Relacja

BERLINALE 2016: Ogień na morzu, wiatr na stepie

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/BERLINALE+2016%3A+Ogie%C5%84+na+morzu%2C+wiatr+na+stepie-115813
Trzeci dzień festiwalu przebiegł pod znakiem kina dokumentalnego. Jakub Popielecki wybrał się na "Fuocoammare" w reżyserii Gianfranca Rosiego, pokazywaną w Konkursie Głównym opowieść o uchodźcach przypływających do brzegów Włoch. Anna Bielak tymczasem obejrzała "Zud", film nakręcony w Mongolii przez polską reżyserkę Martę Minorowicz.
***

Leniwe oko ("Fuocoammare", reż. Gianfranco Rosi)

Otwierający "Fuocoammaretekst informuje nas, że do leżącej u wybrzeży Włoch wysepki Lampedusa corocznie dobijają zastępy afrykańskich uchodźców. Rok w rok dla 150 tysięcy osób Lampedusa dostarcza pierwszego wrażenia Europy. Wydawałoby się, że taka inwazja nie może przemknąć niezauważona, zwłaszcza w szeregach zamkniętej wyspiarskiej społeczności. Tymczasem włoscy tubylcy żyją, jakby czas zatrzymał się tu w miejscu dobre kilkadziesiąt lat temu. W czasie kiedy media bombardują kolejnymi doniesieniami o falach imigrantów, reżyser Gianfranco Rosi wybiera inny sposób podejścia do tematu. Jak w swoich poprzednich filmach, "Rzymska aureolaczy "Below Sea Level", zaszywa się z kamerą w cichym zakątku świata i cierpliwie obserwuje. 


Kiedy na ekranie pojawia się siedzący przy jakiejś konsolecie mężczyzna w słuchawkach, w pierwszej chwili bierzemy go za monitorującego niespokojne wody operatora radaru. Ale to tylko tutejszy radiowy DJ, który puszcza w eter kolejne przedpotopowe włoskie szlagiery. W ich rytmie krzątają się po wyspie zaaferowani swoimi codziennymi sprawami lokalsi. Chłopcy skaczą po drzewach i strzelają z procy, rybacy wypływają w morze, a starsze panie ścielą łóżka i gotują obiady. Raz na jakiś czas z odbiorników dobiegają komunikaty o kolejnych ofiarach wśród uchodźców, ale równie dobrze mogłyby to być informacje z Księżyca.  

W istocie, uchodźcy – niczym przybysze z innego świata – pojawiają się tu najpierw za pośrednictwem sygnału radiowego. Rosi przytacza nagrania kilku dramatycznych komunikatów wysyłanych z tonących uchodźczych łodzi. Nie widzimy, co się dzieje, więc efekt jest tym intensywniejszy. Ciarki biegną po plecach, gdy słyszymy błagalne prośby o pomoc kontrastujące z rzeczowym, spokojnym tonem przyjmującego wezwanie ratownika. Słychać, że mężczyzna już nie raz odbierał takie tragiczne wezwania. Rosi wie dobrze, że nie potrzeba tu komentarza. Wystarczy spokojna rejestracja i wymowne montażowe sklejki. 

Z czasem reżyser daje nam jednak większy dostęp do doświadczenia uchodźców. Oddaje im głos, by w emocjonującej pieśni-lamencie mogli opowiedzieć o swojej przerażającej odysei: ucieczce przed bombardowaniami, tułaczce przez pustynię i morze, utracie towarzyszy niedoli.

Całą recenzję Jakuba Popieleckiego przeczytacie TUTAJ.



Dzikość w sercu ("Zud", reż. Marta Minorowicz)

"Zud", jak coraz więcej współczesnych dokumentów, to dokumentalno-kreacyjna hybryda. Fikcyjna opowieść jest tu zrośnięta z realistyczną obserwacją do tego stopnia, że jednej od drugiej nie sposób oddzielić. Nie wiadomo, czy akcja potoczy się tak, jak sugerowałaby struktura dobrze napisanego scenariusza, czy raczej zgodnie z rytmem portretowanej w filmie rzeczywistości – nieprzewidywalnej, zazwyczaj nieprzychylnej bohaterom. Owo nagromadzenie niewiadomych sprawia, że "Zud" ogląda się trochę jak thriller. Ale zdjęcia i charakter opowieści kojarzyć mogą się również z typowym azjatyckim kinem artystycznym. Film Minorowicz wywołuje rodzaj dysonansu poznawczego. I jest to jego niebywała zaleta.

Fabularna rama, w którą Minorowicz wpisuje codzienność swoich bohaterów, to opowieść o kryzysie. Niespodziewane mrozy powodują masowe zgony zwierząt należących do rodziny. Produkcja kaszmiru spada, handel przynosi coraz mniejsze zyski, a dług w banku rośnie. Ojciec rodziny, Batsaikhan, musi znaleźć alternatywny sposób na zdobycie pieniędzy. Jedyną nadzieją zdaje się wygrana w lokalnych wyścigach konnych. Trasa biegu wynosi ponad trzydzieści kilometrów. Na grzbietach koni przemierzają ją dzieci; na tyle lekkie, by zwierzę bez szwanku przebiegło dystans na pełnym gazie. Pod okiem ojca jedenastoletni Sukhbat uczy się więc, jak poskromić dzikiego konia i zyskać nad nim przewagę. Z tego względu "Zud" jest również prostą historią o dojrzewaniu – uczeniu się brania odpowiedzialności za siebie, rodzinę i wspólną przyszłość.


Dojrzewanie na mongolskim stepie jest znaczone przemocą, śmiercią i nierówną walką człowieka z przyrodą. Minorowicz udaje się połączyć subtelną obserwację z brutalnymi sekwencjami, w których natura daje znać o swojej sile, bezwzględności i braku wrażliwości. W prologu filmu Batsaikhan wlecze za sobą martwą owcę. Scena jest rozciągnięta w czasie i nieprzyjemna. Wyznacza konwencję, narzuca styl opowiadania i zapowiada, że wchodzimy do świata, w którym europejska wrażliwość zderza się z brutalną szkołą przetrwania panującą na stepie. Ludzie są tu poddani prawom natury. Natury, którą – z różnym skutkiem – próbują sobie podporządkować. Gdzieś tu odbijają się echem "Poławiacze śledzi" (1929) Johna Griersona – utrzymany w poetyckiej konwencji przejmujący dokument o ciężkich warunkach ekonomicznych i ludzkiej desperacji w walce o przetrwanie.

Całą recenzję Anny Bielak przeczytacie TUTAJ

TUTAJ natomiast znajdziecie wywiad z reżyserką filmu, Martą Minorowicz

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones