Film mi się bardzo nie podobał. Nie zrozumiałem jego "głębi"? - może. Nie rozumiem też np. jak można sobie chodzić po Jowiszu- ile tam człowiek by ważył - milion ton? może więcej? do tego połączenie muzyki klasycznej z jakimś nowoczesnym pobrzękiwaniem? zbuntowany superkomputer- to już temat tak wyświechtany i nudny... ile razy można w kólko to samo? motyw znany choćby z "Terminatora" a ostatnio oglądalem ten temat w "Eagle Eye" -zbuntowany komputer nie pozwoli się wyłączyć. A może król jest nagi i wszyscy jak papugi piszą że film jest taki wartościowy i super?
Zgadzam się - ważne są głębsze treści jakieś przesłanie które film niesie ale- jednocześnie film ma być ciekawym filmem a nie gniotem.
Za to chodzenie po Jowiszu to może należy film zaliczyć do fantasy - tyle że w tym nie ma ani uroku ani dowcipu... moja ocena między 0 a 1.
Od razu mówie że nie mam zamiaru czytać tych 7 stron ;p
Film jest wybitny, w pełni go doceniam, nawet sceny "nudne" są na wysokim poziomie, zresztą nuda w tym filmie to nie jest żaden minus bo pod wieloma względami jest nowatorski, muzyka rewela, kamera świetna.
A ty kolo myślałeś że będę go porównywał do Eagle Eye?
Pewnie ten film dla Ciebie jest poniżej oczekiwań co? haha
/sceny "nudne" są na wysokim poziomie/
HAHAHAHHAHAHHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAHHA ubawiłeś mnie naprawdę do łez nuda na wysokim poziomie !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
/nuda w tym filmie to nie jest żaden minus/ - wiesz co piszesz ?? to już przejaw skrajnego fanatyzmu - film nudny beznadziejny ale to nic nie szkodzi bo ja go kocham OK miłość ślepa jest
Nie udław się śmietnik ze śmiechu.
Słowo "nudne" wziąłem od ciebie dla tego jest w cudzysłowiu bo sam tak
powiedziałeś
(w filmie rzeczywiście są przydługie i nużące sceny ale ja nigdy nie użyłbym słowa "nudne" także nie wiem co cię tak dziwi ;p)
Swoją drogą filmy w których niewiele się dzieje także potrafią być zajebiste, przykład?
"dwunastu gniewnych ludzi" albo "Między słowami" albo (nie licząc końcówki) "taksówkarz" albo "łowca jeleni"
W tych filmach niewiele się dzieje a są genialne czaisz teraz o co mi chodzi? Odyseja też się do nich zalicza
Podejrzewam że żadnego z tych filmów nie widziałeś ale co tam
Pytanie czy ty potrafisz wymienić takie filmy czy jesteś tylko kolejnym dzieckiem neo lubiącym komercyjne sensacje z XXI w. odpisz i zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni
Kłamiesz
Po raz pierwszy wziąłeś "nuda" w cudzysłów" ale zaraz potem w tym samym wpisie czytamy
"zresztą nuda w tym filmie to nie jest żaden minus bo pod wieloma..." W następnym twoim wpisie czytamy "...ja nigdy nie użyłbym słowa "nudne".. " OSZUST kłamiesz w sposób żałosny.
Pomijając fakt kłamstwa samo zdanie "nuda w tym filmie to nie jest minus " jest absurdalne i świadczy o snobiźmie typowym dla zwolenników tego filmu. I to właśnie mnie rozbawiło. Właśnie to zdanie: "zresztą nuda w tym filmie to nie jest żaden minus" słowo nuda BEZ CUDZYSŁOWIA!
Trzeba być kompletnym fanatykiem by uznać że nuda to nie jest minus.
Piszesz "czy jesteś tylko kolejnym dzieckiem neo lubiącym komercyjne sensacje z XXI w."- UWAFGA!!!- to nie ja oceniłem wysoko "Supermana" z 2007 roku lecz ty. więc słowa "dziecko" i Superman" pasują akurat do ciebie. Piszesz że nie przeczytasz 7 stron - rozumiem że to dla ciebie wysiłek zbyt wielki więc napiszę żebyś nie musiał aż tych całych 7 stron moich ocen różnych filmów czytać że niedawno wychwaliłem pod niebiosa niedawno zmarłego aktora za jego rolę porucznika Columbo - to film nieomal równie stary jak "Odyseja" więc nie z XXI wieku jak piszesz a akurat jeśli chodzi o "strzelanie i mordobicie" to go w kryminalnej serii Columbo nie ma w ogóle - tytułowy detektyw nawet nie nosi ze sobą broni a aktora oceniłem i tak na 10.
Ha! miłośniku "Supermana" - nawet użyłem tego słowa opisując postać Columbo- napisałem że NIE JEST SUPERMENEM nie tłucze wszystkich po mordach ani nie strzela z wszystkich rodzajów broni tylko gra w sbosób absolutnie genialny.
Piszesz że niby lubię tylko "komercyjne sensacje z XXI w"- ale to ty oceniasz głównie filmy z XXI w- ja oceniałem w olbrzymiej większości filmy z w XX co bardzo łatwo sprawdzić na filmweb- nawet nie trzeba czytać AŻ 7 stron!!!
"odpisz i zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni"- więc odpisuję tylko czy tu się śmiać czy płakać - jesteś i zabawny i żałosny zarazem. Napiszę twoim językiem na koniec - już "czaisz?"
Poczytałem twoje komentarze do innych filmów. Na przykład na temat "Król Lew" piszesz "Nie oglądałem, ale na pewno jest beznadziejne. 1 na 10" (!!!) Sam jesteś beznadziejny- oceniłeś najniżej film dla dzieci dlatego że jest to film dla dzieci?? a ty pewnie chcesz być dorosły?? Nie oglądałem "Króla Lwa" ale na przykład "Bolkowi i Lolkowi" w kategorii filmów dziecięcych dam 10/10. Co z tego że to film dla dzieci!!! Jako film dziecięcy jest FANTASTYCZNY Taka kategoria i tyle to co dzieci nie mają prawa do swych filmów????????????
Ocenianie filmów bez jego oglądania świadczy o twojej głupocie przypuszczam że "Odysei" też nie oglądałeś tylko beczysz jak reszta ze stada baranów.
Głąbie to nie ja napisałem ten tekst o Królu Lwie, a co lepsze odkryłem na tamtym forum, że tamten gość jest tylko nędznym prowokatorem, także przeglądaj to uważnie i nie dopowiadaj.
Fanem supermana nie jestem, sorry że dostał 7 ale mi się podobał bo był zrobiony w starym dobrym stylu, ty byś wolał pewnie w 3d ale co tam
Oglądałem Odyseję Kosmiczną po raz kolejny tydzień temu na TCM leciał także o mnie się nie martw.
"Reszta baranów" a kim ty niby kurwa jesteś Hanibalem Lecterem? ;PP
Kłamiesz? Oszust? To nie za duże słowa dla ciebie?
Nie mów co jest dla nie problemem bo nic o mnie nie wiesz i jeszcze twierdzisz że obce wpisy są moje.
Oszczędzę sobie te 7 stron bo widzę że ludzie cię tam zjechali jak kurwę wenecką. Czy ty wogóle jesteś fanem S-F?
ta wenecka to pewnie twoja mama.
Jest różnica między celowym kłamstwem a zwykłą pomyłką. Co do Króla Lwa - to nie był Twój wpis i zgłosiłem już do usunięcia. Co do "nudy"- jesteś oszustem-
Kłamiesz
Po raz pierwszy wziąłeś "nuda" w cudzysłów" ale zaraz potem w tym samym wpisie czytamy
"zresztą nuda w tym filmie to nie jest żaden minus bo pod wieloma..." W następnym twoim wpisie czytamy "...ja nigdy nie użyłbym słowa "nudne".. " OSZUST kłamiesz w sposób żałosny.
Pomijając fakt kłamstwa samo zdanie "nuda w tym filmie to nie jest minus " jest absurdalne i świadczy o snobiźmie typowym dla zwolenników tego filmu. I to właśnie mnie rozbawiło. Właśnie to zdanie: "zresztą nuda w tym filmie to nie jest żaden minus" słowo nuda BEZ CUDZYSŁOWIA!
Trzeba być kompletnym fanatykiem by uznać że nuda to nie jest minus.
OSZUST
Króla Lwa chwyciłeś się jak koła ratunkowego aż "kur.." poleciały ale twoje własne zdanie które przytoczyłem pokazując że kłamiesz pominąłeś wstydliwym milczeniem. Pewnie tak by zrobił twój bohater Superman.
Nie "kłamie" tylko zapomniałem użyć cudzysłowia także już sobie daruj wszystko wyjaśnione? Oczywiście ja kłamie a ty popełniasz pomyłki ;p
"wstydliwe milczenie" to zastosowałeś ty nie odpowiadając mi na kilka pytań np.:
1) Czy jesteś fanem s-f?
2) Czy znasz filmy w których niewiele się dzieje ale są Bardzo Dobre
3) Co ci się nie podobało w 2001:ok?
Jesteś żałosny przeglądałeś moje opinie i przyczepiłeś się tylko do supermana któremu dałem 6/10 i twierdzisz że to mój ulubiony film chociaż średnia na filmwebie tego filmu jest znacznie wyższa. Jeszcze mi mówisz że 6/10 to wysoka ocena
Jak miałem nie "ku**ić" przy tamtym wpisie jak kreowałeś się na Hannibala Lectera a na twoim koncie jest tylko zdjęcie.
Owszem jesteś załosny ocena 6/10 to ocena wysoka zwłaszcza jak na takie badziewie jak Superman. Oczywiście że i dzieci mają prawo do swych filmów- niedawno wychwalałem "Bolka i Lolka" ale "Superman " jest po prostu żenująco słaby.
Nie przeglądałem wcześniej twoich opinii i nie wybierałem tylko wziąłem pierwszą lepszą (oakazło się że nie twoją)- teraz jednak kilka przejrzałem i wybrałem tą: (teraz twoja na 100 proc)
"Zastanów się Najpierw co ty masz za pojęcie o kinematografii: 90% twoich ulubionych filmów to komercyjne sensacje z XXI w które tyle wniosły do światowej kinematografii co twoja stara."
Mnie też tak chciałeś zaszufladkować- taką sama kłamliwą sugestię wysnułeś pod moim adresem nie sprawdziwszy wcześniej że w olbrzymiej większości jednak oceniam filmy starsze niż XXI wieczne (często również bardzo stare) a akurat "komercyjnych sensacjii XXI w" obsesyjnie nie lubię. Poza tym ta twoja wstawka "tyle wniosły (...)co twoja stara." dużo mówi o tobie i o twoim poziomie- poziom zawodówki profil -chyba ślusarz. Niedaleko ode mnie jest zawodówka dla ślusarzy to ich język.
Czy jestem fanem SF - wystarczyło zobaczyć jak oceniałem filmy- np "Coś" które bardzo cenię dałem chyba 9/10- jestem wręcz zakochany w filmie "Biały labirynt" - wystarczyło popatrzyć a nie zadawać głupich pytań.
"Czy znasz filmy w których niewiele się dzieje ale są Bardzo Dobre" oczywiście- Star Trek (znów SF! i to na twoje nieszczęsście nie z XXI w- film baardzo stary - starszy od tej zakichanej "Odysei") z obyczajowych rosyjski "Powrót" (GENIALNY!) pierwsza połowa "Ceny strachu" ARCYDZIEŁO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- i znów ciekawostka - "Cena strachu" to bynajmniej nie komercja XXI w lecz film jeśli dobrze pamiętam z lat 50- dziesiątych do tego czarno- biały. Ośmieszyłeś się z tą komercją XXI.
Co ci się nie podobało w 2001 - sam odpowiedziałeś na to pytanie nie dając słowa "nuda" w cudzysłów. Oczywiście w "przeoczenie" cudzysłowia nie wierzę akurat tu miałeś całkowitą rację film nudny jak flaki z olejem. Jestem ci dozgonnie wdzięczny za tą "nudę" dałeś mi silny argument w moich dyskusjach na temat "Odysei".
PS na moim koncie nie ma zdjęcia tylko moja własna ilustracja którą narysowałem do wspomnianego filmu "Powrót"
I jeszcze- na Hannibala Lectera nigdy się nie kreowałem kolejna bzdura.
To twoje cytowanie to hobby? przepisujesz czyjeś wypowiedzi
a potem dodajesz komentarz z którego nic nie wynika.
Uważasz się za mądrzejszego niż nasa i reszta filmwebowiczów( jak ty to mówisz Lecter: reszta baranów ;)) nic do ciebie nie dociera.
Możesz tylko czekać jak ludzie obalają kolejne twoje wspaniałe teorie.
Dałeś filmowi 1/10? zawsze się zastanawiałem jakie filmy nakręcili ci co tak łatwo i pochopnie wystawiają tego typu oceny. Także robie to co powinienem zrobić dawno
"Możesz tylko czekać jak ludzie obalają kolejne twoje wspaniałe teorie"- właśnie dopiero co obaliłem twoje teorie np z filmami XXI wieku i doczekałem się twojej pięknej kapitulacji -na ten temat już cisza. Bo jak tu napisać że "Cena strachu" z 1953 jest sensacją XXI wieku? Kretyn. Wiesz jaki to wiek rok 1953?
Na pewno bardzo wielu na filmweb jest mądrzejszych ode mnie - ale też na pewno nie jestem na takim żenującym poziomie jak ty -cytowana już twoja wypowiedź: "tyle wniosły do światowej kinematografii co twoja stara" po prostu poziom zawodówki jak już wspomniałem.
Możesz tylko czekać jak ludzie obalają kolejne twoje wspaniałe teorie"- właśnie dopiero co obaliłem twoje teorie np z filmami XXI wieku i doczekałem się twojej pięknej kapitulacji -na ten temat już cisza. Bo jak tu napisać że "Cena strachu" z 1953 jest sensacją XXI wieku? Kretyn. Wiesz jaki to wiek rok 1953?
Na pewno bardzo wielu na filmweb jest mądrzejszych ode mnie - ale też na pewno nie jestem na takim żenującym poziomie jak ty -cytowana już twoja wypowiedź: "tyle wniosły do światowej kinematografii co twoja stara" po prostu poziom zawodówki jak już wspomniałem.
Kapitulacji? Skończ z tym dopowiadaniem śmietnik bo przed twojego typu zakutymi łbami do których nic nie dociera i myślą że się znają nie trzeba kapitulować bo się od nich ucieka jak najdalej
Skąd mam wiedzieć jakie filmy lubisz skoro na profilu masz tylko fotke :P
Jak byś był koneserem starego kina na pewno miałbyś bardziej rozbudowany profil, no chyba że bawisz się na innym żródle, imbd może?
Dałeś Odysei 1/10 jakbyś mógł zjeść Kubricka na śniadanie więc nie spodziewam się po tobie zbyt dużo,zacytuj sobie to Lecter.
Uświadomię cię bo pytasz "Skąd mam wiedzieć jakie filmy lubisz skoro na profilu masz tylko fotke" otóż po lewej stronie masz kolumnę z hasłami "Mój blog" "Ulubione" "Znajomi" "Aktywność" - wybierasz aktywność potem oceny filmów i masz moje opinie i oceny na temat różnych zwłaszcza starych filmów bo takie lubię TY BARANIE!!! do ciebie pasuje twoje sformułowanie "zakuty łeb" które byłeś łaskaw użyć. Właśnie w ten sposób -wybierając "Aktywność" na twoim profilu dowiedziałem się że wysoko oceniłeś głupkowatego "Supermana" !! "Skąd mam wiedzieć " -pytasz- trzeba umieć czytać ! Na filmweb są oceny filmów przy danym profilu wystarczy sprawdzić zamiast się ośmieszać! "Skąd mam wiedzieć " - a zobacz sobie!! Po prostu przeczytaj!!!
Już mniej istotna sprawa - już pisałem- w moim profilu NIE MA żadnej fotki tylko mój WŁASNORĘCZNY rysunek do pewnego filmu już ci nawet pisałem do jakiego ale jak sam piszesz widać do zakutego łba nic nie dociera. Na moim profilu możesz nie tylko ten rysunek zobaczyć jak idiotycznie twierdzisz ale poza ocenami filmów można zobaczyć moje opinie na forach różnych filmów i jedną kontrybucję do recenzji filmu co ty za przeproszeniem za "pierdoły" wypisujesz!!!
OK mogę być Lecter skoro tak bardzo chcesz i tak mnie nazywasz- mam duże poczucie humoru i skoro ty mnie mianowałeś Lecterem to ja cię mianuję na indiańskiego bohatera pewnego weesternu- nazywał się "Bawoli umysł" - jeśli dasz radę to domyśl się czemu go tak nazywano i czemu do ciebie pasuje.
dotyczy M35K4LIN
To rzeczywiście masz rozbudowany profil, zrezygnuj z oceniania to zostanie tylko fotka po tobie ;p oceniłeś 30 filmów przez ostatni rok
i co ty chcesz się chwalić tym czy co
Nie obchodzi mnie czy to malowałeś kolorowałeś czy wycinałeś tak czy inaczej jest to wklejone zdjęcie także zastanów się o co ci chodzi bo mówię dobrze.
Zmieniam twoją ksywę na "bura suka" bo wszyscy po tobie pojechali na tym forum jak po burej suce właśnie zastanów się dlaczego
"Skąd mam wiedzieć jakie filmy lubisz skoro na profilu masz tylko fotke"
GRATULUJĘ!! Bawoli Umysł już wie skąd ma wiedzić!!!! Robimy postępy cieszę się. Jednak dalej pozostanę przy ksywie "Bawoli Umysł" -postępy są skromne- widzisz oceniłem przez ostatni rok (ponad) 30 filmów ale jakbyś przeanalizował te oceny to byś się zorientował że są to oceny filmów które mnie zachwyciły szczególne (np. "Biały labirynt") oraz te które mnie zawiodły- (np. "Odyseja") pozostaje cała plejada filmów takich sobie nijakich których nie oceniłem na filmwebie a takich jest najwięcej- nie przyszło to szanownemu Bawolemu Umysłowi do głowy? oczywiście że nie przyszło no bo niby jak miało przyjść.
PS na moim profilu jest zeskanowany RYSUNEK - napisałem o własnej ilustracji do znakomitego "Powrotu" by ci pokazać że jestem pasjonatem dobrego kina skoro twierdziłeś że jest odwrotnie i szydziłeś że w moim profilu nic nie ma - więcej pracy włożyłem w mój profil niż ty.
I jeszcze na koniec napiszę że jesteś OSZUSTEM - napisałeś
"wszyscy po tobie pojechali na tym forum jak po burej suce " - zacytuję więc z tego forum wypowiedź na przykład Picarda:
"Co do meritum sprawy- zgadzam się w dużej mierze z założycielem tematu: film nudny, przereklamowany, a co gorsza wcale w swej treści nie tak głęboki jakby można było przypuszczać. Problem polega na tym, że Kubrick - de facto całkiem dobry reżyser, chodź też pokłonów bić przed nim nie zamierzam - zrobił w przypadku omawianego obrazu kolosalny błąd starając się przenieść niedługie opowiadanie Arthur'a C. Clarke'a ,,The Sentinel" na ekran w formie ponad dwugodzinnego filmu. Dlatego też rzecz niemiłosiernie się dłuży, pełna jest nieistotnych dla przebiegu fabuły scen i obrazków, które nie wnoszą do filmu absolutnie nic poza pokaźną dawką nudy. Chyba jest to największy problem tego ,,dzieła" bo trudno sobie wyobrazić by scena, w której dr Floyd rozmawia na stacji z Ruskimi dosłownie o niczym, czy taka, w której astronauta leci wymienić jakąś cześć w antenie przekaźnikowej - i my ten cały jego ,,fascynujący" lot obserwujemy -, czy taka, w której przez dziesięć minut pokazuje nam się świetlisty tunel - będący zapewne przestrogą przed przedawkowaniem środków halucynogennych ;) - miały by jakoś do widza przemawiać bądź w jakiś sposób go angażować w to co się w filmie dzieje. A dzieje się nie wiele bo film wykazuje niezwykłą dysproporcje treści do długości prezentowanego ,,dzieła". Bo co nam ten film mówi? Kosmici przesłali pra-ludziom jakąś ichnią maszynę, która nauczyła naszych przodków jak posługiwać się narzędziami, jak zdobywać pożywienie - bardzo ,,oryginalna" myśl, pojawiająca się jedynie w dziesiątkach starożytnych religii ;) -, ludzie odnaleźli monolit, wysłali misje na Jowisza by ta go zbadała, co ostatecznie prowadzi do tego, że jeden z członków rzeczonej ekspedycji doznaje swoistego oświecenia za sprawą obcych, którzy po raz kolejny wspomagają w ten sposób ludzką ewolucje. THE END. Powiedźcie szczerze czy taka treść rzeczywiście jest tak głęboka i pełna znaczeń, że warto ,,Odyseje..." klasyfikować jako arcydzieło? Z założycielem tematu nie zgadzam się tylko w jednym: wątek HALA Ileś Tam Tysięcy to jedna z nielicznych ciekawych rzeczy w tym filmie - poza ,,małpoludami" na początku - i jedyna rzecz, która klasyfikuje ,,Odyseje.." jako film SF: reszta to miszmasz quasi-religijnego przesłania, prezentu dla kreacjonistów - bo naprawdę człowiek nie mógł wyewoluować bez pomocy bogów bądź obcych - i kolaż niestrawnych dłużyzn podlanych sosem z przestarzałych efektów specjalnych. Wszystko to razem sprawia, że ,,Odyseja..." nie zasługuje na więcej niż 4/10. "
Wypowiedź Picarda- siódma w kolejności na stronie drugiej jakbyś chciał sprawdzić czy sam tego nie napisałem Bawoli Umyśle.
KONIEC WPISÓW NIE KARMCIE TEGO TROLLA SĄ CIEKAWSZE TEMATY
KONIEC WPISÓW NIE KARMCIE TEGO TROLLA SĄ CIEKAWSZE TEMATY
KONIEC WPISÓW NIE KARMCIE TEGO TROLLA SĄ CIEKAWSZE TEMATY
KONIEC WPISÓW NIE KARMCIE TEGO TROLLA SĄ CIEKAWSZE TEMATY
Wpuścić chłopa do biura to atrament wypije.
A czy rozumiesz menuety Mozarta, pieśni Schuberta ewentualnie fugi Bacha? Albo w czym tkwi mistrzostwo obrazów Rembrandta? Jeśli nie - to nic się nie stało, jednakże nie znaczy to że nie są to arcydzieła.
Filmu nie musisz rozumieć. Nawet nie chce mi się odpowiadać na te bzdety które przytacza jako pseudoargumenty. (np. "zbuntowany superkomputer- to już temat tak wyświechtany i nudny")
P.S. Słyszałeś może chronologii? Wiem, to trudne słowo..
Słowo chronologia nie jest takie trudne jak myślisz - zbuntowany komputer był tematem filmów SF PRZED "Odyseją" np w "Star Treku". Dlatego był już w 1968 był tematem wyświechtanym i nudnym - zresztą dopiero co ktoś tu napiszał - konkretnie M35K4LIN że film "Odyseja" jest nudny cytuję - "zresztą nuda w tym filmie to nie jest wada" - owszem niestety to olbrzymia wada. Inna sprawa pomysł że zbuntowaną maszyną jest sam w sobie dość głupkowaty i porównywanie czegoś takiego do Mozarta lub Rembrandta zakrawa na kpinę.
ps Mozarta lub Bacha istotnie nie rozumiem ale szanuję natomiast co do Rembrandta to się bardzo pomyliłeś - bardzo go cenię i na malarstwie się znam akurat na tyle dobrze by ocenić czy dany obraz jest arcydziełem czy też nie- NAWET JEŚLI OBRAZ NAMALOWAŁ ŚWIATOWEJ KLASY ARTYSTA MALARZ TO OBRAZ NIE MUSI BYĆ ARCYDZIEŁEM - tobie oczywiście wystarczyłoby samo słynne nazwisko by automatycznie stwierdzić że to arcydzieło. Tym wielkim też zdarzały się wpadki ale zwykle były one zamaskowane autorytetem Wielkiego Mistrza i nikt się nie ośmielił powiedzieć że król jest nagi. Nie inaczej jest też z Kubrick'iem i on zaliczył wpadkę właśnie z "Odyseją" choć postawienie go (reżysera) na równi z Mozartem i Bachem jest niepoważne.
I jeszcze jedna opinia na temat tego ,,dzieła", bardzo krytyczna. Mam nadzieje, że wsłuchacie się w to co ów facet ma do powiedzenia:
http://confusedmatthew.com/video2.php
Jedni wolą prozę, bo jest łatwiejsza itd. Inni zaś zachwycają się poezją, bo poezja steruje naszą wyobraźnią i choć nie wszyscy są w stanie ją zrozumieć, to, mimo wszystko, trzeba przyznać, że jest to najpiękniejsza z dziedzin literatury. Film, 2001: Odyseja Kosmiczna, jest filmem specyficznym i oczywiście nie musi się każdemu podobać. Ale ja, wyrażając jedynie swoje zdanie, chciałbym przyznać, że ten film jest właśnie jak poezja. Nie znajdziemy tu widowiskowych pościgów i strzelanin, ale znajdziemy tu piękno, które zawarte jest tak w obrazach jak i muzyce, które razem dadzą nam arcydzieło. Oczywistym jest, że film ten może znudzić ludzi, którzy nie lubią takich filmów, ludzi, którzy przygotowali się na kosmiczną strzelaninę, ale do tego filmu trzeba podejść inaczej. Trzeba po prostu pozwolić mu się ponieść. Wyłączyć się i polecieć w tę kosmiczną odyseję. Jedyne co mi się nie podoba odnośnie filmu to to, że nigdy nie miałem okazji obejrzeć go w kinie i zazdroszczę wszystkim, którzy to zrobili.
Ten krytyk myli pojęcia, deprecjonuje wartość sztuki filmowej zrównując ją do opowiadania historii jak w jakiejś telenoweli, bo wg niego musi być fabuła, muszą być dialogi, charaktery, akcja, etc. Deprecjonuje również wartość sztuki jako takiej. Innymi słowy ma ograniczony ogląd co do tego jakie funkcje w sztuce może spełniać film. Doprowadziło go do absurdalnego stwierdzenia, że Odyseja kosmiczna od biedy jest sztuką, ale nie filmem. Pytam się więc czym jest obraz uwieczniony na taśmie celuloidowej jeśli nie filmem i analogicznie, czym jest kompozycja składająca się z wielu kolorów farb naniesionych na płótno jeśli nie obrazem? Obraz funkcjonuje zarówno w filmie jak i malowidle, a porównanie Odysei kosmicznej do pustego białego płótna nie ma jakiegokolwiek sensu, bowiem Odyseja posiada zawartość, którą jest kompozycja obrazów osadzonych w konkretnych miejscach (księżyc, ziemia, okolice Jowisza, statek kosmiczny, stacja kosmiczna) wokół konkretnych wydarzeń (pojawienie się tajemniczego monolitu czymkolwiek on jest, jego wpływ na człowieka, próby jego zbadania, konfrontacja Hala z człowiekiem), konkretnych postaci, zwłaszcza postaci Hala i jego pełnej świadomości, a także w konkretnym czasie, wiemy, że od wydarzeń z księżyca do części z Jowiszem mija bodajże pół roku. Odyseja wbrew niektórym opiniom posiada fabułę, znikomą, ale posiada. Fabuła i jej progres będący wynikiem ciągu przyczynowo skutkowego nie ma w sztuce aż takiego znaczenia, co udowodnił np. Tarkowski w swoim "Zwierciadle". Facet z tego linku nie bierze w ogóle pod uwagę możliwości opowiadania samym obrazem i tym samym przemycania znaczeń, symboli, stylistyki, zwyczajnego piękna, itp. Skupia się jedynie na fragmentach, które są dla niego nudne, a ma gdzieś całość kompozycji. Jak sam mówi nie krytykuje Odysei dlatego, że mu się nie podoba (choć i tak mu się nie podoba), ale dlatego, że Odyseja nie kwalifikuje się jako film fabularny i gówno znaczy. A co znaczy Mona Lisa, gdy patrzy na nią przeciętny odbiorca? Przecież nie musi nic znaczyć, wystarczy, że mu się podoba, może docenić kunszt wykonania, a znaczenie, o ile nie ma podpowiedzi od samego twórcy, można sobie samemu dorobić i ma podstawy ku temu by się zachwycać, tak samo jak są ku temu podstawy by zachwycać się Odyseją. Koleś często zadaje pytania na które, jak sam twierdzi, nie zna odpowiedzi. No właśnie. Niektórzy znają odpowiedzi na te pytania, bo nie ograniczają się w sztuce filmowej, do przeżywania losów głównych bohaterów z kartonem chusteczek pod ręką, do śmiania się z gagów czy do kurczowego trzymania się oparcia fotela na filmie akcji. Potrafią delektować się formą, potrafią łapać znaczenia i przy tym pomedytować i zwyczajnie się zastanawiać, co czasami zdaje się być dla niektórych czymś strasznym, bo trzeba się zastanawiać i nie wiadomo o co chodzi. Nie dla wszystkich jest to film to oczywiste, ale próby obalenia jego legendy czy też sławy takimi niby fundamentalnymi rozważaniami jak w tym linku nie mają większego sensu i nie udowadniają niczego, a jedyny z nich wniosek jest taki, że autor ów rozważań się nudził i rozpaczliwie szuka przyczyn takiego stanu rzeczy.
Tak to jest z "krytykami", którzy dzieła nie zrozumieli, a elaboraty na jego temat tworzą. Dlatego w jednej z dyskusji utrzymywałem, że potrzeba ROZUMIENIA dzieła, czyli HERMENEUTYKA, jest najistotniejsza. Najtrudniej uporać się z takimi quasi-logicznymi wywodami. Jak ktoś u podstaw pewnych OCZYWISTYCH założeń nie poczynił, będzie rozumował błędnie i upierał się, iż jest inaczej.
Cóż, odnoszę wrażenie, iż wyobrażenie sobie dzieła sztuki jako tworu wielowymiarowego czy - jak Ingarden pisał - "wielowarstwowego" jest zbyt trudne dla niektórych. Może zamiast oglądać "Odyseję..." nasz super-krytyk powinien jej streszczenie przeczytać i byłby usatysfakcjonowany.
_Pablos_
jeżeli interesuje Cie ciekawa dyskusja, a zarazem "12 MAŁP", odsyłam:
http://www.filmweb.pl/film/12+ma%C5%82p-1995-1210/discussion/NIESTETY%2C+JAMES+C OLE+NIE+OSZALA%C5%81%E2%80%A6,1401942#post_4339344
Od razu zaznaczam, iz nie oczekuję bynajmniej, że mi rację przyznasz. Po prostu - jestem ciekaw Twojej argumentacji.
Kochany, fakty są takie, że film MUSI opowiadać jakąś historie! Ów video-recenzent nie podważa zasadności nazywania ,,2001" sztuką, ale podważa zasadność nazywania ,,2001" filmem i w tym się z nim zgadzam, jak także w tym, że film to nie plama Rorschacha, którą każdy może sobie interpretować tak jak chce...
Nie bardzo to wszystko rozumiem! Przecież to... film!!! Jak nie film, skoro film? I nawet odrzucając niektóre "uciążliwe" i wieloznaczne momenty, "2001: Odyseja kosmiczna" opowiada konkretną historię.
By odnieść się do poniższego wpisu - mam wrażenie, iż posiadasz dość proste wyobrażenie o literaturze. Ale mniejsza o to...
Patrz mój ostatni komentarz. ,,2001" był rzekomo filmem fabularnym, a jako taki leży i kwiczy, bo nie tyle opowiada on jakąś historie, co jest zlepkiem różnych scen, które mają rzekomo mieć jakieś wielkie, aczkolwiek całkiem uznaniowe znaczenie. Owszem jakaś historia tu jest tyle, że jest ona dość słaba i mało porywająca, właśnie dlatego, że za pomocą tej prostej historii artysta nie chciał tak naprawdę nam nic powiedzieć, chciał żebyś sam sobie wymyślił co miał do powiedzenia. :) A co do literatury, naprawdę uważasz, że książka zawierająca wyłącznie słowa: bla, bla mogła by uchodzić za powieść? Jeśli tak, to masz chłopie wyobraźnie!
No, wyobraźni mi nie brak.
W kwestii literatury - odsyłam tylko do jednego przykładu. Proszę, poczytaj, jak się ma rzecz z tomikiem "Cent Mille Milliards de Poèmes" (1961, wydanie polskie pt. "Sto tysięcy miliardów wierszy" 2008 ) Raymonda Queneau. To powinno załatwić sprawę. Oto link, zobaczysz wydanie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Raymond_Queneau
Przykładów z zakresu prozy jest też wiele, ale za wykłady tutaj mi nie płacą, he, he.
A, i przy okazji o grupie OuLiPo pocztaj, bo możesz przeoczyć tę informację: http://pl.wikipedia.org/wiki/OuLiPo
W tej kwestii naprawdę tyle z mojej strony.
No ludzie. Kolejny troll. Może redakcja zawoła jakiegoś Wiedźmina niech to wszystko wytłucze.
Drogi Feniksie pytanie obejrzałeś film, czy przeczytałeś recenzje. To jest różnica
Czemu troll, bo mu się ,,2001" nie podobało? To pewnie, przejaw osławionej inteligencji fanów ,,Odysei" - obrzucać innych obelgami ;) A uściślając co miałem do powiedzenia forumowiczowi:_Pablos_ - pewne media, pewne rodzaje sztuki mają to do siebie, że muszą opowiadać historie, bo z natury rzeczy są do tego przeznaczone. To tak jakbyś napisał powieść składającą się ze słów bla,bla, bla i uznał ją za wielce inteligentne dzieło, którego znaczenia czytelnik będzie sam musiał się domyślić. Tyle, że taka książka naprawdę nie będzie miała sensu, znaczenia, a wszystkie przesłania jakich się w niej dopatrzą czytelnicy będą tylko wytworem ich wyobraźni, nie mającymi nic wspólnego z rzeczywistą treścią ,,dzieła". Zauważ też, że ów recenzent zacytował Ci Kubricka, który sam stwierdził, że te rzekome treści z jego filmu nie zostały tak umieszczone celowo - czyli fani tego filmu sami dopowiadają sobie jego sens. :) ,,2001" było filmem fabularnym i jako taki to ,,dzieło" leży i kwiczy.
Żadna sztuka nie musi opowiadać historii. "2001: Odyseja kosmiczna" to przede wszystkim dzieło sztuki, a następnie film fabularny i jako dzieło sztuki stoi dumnie na piedestale i śpiewa. Jako film fabularny opowiada konkretną historię, reszta to wizja, kunsztowna forma, wyobraźnia reżysera, konkretne środki, którymi posłużył się w konkretnym celu, o czym mowa będzie dalej. Nie ma znaczenia co takiego powiedział sam Kubrick. Nie powiedział tego aby udowodnić komuś, że Odysei nie da się oglądać i jest bez sensu. Powiedział to raczej aby udowodnić jak genialny jest to film. Dokonał tego czego byle malkontent, pokazujący faceta siedzącego na krześle i patrzącego się w mur, nie dokona - pobudził ludzką wyobraźnię na niebanalną skalę i nie ma znaczenia to czy twórca popełnił sobie żart, prowokację, misję (od dawna elementy wpisane w świat sztuki) czy też doznał wizji, której sam nie zrozumiał. No bo jakie to ma znaczenie skoro takie połączenie obrazu i dźwięku wywołuje u ludzi namiętną chęć poszukiwania znaczeń, wręcz ich dostrzegania , a nawet formułowania pełnych, ciekawych i SENSOWNYCH refleksji? O ile dobrze wiem Kubrick wypowiadał się na temat Odysei nie tylko w takim tonie jak przedstawił to autor tego omawianego filmiku. Wypowiadał się na temat konkretnych obiektów, np. o obiekcie ukazanym zaraz po rzuceniu kości zaprzeczał jakoby miał to być statek kosmiczny; stwierdził, że to urządzenie odpowiedzialne za atak nuklearny, masową zagładę, co zresztą ładnie komponuje się z interpretacją forumowicza "Czarny_Baran" kilkanaście tematów niżej, ale mniejsza z tym, Kubrick mógł sobie w tym przypadku robić jaja znużony zapytaniami o treść. Nie w tym rzecz. Kubrick powiedział:
"You're free to speculate as you wish about the philosophical and allegorical meaning of the film—and such speculation is one indication that it has succeeded in gripping the audience at a deep level—but I don't want to spell out a verbal road map for 2001 that every viewer will feel obligated to pursue or else fear he's missed the point".
Reżyser dopuszcza alegoryczne i filozoficzne interpretacje, ale jednocześnie podkreśla, jak ważne jest odczuwanie, o wiele ważniejsze niż analiza zgodna z odgórnie określoną linią. Zresztą sztukę powinno się przeżywać, odczuwać i o to Kubrickowi chodziło. Nie twierdził, że ten film nic nie znaczy. Wręcz przeciwnie. Ponadto Kubrick stwierdził również, że:
"On the deepest psychological level the film's plot symbolizes the search for God, and it finally postulates what is little less than a scientific definition of God [...] The film revolves around this metaphysical conception[,] and the realistic hardware and the documentary feelings about everything were necessary in order to undermine your built-in resistance to the poetical concept."
Jak byk mówi tu o metafizyce i poszukiwaniu boga. Mówi o funkcji dzieła i o tym jaki wpływ miało ono wywrzeć na widzu. Kubrick w tych kilku wypowiedziach nie mówi o bezsensie Odysei, ale o jej ZNACZENIU, które nie koniecznie musi ograniczać się do opowiadanej historii, tzw. fabuły, ale może komunikować się bezpośrednio z odbiorcą na czysto metafizycznej płaszczyźnie. To zdecydowanie wyższy poziom twórczości. Fabuła to w tym przypadku rzecz drugorzędna. Film może być takim dziełem sztuki jak jej inne dziedziny i nic NIE MUSI. Niektóre z nich nieznacznie ograniczane są przez pewne gatunkowe ramy, inne surrealizmy nie są ograniczane praktycznie niczym. Odyseja z pewnością zawiera elementy wspomnianego nurtu i nie ma sensu przed obejrzeniem nastawiać się na oglądanie takiego a takiego "filmu fabularnego", bo to coś więcej niż po prostu film fabularny. To wybitne dzieło sztuki i przejaw genialnej zdolności kreacji, której geniusz polega na tym, że nie potrzebuje fabuły; może sobie nią wzgardzić jak czymś zbytnio przyziemnym i prymitywnym. Niewiele jest takich filmów i nic dziwnego. Gdyby taki zabieg w twórczości był czymś banalnym, bezsensownym, to mielibyśmy takich Odysei na pęczki. To esencja sztuki, a nie historyjka napisana na kolanie.
Mylisz się film, powieść, teatr, opera a nawet komiks zostały pomyślane po to by opowiadały historie! Jeśli chcesz medium wolnego od opowiadania historii polecam oglądanie obrazów, słuchanie muzyki i patrzenie na rzeźby. Tak więc, film fabularny MUSI opowiadać jakąś historie bo w takim celu został stworzony, a jeśli tego nie robi zwyczajnie nie kwalifikuje się jako film - być może wciąż jest sztuką, ale na pewno nie jest filmem. :) Ciekawe też, że sam Kubric przyznał, że nie ten film nie ma znaczenia jakie fani mu przypisują... Więc o jakich sensownych i ciekawych refleksjach może być tu mowa, skoro sam artysta przyznał, że nie te rzekomo głębokie treści nie są jego dziełem, że to tylko przejaw wyobraźni widzów?
Kubrick sam przyznał, że on stworzył film, a każdy może interpretować go według własnego uznania. Niedawno ktoś podał link. I każda interpretacja może być tą potencjalnie dobrą.
Poza tym, nie widziałem do tej pory filmu, który nie opowiadał by jakiejś historii. Choćby najbardziej banalnej. Wnioski autora tej recenzji są bardzo radykalne. A z tym trzeba uważać. Wart zwrócić uwagę, nie mniej trzeba uważać.
Poza tym, jak można mówić o "Odysei", że jest zlepkiem obrazów? Przecież, podzielona na akty, jest zlepkiem trzech historii, które są ze sobą powiązane. Jak można mówić o "Odysei", że nie ma historii, skoro opowiada ich aż trzy? A finał łączy jest w sposób doskonały.
"Mylisz się film, powieść, teatr, opera a nawet komiks zostały pomyślane po to by opowiadały historie!"
Pewnie da się obronić tezę, że taki cel przyświecał ich twórcom u zarania. Nie da się natomiast obronić tezy, że tak funkcjonują i dzisiaj, że pełnią wyłącznie funkcje narracyjne. I filmy bywają afabularne, i literatura. A czasem nawet jeśli mamy jakąś spójną historię, to jest ona tylko przyczynkiem do zaprezentowania i rozważanie jakichś kwestii różnorakiej natury, albo do ewokowania jakichś stanów emocjonalnych.
Co do opowiadania historii, patrz wypowiedź Klee. Co do treści, ja jeszcze nie czytałem wypowiedzi Kubricka, która negowałaby moje postrzeganie filmu, a z tego co czytałem także wielu widzów. Moje odczucia zgadzają się mniej więcej z wypowiedziami Kubricka, które zacytowałem w poprzednim poście. Sam Kubrick przyznał, że odczytywanie Odysei nie powinno polegać na podążaniu za wskazówkami reżysera i dojściem do "prawdy". Nie ma żadnej prawdy, jest artystyczny bodziec skłaniający do metafizycznych rozważań nad jestestwem człowieka i miejscem boga (o którym sam Kubrick wspominał) we wszechświecie. Zresztą co du dużo pisać - Odyseja opowiada konkretną historię: w jednym epizodzie mamy symbolikę ewolucji, w drugim widzimy jej daleko rozwinięte owoce i historię odnalezienia monolitu, nawet jest główny bohater, który zmierza na księżyc w celu zbadania obiektu, są dialogi. W trzecim, kontynuowany jest los monolitu i znów mamy konkretną historię, konkretne zagadnienia (sztuczna inteligencja, jej konfrontacja z człowiekiem, dialogi są, nawet akcja jest). Zakończenie to również opowiadanie historii - sytuacji w jakiej znalazł się Bowman, a być może sytuacji w jakiej znalazł się jego umysł. Do tego cała garść niejasnej symboliki, która nie czyni z Odysei quasi-filmu czy "nie-filmu". Jest to film w pełni znaczenia tego słowa. Długie sekwencje zapisane na taśmie obrazujące pewną rzeczywistość i pewne zdarzenia w niej rozgrywające się muszą być filmem, a to jak i kto to odbiera czy rozumie to już inna kwestia. Słonie bardziej są ptakami niż Odyseja "nie-filmem".
Oczywiście, że modernistyczni i postmodernistyczni twórcy literaccy rzadko zajmują się kwestiami "opowiadania historii". Powyżej podałem przykład grupy OuLiPo, ale kolega Picard pominął wątek. Cóż, jak coś do teorii nie pasuje, zbywa się to milczeniem. A na Wikipedii, pod podanymi przeze mnie linkami, można znaleźć opis ciekawych rozwiązań, jakie stosowali. Kwestia "opowiadania historii" miała dlań nawet nie drugo- a trzeciorzędne znaczenie (a często – w ogóle nie miała znaczenia). Innym przykładem jest działalność grupy Tel Quel. Itd. Jest tego dużo więcej.
Obecnie doszło do tego, że pojawił się nawet nurt obrońców narratywistycznej koncepcji literatury, tak bardzo istotne okazały się tendencje eksperymentatorskie. Przytoczę fragment wypowiedzi kompetentnego badacza: „Pod koniec lat sześćdziesiątych i później […] praktyki artystyczne eksponowały i czyniły z dyskursu, retoryki, czynności autotematycznych w prozie swoją właściwą podstawę, odchodząc jednocześnie od fabuł i opowieści, zaniedbując ograniczone kształty harmonijnych układów zdarzeniowych” (jeżeli ktoś sobie zażyczy, podam przypis). W ten nurt wpisuje się Kubrick ze swoją „Odyseją…”, co dobrze o nim świadczy. Po prostu, był świadom nowatorskich tendencji.
A problem z przekonaniem, iż "film, powieść, teatr, opera a nawet komiks zostały pomyślane po to by opowiadały historie" bierze się, jak zauważył Klee, z pradawnego wręcz, a przynajmniej XIX-wiecznego pojmowania funkcji sztuki literackiej. Ot, takie myślenie jest rozpowszechnione na gruncie tzw. literatury popularnej czy inaczej masowej. One rzeczywiście przede wszystkim "opowiadają historię". Z literaturą jest tak, jak z filmem –
rzeczy ambitne i oryginalne znajdują niewielu odbiorców, chociaż w środowisku tzw. znawców są najwyżej cenione. Ale świat pojmujemy przez pryzmat własnych doświadczeń. Kto nie zetknął się z awangardą XX wieku, ten utrzymuje, że literatura, film, teatr powinny wyłącznie "opowiadać historie". Rozumiemy tyle, ile wiemy - by powtórzyć mój ulubiony slogan.
O problemach "śmierci autora", "rozkładzie przedstawienia" i "zaniku fabuły" pisali literaturoznawcy i teoretycy wielokrotnie – m. in. Roland Barthes, Julia Kristeva, Jaques Derrida, Jean-Francois Lyotard, Poul Riceour itp. Niektórych problemów nie można rozwiązać prostym wpisem, czy – jak powiedziałby Paul Valery – za pomocą „zabobonów literackich”.
Dobra, kończę, bo widzę, że „siła złego na jednego”.
No tak. Ale różnica między drugożędną rolą fabuły, a jej brakiem. Nawet film o polowaniu wielkiej piranii mutanta(styl klasy b) ma fabułe. Przecież na to też składa się "algorytm" zdarzeń. Chyba, że mam jakieś braki w wiedzy, i źle rozumiem pojęcie fabuły.
Powyżej jest: "Kwestia "opowiadania historii" miała dlań nawet nie drugo- a trzeciorzędne znaczenie (a często – w ogóle nie miała znaczenia)." Mowa o twórcach awangardowych XX-wieku. Te dwa pierwsze określenia "drugo-". "trzeciorzędne" biorą się stąd, iż niektóre dzieła miały elementarną fabułę (np. u Italo Calvino). Inne w ogóle odeń stroniły. To się rozumienie w zależności od tego, co kto poznał.
A co do rozumienia pojęcia opowiadanie - są dwa podstawowe, może stąd niektóre nieporozumienia. Ale teraz wydaje mi się to bez znaczenia.
Poza tym u Kubricka nie masz "braku fabuły", a ewentualnie - właśnie jej drugorzędne znaczenie.
Elementarna fabuła to zawsze fabuła. Co do filmu, to nadal nie znam żadnego faktycznego tytułu, który nie miał by fabuły(jedyne, co przychodzi mi do głowy, to Face of Gore, ale to był bardziej program dokumentalny). Jasne, nie widziałem wszystkich filmów na świecie. Ale to nie zmienia faktu, że argument mówiący o tym, iż "Odyseja" filmem nigdy nie była, jest chybiony moim zdaniem.
U zarania czy nie - wymienione przeze mnie media mają za zadanie opowiadać historie: po to zostały stworzone. Napisaliście: ,,Kubrick sam przyznał, że on stworzył film, a każdy może interpretować go według własnego uznania. I każda interpretacja może być tą potencjalnie dobrą." Chwila, chwila, jak którakolwiek z waszych interpretacji może być trafna skoro sam twórca powiedział, że nie ma sensu? Bo jeśli każdy może sam sobie stworzyć znaczenie filmu, to oznacza, że on nie ma znaczenia, że wszystkie te rzekome głębokie treści to tylko wykwit waszej bujnej wyobraźni. :) Od dawna, tak piszę, cieszę się, że wreszcie się ze sobą zgadzamy. Czyli tak jak pisałem: ,,2001" to nie film, to plama Rorschacha, a twierdząc, iż owe ,,dzieło" nie ma sensu, też mam racje, a Wy nie możecie mi zaprzeczyć. ;) Wogóle wasze podejście do sztuki i filmu przypomina mi pewną reklamę: w galerii sztuki współczesnej kilkoro ludzi rozprawia zawzięcie, nad pewną instalacją, podchodzi do niej inna para ludzi i bierze z niej swoje płaszcze - to co miało być dziełem sztuki okazuje się być zwykłym wieszakiem na ubrania. :) I tak samo jest z ,,2001" i nie piszcie mi, że po prostu nie zrozumiałem tego ,,dzieła" - wieszaka, też nie da się zrozumieć, bo tu nie ma nic do rozumienia, i sam Kubrick o tym mówił. :) Co ciekawe powieść stanowiąca nowelizacje ,,2001" ma już wyraźnie fabułę, bohaterów, można zrozumieć co się w niej dzieje - coś czego eksperyment Kubricka powinien jej zazdrościć.
Po pierwsze, to nie są media, tylko typy sztuki. Właśnie problem polega na tym, że redukujesz je do funkcji nośników historii, mediów, to zasadniczy błąd. Po drugie, opowiadanie to ich prymarna, ale tylko jedna z rozlicznych funkcji, więc nie, nie można powiedzieć, że są po to, by za ich pomocą opowiadać historie. Mogę Ci wymienić szereg filmów, które są afabularne i takie, w których choć fabuła jest obecna, to stanowi tylko narzędzie, a nie cel.
Według mnie książka Clarke'a jest po prostu zwykłym opowiadaniem science fiction. Nie widzę w nim przesłania, a przynajmniej nie tak wyraźnie, jak w "2001:Odyseja Kosmiczna"-wersja filmowa. Co prawda, ciekawa to ona jest. Ale słóżyła mi raczej materiał na rozrywkę. Nie po to, aby coś przemyśleć.
"Ale słóżyła mi raczej materiał na rozrywkę." powinno być "Ale służyła mi raczej jako materiał rozrywkowy".
Kilka spraw.
"2001: Odyseja kosmiczna" Clarka to powieść, ewentualnie nowelizacja scenariusza. Pisałem już o tym w niniejszym temacie, dyskusja z i_tichym. Natomiast pierwowzorem było opowiadanie "Posterunek".
Dalej - film to film. Jaki jest koń, każdy widzi, by klasyka zacytować. Myślę, że zastrzeżenia kolegi Picarda są nie do przyjęcia - nawet jeśliby utrzymywał, że to nie film fabularny, bo fabuła nie jest najistotniejsza, i tak pozostaje fakt następujący: to film fabularny, ponieważ posiada fabułę.
Następna sprawa - stwierdzenie, iż "film, powieść, teatr, opera a nawet komiks zostały pomyślane po to by opowiadały historie" to jakieś nieporozumienie. Nie powinno się wygłaszać tak kategorycznych opinii, jeżeli się nie posiada wystarczającej wiedzy. A fakty - rozliczne, zwłaszcza z XX wieku - temu przeczą. Tłumaczyłem Ci już kiedyś, Tajemniczyduchu (nie - duszku, he, he) - ktoś, kto dysponuje niepełnymi danymi przedłoży niepełny i nieprawdziwy obraz stanu rzeczy. Próbowałem namówić kolegę Picarda, by cokolwiek w tym zakresie poczytał. Bez rezultatu. Tak to sobie można dyskutować - upieranie się przy swoim, a swoje to zasób wiedzy, jakim dysponuje w danym momencie. Ta wiedza może być niepełna. Zatem jak kogoś przekonać, jeżeli ten ktoś nie zamierza skonfrontować własnego stanowiska z faktami, których nie zna, a które się mu poddaje? Ja nie akceptuję takiego podejścia - jest wadliwe poznawczo.
Czyli medium nie może być rodzajem sztuki? Pewnie, że może! Co do powieści, wasze stwierdzenia na jej temat, są dość zabawne, zważywszy, że Clarke jest autorem opowiadania ,,The Sentinel", na którego podstawie powstał tzw, ,,film" ,,2001"i jest współautorem scenariusza, do tego ,,działa". Czyli jeśli ktoś naprawdę wiedział o czym miało ono być to właśnie on. I te przemyślenia zawarł w powieści - a Wy go za to krytykujecie? Za to, że rzeczywiście miał coś do powiedzenia, zamiast zdawać się na wybujałą wyobraźnie odbiorców? Proszę, nie mylcie własnych fantazji na temat rzekomej treści ,,dzieła" z filozoficznymi rozważaniami, bo to nie to samo. :) ,,2001" mogło Was skłonić do fantazjowania, ale nie do przemyśleń, bo sam reżyser przyznał, że nie ma tu nad czym rozmyślać. :) Kwestia numer dwa: proszę zdefiniujcie mi pojęcie filmu! Na pewno definicją filmu nie są same tylko ruchome obrazki - przynajmniej, taka definicja nie tyczy się filmu fabularnego, a za taki ,,2001" rzekomo uchodzi. W kwestii mojej wiedzy: po co mam poszerzać swoją wiedzę, na temat wieszaka na płaszcze, który uchodzi za dzieło sztuki? ;) Bo ktoś postanowił, że ów wieszak ma być traktowany jako sztuka? ;) Tzw. sztuka współczesna, to wyłącznie zabawa formą i marginalizacja treści, a ,,2001" jest tego dobrym przykładem. Jak najlepiej ją określić i podobne jej działa? Oto odpowiedni cytat: ,,Koniec i bomba, kto czytał - w tym przypadku oglądał- ;) , ten trąba!"