... spodziewałam się - no naprawdę! - dobrych recenzji...! A tu wiekszość, że "o co chodzi" i ze porno...hm... faktycznie -(szokująco) sporo seksu, naturalnego, takiego ludzkiego i zmysłowego, miejscami moze nieco głupio to ogladać w kinie (ale to mój problem ;), miejscami nieco nużace - bo powtarzalne, ale - wg mnie - z przesłaniem. i do tego metafora lodowa, która swoje znaczenie rozwija powoli przed oczyma mej duszy ( ;-)) muzyka świetna, dobrze ilustruje to co sie dzieję miedzy kochankami. Jednym słowem -podobał mi się. bezpuderyjny i niecodzienny. Wyjatkowo szłam na ten film nic o nim nie wiedzac, nie czytajac przedtem. Byłam zaskoczona - na początku że to "TAKI" film (nawet chcialam wyjśc z kina przez kilka minut..), ale powoli mi przeszło i ... skłoniło do prywatnych reflekcji. cóż...w w czasach wyjazdów za granicę, do innych miast w poszukiwaniu pracy w zasadzie każdemu moze sie taka przygoda zdarzyć. ta przemijalność uczucia, ognia zmysłowości jak topnienie lodu ma swój własny "wzór", swoja cudowną geometrie.
ta przestrzeń interpretacyjna mnie wlaśnie ujęła w tym filmie.
tak dla porownania - "Dziura w sercu" Moodyssona - film o pornograficznym małym światku o samotności - mnie odrzucił. tam to dopiero jest niesmaczne porno z nachalnym przesłżaniem i wciskaną jak kit ideologią.
a w "9 songs" jest nienachalnie, naturalanie i dobrze.
polecam.
Dzieki za tyle cieplych slow, ja ten film po prostu kocham! Obejrzalam go juz trzy razy. Ostatnim razem naet w kinie.