencja"
Motywem, który spinał fabularnie ułamek tegorocznych produkcji, była obsesja – zwłaszcza ta dziecięca, zawłaszczająca niedoświadczone zmysły, prowadząca do zaskakujących czynów oraz ich niebezpiecznych konsekwencji. Rymowały się pod tym względem jedne z najciekawszych filmów,
"Boska interwencja" Sarah-Jane Woulahan oraz
"Na ratunek królikowi" Kevina Limy. W tym pierwszym zafascynowana klęskami żywiołowymi dziewczynka doprowadza do wielkiego pożaru okolicznych lasów, narażając na szwank życie swojej rodziny. Ten drugi opowiada o pewnym chłopcu i jego niezdrowej fascynacji myjnią samochodową. Dwie zupełnie różne poetyki (od wyciszonego dramatu po makabreskę), ale podobny efekt: ciarki na plecach, będące efektem klasycznego fabularnego związku, grozy idącej pod rękę z przewrotnym humorem. Obsesyjną osobowość przejawiał też bohater wspaniałej formalnie, przywodzącej na myśl grę
"Imaginarium", animacji
"Pan Hublot" Laurenta Witza. A także podążający ślepo za naukami Immanuela Kanta filozof z
"Anioła dziwnych przypadków" Daniela Von Brauna i Georga-Sebastiana Dresslera.
Stawiani w sytuacjach bez wyjścia bohaterowie przeglądu torowali sobie drogę pięściami albo chowali się w skorupie obojętności i biernie czekali na ocalenie. Tą pierwszą drogą podążył twardziel z surrealistycznej, unurzanej w sosie exploitation animacji
"Wiatr rozróby" Pierre'a Mousqueta i Jerome'a Cauwego. Tę drugą wybrał straumatyzowany nastolatek ze
"Strachu" Martina Krejciego – kłamstwo, którego dopuścił się w strachu przed matką, postawiło pod medialnym pręgierzem lokalną cygańską mniejszość. Pospolite ruszenie odbywa się także w kapitalnej amerykańskiej
"Sekwencji" Carlesa Torrensa. Jej bohater z przerażeniem odkrywa, że... przyśnił się całemu światu. Mało tego, był to sen tak przerażający, że ów świat wypowiada mężczyźnie wojnę. Warto zobaczyć tę opowieść choćby dla jej nieoczywistej puenty, w której znać wpływy filmowego surrealizmu oraz horroru w jego najbardziej krwawej odmianie. Wspaniała jest również postapokalityczna produkcja w klimatach
"Drogi" Cormaca McCarthy'ego,
"Pokłosie" w reżyserii
Kalie Watch, a także bawiące się popkulturową ikonografią lat 60.
"Lądowanie" Josha Tannera. Twórcy wymienionych powyżej obrazów uniknęli większości pułapek czyhających na twórców krótkich metraży. Ich utwory mają wspaniale poprowadzoną dramaturgię, wstęp, rozwinięcie i zakończenie, nie przypominają filmowych półproduktów, pozbawionych puenty wprawek do pełnego metrażu. Nie są również egzemplifikacją teorii, że rozpoznawalna twarz "zrobi" cały film. Zarówno opowieść o snującym się po wyludnionym mieście alkoholiku (świetny aktor serialowy
Aidan Gillen w
"Notatce" Ceriana Creagha), jak i historia nadpobudliwego, egotycznego muzyka (
Ben Whishaw w
"Uderzeniu" Aneil Karii) były jednymi z najsłabszych w zestawieniu.
"Ołowiany kondom"
Werdykt konkursowego jury poznamy już dziś. Swój głos oddajemy na...
"Ołowiany kondom". Katalog nie kłamie: "To opowieść o seksualnej frustracji przeżywanej przy dźwiękach przelatujących pocisków oraz marzeniu o intymności i miłości w brutalnym, podzielonym świecie". Już sam tytuł zapewnia tej produkcji miejsce na przyszłorocznych Nowych Horyzontach, a mówiąc serio – to naprawdę świetne, pomysłowe formalnie kino ze wspaniałą wizualną metaforą seksualnego niespełnienia. Polecamy!
Filmweb