Relacja

Byliśmy na Finałach Mistrzostw Świata "World of Tanks"

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Byli%C5%9Bmy+na+Fina%C5%82ach+Mistrzostw+%C5%9Awiata+%22World+of+Tanks%22-104012
E-sport przybył do Warszawy przy akompaniamencie huku dział i wrzasków przegranych. W stolicy w dniach 4-6 kwietnia odbyły się po raz pierwszy mistrzostwa świata w grze "World of Tanks". 

Zobacz nasze podsumowanie Finałów Mistrzostw Świata w "World of Tanks"

Miejscem walki stało się Multikino w Złotych Tarasach. Przez trzy dni można było oglądać rozgrywki najlepszych na świecie drużyn w sieciowej grze Wargamingu. Co naturalne, luźno było tylko w piątek. Już w sobotę foyer wypełniło się wielbicielami czołgów. Czy było, co oglądać? Zdecydowanie tak, choć nie w każdym momencie rozgrywek.

Na plus można zapisać całą organizację tego wydarzenia. W sprawę zaangażował się Urząd Miasta, czego najlepszym przykładem było wielkie logo Wargamingu na Pałacu Kultury. W planie całej imprezy dla wybrańców zorganizowano także wycieczkę do Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej i historyczną wycieczkę po Warszawie. Ale i organizacja w samym miejscu walki – Multikinie w Złotych Tarasach – była naprawdę dobra. Jednego chyba tylko organizatorzy nie wzięli pod uwagę, czyli liczby zainteresowanych. Wstęp na imprezę był wolny i w sobotę oraz niedzielę frekwencja była naprawdę zatrważająca. Sala kinowa wypełniona była po brzegi, łącznie z grupkami stojących osób, a przed salą, gdzie można było oglądać rozgrywki na monitorach, stał spory tłum. Rzecz do przemyślenia – o ile następne mistrzostwa odbędą się w Polsce, warto pomyśleć o większej przestrzeni dla fanów. 

Obejrzyj wywiad z Kosmą "Carmonem" Baniewiczem 
z teamu Lemming Train

Na pewno ogromnym i bardzo przyjemnym zaskoczeniem były mecze z udziałem polskiej drużyny Lemming Train. I nie jest to tylko kwestia lokalnego patriotyzmu. "Lemingi" po prostu wymiatały. Co prawda Polacy nie dotarli do finału, ale zaskarbili sobie sympatię nie tylko naszą, ale i międzynarodową. Praktycznie do samego końca, aż do ostatnich finałowych meczów pomiędzy Na'Vi i Virtus.pro, wspominano o nieszablonowej grze Lemming Train. Pamiętajmy też, że Polacy nie dostali się w toku zwykłych eliminacji, a zostali zaproszeni właśnie ze względu na swój potencjał. Ten wykorzystali aż nadto i choć nie zgarnęli głównej nagrody, zwrócili na siebie uwagę całego światka "World of Tanks". 

Rozmawiamy z Konradem Rawińskim o organizacji
Finałów Mistrzostw Świata w "World of Tanks"

Było o co zawalczyć. W sumie pula nagród wynosiła 300 tys. dolarów, czyli prawie milion złotych. Koniec końców w finale znalazły się drużyny Na'Vi i Virtus.pro. Wygrali ci pierwsi, choć nie było to szczególnie spektakularne zwycięstwo. W pewnym momencie podczas trzeciego z rzędu remisu widownia dała temu wyraz, wydając z siebie regularne buczenie. Jest to być może pewna niezbywalna cecha "World of Tanks", gdzie mecze nierzadko przybierają formę walki pozycyjnej. Na plus Virtus.pro można oddać to, za co w pewnym momencie zaczęli dostawać mocniejszy doping od publiczności, czyli nieco bardziej agresywną walkę. Komentatorzy byli zgodni – gdyby w jednym z meczów Virtus.pro zaatakowali odrobinę szybciej, może o jakieś 30 sekund, walka byłaby wygrana. A tak – jeden z czołgów przeciwnika zdołał się ukryć i mecz zakończył się remisem.

 

Nie tylko niżej podpisany był nieco zawiedziony tak kamperskim finałem. Cóż, "World of Tanks" nie jest najbardziej dynamiczną grą w sieci, a kiedy stawką jest kilkadziesiąt tysięcy dolarów, nagle w graczu budzi się przesadna ostrożność. Mimo że przegrani, Virtus.pro absolutnie dawali radę i chyba tylko ich niezdecydowanie przesądziło o takim, a nie innym wyniku rozgrywek.

 

Sukces imprezy na pewno będzie miał przyjemne dla fanów czołgów konsekwencje w przyszłości. Pozostaje mieć nadzieję, że takie drużyny jak Lemming Train urosną jeszcze bardziej w siłę i następnym razem nie tylko rozegrają parę fantastycznych meczów, ale też zgarną najwyższą nagrodę.