Publikujemy kolejny nagrodzony tekst w tegorocznej edycji Konkursu "Powiększenie". Dzisiaj możecie przeczytać wyróżniony przez jury artykuł Piotra Fortuny, w którym autor przygląda się dokumentowi "Amerykański anarchista". Miłej lektury. "Amerykański anarchista" jest zapisem walki dwóch narracji. Z pozoru to reżyser ma przewagę: to on formułuje pytania, a później będzie selekcjonował materiał i łączył ujęcia w uporządkowany wywód. Ale autor "The Anarchist Cookbook" okazuje się mocnym przeciwnikiem.
Siskel pracuje nad swoją wersją historii od miesięcy.
Powell – od kilkudziesięciu lat. Opowiada ją nie tylko na potrzeby widowni (choć jak dowiadujemy się z filmu, wciąż musi tłumaczyć się ze swojej książki, niezależnie od kontynentu, na którym akurat mieszka). Przede wszystkim musiał poskładać swoje życie w sensowną opowieść na własny użytek – żeby żyć dalej. W tej opowieści bohaterem jest dojrzały mężczyzna, który wyrósł ze szczeniackiego buntu i wiele lat temu wycofał się z błędów młodości. To odpowiedzialny ojciec i mąż, a także – nauczyciel, który poświęcił swoje dorosłe życie społecznie nieprzystosowanej młodzieży. "The Anarchist Cookbook" siłą rzeczy gra w tej narracji rolę drugorzędną, jest małym fragmentem odległej przeszłości. I z tym chyba najtrudniej pogodzić się reżyserowi.
Siskel chce opowiedzieć zupełnie inną historię. Historię artysty-wybawiciela, który pomaga zagubionemu rozmówcy oddzielić dobro od zła i stać się lepszym człowiekiem, a przy okazji być może powstrzymać kolejnych czytelników niebezpiecznej "książki kucharskiej" przed wypróbowaniem zawartych w niej przepisów. Kilkakrotnie sugeruje, że samokrytyka
Powella w oświadczeniach dla Amazona i Guardiana to za mało. W domyśle: że dopiero kino ma odpowiednią skalę. Do samobiczowania jednak nie dochodzi, a skala niesie ze sobą także zagrożenia. Dzięki
Siskelowi wiedza o "The Anarchist Cookbook" dotrze do tysięcy nowych osób, a nie wiadomo przecież, jak zostanie wykorzystana.
Pierwsza część filmu jawi się jako akt oskarżenia, a fragmenty "The Anarchist Cookbook" przytaczane są jako dowody w sprawie. Reżyser umieszcza je na ekranie w zbliżeniach zagarniających całą przestrzeń kadru. Monumentalizacja słowa pisanego odzwierciedla jego potęgę (aż po zarażanie agresją i prowokowanie strzelanin), a także trwałość (raz wydanej książki nie da się usunąć z obiegu informacyjnego, zwłaszcza w dobie Internetu) i stabilność znaczeń (zmiana poglądów czy blednąca pamięć autora nie zmieniają wydźwięku jego książki).
Siskel zmusza także Powella do czytania fragmentów tekstu i odkrywania, często ze zdziwieniem, zawartych w nim treści (takich jak: "wolność opiera się na szacunku, a szacunek można uzyskać tylko przez rozlew krwi"). Zdziwienie nie zamienia się jednak w załamywanie rąk ani rwanie włosów z głowy. Spokój i emocjonalny dystans pokazują, że 65-letni
Powell nie identyfikuje się z 19-letnią wersją siebie.
Chcąc skruszyć serce winowajcy, reżyser przywołuje masakry zainspirowane przez "The Anarchist Cookbook". Przy okazji widzowie zapoznają się z materiałami archiwalnymi dotyczącymi poszczególnych ataków. Zdjęcia i nagrania z przeszłości pełnią tutaj jednak inną funkcję niż przytaczane w roli dowodów wyimki z książki. Nie są wykrzyknikami, lecz znakami zapytania. Nie wiadomo, co znaczą, wyjęte z kontekstu okazują się przede wszystkim tajemnicą. Zapowiadają też zmianę celu dochodzenia, którym w drugiej części filmu staje się zagadkowa geneza zła i przemocy. Tak jak nagrania z ataków nie wyjaśniają nam, co czai się w głowach napastników, tak zdjęcia dwudziestoletniego
Powella nie mówią nic na temat przyczyn jego radykalizmu. Niestety dociekania
Siskela zbyt szybko prowadzą nas do rozwiązania. Otóż autor anarchistycznej "książki kucharskiej", podobnie jak sprawcy inspirowanych nią ataków, był outsiderem. Odtrącany za amerykańskie pochodzenie w Wielkiej Brytanii i za angielski akcent w Stanach, miałby się znaleźć niejako poza nawiasem systemu. Na domiar złego w szkole z internatem był molestowany seksualnie przez nauczyciela, co mogło dodatkowo rozniecić agresywne skłonności.
Skąd tak daleko posunięta banalizacja zła?
"Amerykański anarchista" podszyty jest obawą przed moralną odpowiedzialnością twórcy. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że
Siskel poszukuje konstruktywnego rozwiązania, dzięki któremu jego film przyniósłby więcej pożytku niż szkody. Skoro cyrkulacji książki nie da się powstrzymać, to jak zmniejszyć podatność ludzi na zawarte w niej treści? Okazuje się, że należy... podążać śladami
Powella, czyli pomagać młodzieży lepiej adaptować się do życia w społeczeństwie. W rezultacie zamiast propagowania przemocowego anarchizmu uzyskujemy promocję społecznej wrażliwości i zaangażowania. Zamiast złego Billa – dobrego Williama.
Rozpoznania
Siskela wydają się co najmniej niepełne. Sprowadzając genezę zła do poziomu psychoanalizy w wersji pop, pomija on niemal całkowicie polityczny wymiar anarchizmu. Dla
Powella punktem wyjścia była nierównowaga pomiędzy potężnym państwem a bezbronną jednostką. Pisząc "The Anarchist Cookbook", chciał on udostępnić współobywatelom wiedzę zarezerwowaną dotąd dla aparatu przemocy. Obok obrazów masakr, w których ginęły przypadkowe osoby, brakuje więc przypadków agresji i nadużyć ze strony władzy. Przywołując ataki terrorystyczne, warto byłoby wspomnieć o liczbie ofiar regularnych wojen i o prawdziwych celach, dla których są prowadzone.
Siskel w żaden sposób nie rozwija tych wątków, nie pyta nawet rozmówcy o jego aktualne poglądy na rolę państwa. Nie przedstawia też szerszego kontekstu tradycji, z których "The Anarchist Cookbook" wyrasta. Możemy wręcz odnieść wrażenie, że
William jest pierwszym autorem anarchistycznym w historii i pierwszym radykałem nawołującym do rozlewu krwi.
Przeprowadzona przez
Siskela analiza anarchii i źródeł przemocy rozczarowuje. Paradoksalnie jednak najciekawsze okazuje się to, co reżyserowi nie wyszło.
"Amerykański anarchista" sprawdza się jako opowieść o wysiłkach filmowca, który najpierw walczy o realizację swojego pierwotnego zamysłu, a później stara się zminimalizować moralne koszty powstającego dzieła. To także opowieść o anarchii bohatera w filmie dokumentalnym i oporze, jaki rzeczywistość stawia dokumentaliście.