Artykuł

Krzyk płomienia

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Krzyk+p%C5%82omienia-92814
"Usłyszcie mój krzyk", 38-minutowy dokument Macieja Drygasa z roku 1991, jest w moim przekonaniu najlepszym i najważniejszym filmem w historii polskiego kina. Trudno o mocniejszy początek felietonu, ale wielokrotne oglądanie utworu na przestrzeni lat upewniło mnie w tym radykalnym wniosku. Drygas nakręcił arcydzieło, które znane jest wciąż zbyt niewielu osobom, podczas gdy powinno zostać wpisane na listę lektur szkolnych.

Opowieść o samospaleniu Ryszarda Siwca w akcie politycznego protestu, do jakiego doszło na obchodach dożynek we wrześniu 1968 na stadionie dziesięciolecia PRL, jest czymś absolutnie wyjątkowym: potęga tematu zostaje pożeniona z rygorystyczną formą w taki sposób, że "Usłyszcie mój krzyk" jest jednocześnie świadectwem historycznym i dziełem sztuki konceptualnej. Drygas łączy strategie dokumentalne i awangardowe, a w rezultacie uzyskuje najmocniejsze oskarżenie systemu komunistycznego, jakie kiedykolwiek trafiło na ekran. Nie jest to oskarżenie dokonywane z pozycji doktrynerskich, ale głęboko moralnych. Pokazując człowieka, który własnym unicestwieniem pragnął obudzić ludzkie sumienia, Drygas co najwyżej wskazuje na ogrom otchłani, jaką wyżłobiła komuna w tkance polskiego życia społecznego – tej samej, która do tej pory się nie zrosła. Film zatacza koło: rozpoczyna się obrazem ognia trawiącego pospiesznie palone archiwa, a kończy ogniem trawiącym ciało Siwca.

Geniusz tego filmu jest wielowymiarowy i obejmuje wszystkie poziomy warsztatu. Dla zwięzłości postaram się oddać im sprawiedliwość w formie punktów.

1. Zdjęcia

Decydując się na taśmę czarno-białą, Drygas zatarł różnicę między "teraz" i "wtedy". Zdjęcia archiwalne z 1968 roku nie tyle zlewają się ze zdjęciami współczesnymi, co wskazują na ciągłość historyczną. Rzeczywistość, która sprowokowała Siwca do najradykalniejszego z protestów, wciąż trwa w ludzkich głowach i nadal nie uległa pogrzebaniu (do którego byłoby potrzebne rzetelne z nią rozliczenie). Gdyby część współczesna kręcona była w kolorze, powstałby mylący rozziew – oczyszczone "dziś" i kalekie "wczoraj". Drygas unika tego uproszczenia. Co więcej, jedno z pierwszych ujęć to hipnotyczny widok zatłoczonej ulicy, z setkami ludzkich głów poruszających się niby wahadełka, następnie przechodzący do portretów poszczególnych uczestników zdarzeń. Kiedy trzeba, kamera oddala się od twarzy i kontempluje obiekty: raz pusty stadion, raz długi tunel, kiedy indziej przedmioty pozostawione po Siwcu. Jedna jazda kamery przez zawalone teczkami archiwum (zupełnie niepotrzebna z punktu widzenia dramaturgii) przekonuje, jak wiele zakopanych prawd o PRL-u jest jeszcze do odkrycia.

2. Montaż

Spośród wszystkich środków wyrazu to właśnie cięcie i klejenie przesądza o wielkości filmu Drygasa w stopniu najznaczniejszym. Reżyser, wraz z montażystką Dorotą Wardęszkiewicz, rozpina narrację między dwoma biegunami: z jednej strony mamy wspomnienia świadków, wypowiadane wprost do kamery, a z drugiej materiał archiwalny z dożynek A.D. 1968. Mimo że w momencie powstawania filmu Drygas dysponował tylko siedmioma sekundami zachowanego materiału z płonącym Siwcem, postąpił jak prawdziwy archeolog prawdy i użył tego samego fragmentu po wielokroć, powiększając różne jego fragmenty i wydobywając detale spojrzeń i zachowań niemożliwe do wychwycenia w powierzchownym oglądzie. Połączenie tej strategii ze zwolnionym tempem przesuwu taśmy ma efekt hipnotyczny. Zanim zobaczymy Siwca w płomieniach, widzimy dziesiątki reakcji: spojrzeń, gestów, przerażonych oczu – wszystkich zwróconych w tym samym kierunku jakby pod wpływem złego czaru.



3. Muzyka i dźwięk

Tytuł zapowiada krzyk i każe nam go usłyszeć, ale żadne nagranie wrzasku Siwca oczywiście się nie zachowało. Zamiast uciec się do inscenizacji, Drygas pozostawił krzyk bohatera niemym, w zamian oddając ścieżkę dźwiękową we władanie atonalnej muzyki Pawła Szymańskiego. Ta ostatnia, sugerująca rozpędzoną sieczkarnię udręczonego umysłu, jest jednym z kluczowych elementów filmu – i wspaniale kontrastuje z dożynkowym kiczem mazurów i oberków, które też słyszymy, ale które nagle zdają się jeszcze jedną warstwą oficjalnego kłamstwa rządu Gomułki. Istnieją dwa rejestry muzyki Szymańskiego w filmie: jeden frenetyczny i rozedrgany, drugi zawiesisty i złowrogi. Drygas przeplata je po mistrzowsku.

4. Inscenizacja

Rzadko myślimy o inscenizacji w kontekście filmu dokumentalnego (niesłusznie kojarząc ją wyłącznie z ekranową fikcją). Tymczasem Drygas – archiwista, mól książkowy i niestrudzony szperacz – potrafi jednocześnie zainscenizować fragmenty filmu tak, że staje się on czymś o wiele więcej niż reportażem. Kluczowa decyzja reżyserska polega w "Usłyszcie mój krzyk" na umieszczeniu świadków zdarzenia w przestrzeni stadionu dziesięciolecia, gdzie przed laty rozegrały się tragiczne wypadki. Więcej: Drygas nie tylko każe tym ludziom odwiedzić to samo miejsce, ale na dodatek rezygnuje z prostej identyfikacji poszczególnych rozmówców. Zamiast tabliczek i nazwisk, dostajemy ludzi wyposażonych w insygnia swych profesji: milicjant nosi mundur, dziennikarz trzyma mikrofon, pielęgniarka poprawia służbowy czepek. Zdejmuje to z filmu odium telewizyjnej doraźności i zmienia w dzieło ponadczasowe.



***

Jest to film zbudowany wokół kluczowych nieobecności: niesłyszalny krzyk, zignorowanie protestu i zatuszowanie go przez bezpiekę, nieobecność Siwca w zborowej świadomości Polaków, wreszcie – nieobecność większej ilości materiału archiwalnego niż ten zachowany skrawek z finału. "Usłyszcie mój krzyk" osiąga wielkość formalną, artystyczną, moralną, a wreszcie i historyczną jako dokument czasu i konkretnego zdarzenia. Coś takiego można powiedzieć o bardzo niewielu filmach (do głowy przychodzi mi jeszcze tylko Lanzmannowskie "Shoah").

Rzadko kiedy silę w swoich wpisach osobiste wyznania, ale w przypadku tego filmu nie potrafię się od tego powstrzymać. Nie jestem kinowym płaczkiem: łzy pociekły mi po policzkach bodaj trzykrotnie w mojej długiej biografii oglądacza. Płakałem na "Na wschód od Edenu" Elii Kazana, "Sekretach i kłamstwach" Mike’a Leigh i "Lekcji przed śmiercią" Josepha Sargenta. Do tych trzech fabuł musi zostać doliczony Drygas. Nie było seansu – a widziałem ten film około siedmiu razy – na którym zdołałbym powstrzymać napływające do oczu łzy. W 2010 roku pokazałem go amerykańskim studentom w ramach zajęć z historii kina polskiego, jakie dla nich prowadziłem. Byłem pewien, że sytuacja akademicka zatamuje emocje, ale po skończonej projekcji nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa. Drygas osiągnął coś absolutnie wyjątkowego: dał głos człowiekowi, który chciał przebudzić bliźnich, ale nie zdołał dokonać tego w pojedynkę. Potrzebował wspólnika. Tak się złożyło, że znalazł go już po śmierci i dopiero w ćwierć wieku po agonii w płomieniach, której wstrząsająca stopklatka kończy film. Tym wspólnikiem okazał się Maciej Drygas: narodowy skarb, zasługujący na wszelkie nagrody, dofinansowania i laury.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones