Ludzie, którzy widzą w tym filmie wiele pól interpretacyjnych albo którzy sądzą, że należy go obejrzeć kilka razy, są w błędzie. Film jest "suchy", a oprócz tego fatalnie płytki,
manieryczny i - co może najmniej ważne - obrzydliwie nudny. W czym niby ma nam pomóc zapoznanie się z obrazem po raz drugi czy trzeci? Przez dwie godziny widzimy, jak
facet (cherlawy i niezwykle wrażliwy) spogląda w oczy cudownemu Tadziowi, raz w przejściu, raz przy stole, raz na plaży, jeszcze innym razem we śnie. W ogóle nie widać w tym
żadnego rozwoju uczucia Gustava do Tadzia, bawimy się przez cały film w spoglądanie na adonisa, co po jakimś czasie może nawet śmieszyć. Jego rozmowy z przyjacielem są
pretensjonalne (nikt nigdy tak nie rozmawiał, nawet w czasach, gdy etykieta czy ta - nazwijmy to - "erudycyjna otoczka" wiodły prym) i nie pomagają nam pogłębić wiedzy o tym,
co jest w głowie bohatera. W ostateczności wskazują na skrajnie płytkie dylematy w stylu: "czy zło może być pięknem...?". Nie ma co - życzę powodzenia w doszukiwaniu się
ukrytych wartości wszystkim laikom-snobom.