Wiem, spadną na Mnie gromy, wiem, zostanę wyzwany od prostaków? Byc może. Ze swojej strony nie zamierzam obrażac kogokolwiek komu najnowszy film Tarantino się podobał. Nie zamierzam sarkac ani osądzac czyikolwiek filmowy gust, każdy ma swój. Przyznam się jednak, że naprawdę, bardzo dawno nie przydarzył mi się przypadek w którym moja osobista ocena byłaby aż tak krańcowo inna od reszty ocen. "Bękarty Wojny" koszą kasę i to nie tylko u nas, na zachodzie jest bez zmian, może to sprawa, naprawdę porządnej reklamy? Może stoi za tym mile łechtająca czyjąś próżnośc alternatywna historia żydowskiego oporu wobec hitlerowskich Niemiec? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że przecieram oczy i uszy ze zdumienia i nie pojmuję o co tyle krzyku?
Najnowszy film Tarantino jest tak potwornie nudny, że w pewnym momencie żałowałem, że nie zostałem do kinowego fotela przyklejony klejem "kropelka", wtedy przynajmniej wiedziałbym, że nie mam po co mocowac się aby wyjśc a tak, cały czas musiałem walczyc sam ze sobą aby nie opuścic kina.
W najnowszym filmie Tarantino, się gada, gada, gada, gada, gada... i tak bez końca. Sam prolog znakomity, jak w klasyczynym westernie, do tego świetnie wmontowany w ścieżkę muzyczną fragment "Dla Elizy" Bethowena. Potem? Potem to już tragedia. Dialogi, które absolutnie w żaden sposób nie iskrzą się dowcipem jaki pamiętamy z "Resevoir Dogs" czy "Pulp Fiction", coś takiego można usłyszec w naprawdę wielu filmach a przecież Tarantino przyzwyczaił nas do tego, że robi kino szczególne, nie tym razem. Orgia przemocy, tak, jest dosyc ostra, celeborwane w zbliżeniach zrywanie nazistowskich skalpów ale nie jest jejza dużo, nie można powiedziec, że Tarantino ową przemocą epatuje, nie, czyni coś znacznie gorszego, potwornie nudzi, nudzi i jeszcze raz, nudzi.
Pienia z zachwytu nad rolą Christophera Waltza kreującego postac wrednego płk. Aldy. To jakiś żart? W którym miejscu ta postac jest szczególna? W byciu chłodnie uprzejmym i diablo rzeczowym? Tysiąckroc coś podobnego prezentowało stado szwarcharakterów chociażby z dawnych Bondów. Alda jest jednowymiarowym, nazistowskim skurwysynem płaskim jak panele, jednak wszyscy od kolorowych pisemek po gazetę koszerną stoją przed tą kreacją na bacznośc. Ale o co chodzi?
Z całej tej Tarantinowskiej mizerii wyłamuje się finałowa apokaliptyczna orgia w kinie. Na płóciennym, kinowym ekranie gigantyczna twarz dziewczyny, która już nie żyje, śmieje się jednak wieszcząc przerażonym Niemcom to co się za chwilę z nim stanie. Jednak dwie sceny to stanowczo za mało, kiedy w takim "Pulp Fiction" genialne było dosłownie, każde ujęcie.
"Bękarty Wojny" to dla mnie wyraźny akces do tego, że Pan Tarantino się kończy, to również jawna kpina z widza, który ma prawo oczekiwac chocby w przybliżonym stopniu poziomu zbliżonego do pierwszych filmów chłopaka z wypożyczalni video, to mimo wszystko, niepotrzebne epatowanie przemocą, które dziwnie jakoś nie współgrają z autorem "Reservoir Dogs" - wtedy Tarantino stac było na to aby nie pokazywac aktu odcinania nożem ucha, to wreszcie, żałosna a nie dobra rola Waltza, który jednowymiarowo odgrywa jednowymiarowego bohatera.
Naprawdę, myślałem, że mimo wszystko ten film mnie jakoś zaskoczy. Nie zrobił tego. I tak jak w swojej domowej DVDtece mam wszystkie dotychczasowe Tarantinowskie filmy, tak tego miec nie zamiarzam.
Najbardziej wkurza fakt, że Tarantino zachowuje się jak byle chłystek, który braki w reżyserskim warsztacie nadrabia eksplozją przemocy, bo tak najłatwiej. Tak jak pisałem, gatunek gore to nie jest, jednakże, te sceny, które są wystarczają aż nadto. Po co robic zbliżenie zrywania skóry z czaszki przy pomocy noża? Po co pokazywac z detalami podrzynanie gardła? Po co? Czy ktokolwiek z nas widział jak Butch w Pulp Fitcion rozcina kumpla Zeda, ostrą jak brzytwa, kataną? Nie! To było widac, mimo, że pozostawało niewidoczne. Czy ktokolwiek z nas widział jak czaszka wtyczki Wincenta i Julesa eksploduje w fontannie krwi? Po tym jak Wic niechący w nią strzelił ze swej spluwy? Też nie! I to też było widoczne mimo, że w sumie niewiele było widac. Wtedy liczył się klimat, liczył się styl. Za to naprawdę uwielbiałem Tarantino. A teraz? Boleję nad tym, że nawet jeżeli Quentin nakręci najgorsze gówno na jakie go stac to i tak wszyscy pokotem padną do jego Tarantinowskich stóp. Czy ten facet, który posiada niewątpliwy talent, nie przeczę, jest ponad wszelką krytyką? Czy publicznośc ZAWSZE i WSZĘDZIE bez opamiętania będzie walic na jego filmy? To jak "Bękarty" zostały przyjęte w Cannes pozostaje żywic nadzieję, że może się opamięta.
Jeżeli Waltz dostanie za rolę płk. Landy, oscara, to uwierzę, że świat naprawdę skończy się w 2012.
"żałosna a nie dobra rola Waltza, który jednowymiarowo odgrywa jednowymiarowego bohatera. "
Masz na myśli tego kulturalnego pana który przez cały pierwszy rozdział trzymał większość widzów za mordę, a wkrótce później rozbawiał ich do rozpuku ?
Ujmę to tak; To że doszukujesz się w jego kreacji "kolejnego bonda"- nie znaczy to że jego złota palma w Cannes była pomyłką.
Naprawdę nie wiem czy chcesz byc ignorantem czy jedynie kontrowersyjnym, bo tak się składa że ludzie dawno już nie mieli okazji obejrzeć tak SYMPATYCZNEJ, ZABAWNEJ a zarazem PRZERAŻAJĄCEJ kreacji.
Jego uroczo infantylnie wypowiedziane: "That's bingo!" + mimika i tonacja głosu, scena duszenia Bridget Von Hammersmark, czy wreszcie niesamowicie hipnotyczne sugestie na temat niższości narodu żydowskiego na początku filmu.
jantar20123, nie, nie chcę byc igorantem ani nie chcę byc kontrowersyjny. Po prostu myślę samodzielnie bez sugerowania się opiniami innych ani też małpowania tego co inni napiszą. A zatem Ciebie postac Landy trzymała za "mordę", dla mnie była... ujmę to w ten sposób, niczym mnie owa postac nie zaskoczyła. Fersztejen?
Si
W tym "problem" że i mnie żadne opinie na temat Waltza, wcześniej nie ruszały. Jak na typowy spagetti western mieliśmy do czynienia z rolą "ponad programową" której nikt nie wymagał od takiego gatunku, a wiesz mi na aktorstwie "nieco" już się znam.
Co do trzymania za mordę:
Ekhem Nazistów i Komunistów to ja nienawidzę jak psów, a i Waltza nie kojarzyłem dotychczas z żadnych innych kreacji. Nie wiem więc co było bardziej zaskakujące to że Landa wybrał "jasną stronę", czy mimo moich uprzedzeń jego "naznaczenie" uważałem za "niesprawiedliwe"- ot dualizm, który udzielił się nie tylko mi pod koniec seansu. Nie chodzi tu tylko o moje subiektywne odczucia, powiem wprost że po wielu często przesadzonych sugestiach na temat kreacji Waltza zarysował mi się obraz kompletnie innej persony- a jednak mimo wszystko sprostał moim surowym wymaganiom.
Zatem uważaj co chcesz, tylko nie twierdź że postać, która co prawda jakaś super oryginalna nie była, wypadał "jednowymiarowo"- chyba że nie kryjesz się ze swoim czystym SUBIEKTYWIZMEM. Gusta i dośw. filmowe nie mają tu nic do rzeczy.
popieram każde słowo dodam że przydługawe dialogi lub monologi które w innych filmach śmieszyły w tym przypadku były strasznie irytujące
Aha, Równie infantylnie urocze i przy tym jakie odkrywcze! Było jego darcie pyska w momencie tatuowania mu, przez por. Aldo, swastyki na łbie.
Nie twierdzę, że to nie boli:) W sumie, żałosna postac.
Ja się z Twoją opinią nie zgadzam. Mi podobało się to, że podczas seansu raz był śmiech, raz zażenowanie a raz obrzydzenie. I dialogi wcale nie były nudne, jak na film o II Wojnie QT nie miał dużego pola do popisu żeby wszystko utrzymać. I proszę przestańcie porównywać Bękarty to Pulp Fiction bo lepszego filmu nie da się zrobić nawet w 50 % jakim był PF.
Ależ masz święte prawo się nie zgadzac. Ciekaw jestem tylko jednej rzeczy, jak daleko Tarantino zamierza odejśc od "Pulp Fiction"? Zgoda, więcej tych dwóch filmów porównywac nie będę.
W czasach Pulp Fiction Tarantino rewolucjonizował kino popularne. Swoją rewolucję przypieczętował bezkompromisowym arcydziełem, jakim jest Kill Bill. Teraz już nie musi się tak starać, może sobie w spokoju robić proste jednowymiarowe filmy, przy których i my i on sam będziemy się dobrze bawić. Bastardy to porządny film z fajną fabułą i garścią smaczków, który nie wytrzymuje jednak porównania z żadnym z poprzednich filmów Tarantino. Cóż, któryś musi być tym najsłabszym, a konkurencja jest doprawdy zabójcza.
Po fenomelnym Pulpie i świetnych-"Wściekłych Psach" Tarantino robi już tylko swoiste hołdy dla danych filmów.
Kill Bill- wariacja na temat azjatyckich filmów.
Grindhouse: Death Proof i Planet Terror- hołd dla kino z pod znaku tandety i kiczu.
Czy wreszcie spaghetti western pod postacią "Bękartów"
Na tle pozostałych ostatni obraz wypada i tak najbardziej "staro szkolnie"- co nie zmienia faktu że jego obrazu po 1997 to zupełnie inna para kaloszy. Zabawa kinem. Nothing Else.
Pulp Fiction arcydziełem? Jak najbardziej! Kill Bill? Niekoniecznie.
Co to znaczy, że nie musi się starac? Na to jest jedno określenie: "Spoczęcie na laurach" i bynajmniej nie jest to określenie pozytywne.
Nick, dzięki.
Po tym co napisałeś o bękartach wojny i po "Pulp Fiction arcydziełem? Jak najbardziej! Kill Bill? Niekoniecznie. " już wiem, jak bym się wynudził w kinie.
Mimo, iż oceny kill billa były wysokie, dla mnie było to jedno z najtragiczniejszych kinowych rozczarowań.
Oczywiście obejrzę kiedyś bękarty....ale gdzieś orzy okazji, w tv, może od kogoś pożyczę. I wtedy ocenię :)
Oj zaatakują Cię. Za "Aldy" już Cię widzę pojechali. Mi się dostało za "Lando".
Co do reszty im bardziej brnę w tą utarczkę z gimnazjum (lub może rodziną dystrybutora filmu) tym bardziej zauważam miałkość tego filmu. Coraz bardziej widzę, że Tarantino nie miał pomysłu na film. Użył swoich wypróbowanych sztuczek i wziął temat eksterminacji żydów, bo to temat wiecznie modny i czasem niebezpieczny do krytykowania.
Możliwe też, że zrobił film pod łatwego odbiorcę. Głębia osobowości postaci, niepowtarzanie się, chęć przekazania czegokolwiek, unikanie sztampy, chęć zachwycenia czymkolwiek ... tego tu nie ma. Ale niektórym to nie przeszkadza bić się na forum do krwi ostatniej, że ten film to arcydzieło i nie wolno mu dać mniej niż 10.
Jedynym filmem Qentina które możemy śmiało określić mianem arcydzieła jest Pulp. Od 2003 mamy do czynienia z zupełnie innym kinem.
Dla jednych to "spoczęcie na laurach".
Dla samego Tarantina zabawa kinem faceta w średnim wieku.
Czepianie się takich elementów jak gore w Bękartach to jak dowalanie się fontann krwi w Kill Biilach czy Planet Terror.
Ps Bardzo prawdopodobne że następnym krokiem Tarantino będzie wariacja na temat westernów. Tam też będziecie narzekać że do Pulpa mu brakuje ? :>
Czepiać się krwi i przemocy w filmach Tarantino nie zamierzam, bo mam świadomość, że on celowo korzysta z elementów filmów klasy C w swoich filmach. Do każdego filmu podchodzę z jakąś nadzieją, oczekiwanie. Spoczęcie na laurach chyba nie. Bardziej odnoszę wrażenie, że próbuje się bawić tematami coraz bardziej odległymi od jego pierwotnych zainteresowań, więc czasem wychodzi mu to słabiej? Western? Czemu nie. Już wielu twórców udowodniło, że jest to gatunek z potencjałem, robiąc ciekawe filmy w tej konwencji w czasie, gdy większość już obwieściła, że to gatunek martwy. Tarantino ma chyba częściowo indiańskie pochodzenie więc szykuje się to ciekawie.
Alda, Lando:) No, widzisz, zwykle to mi się nie zdarza, do tego stopnia mamy gdzieś bohaterów filmu, że mylimy ich nazwiska. Nie wiem, dla kogo ten film jest super? Dla gimnzjum? Podstawówki, Liceum... Nie będę tutaj kładł wiekowych podziałów. Korzystam jedynie z prawa do zaprezentowania swojego stanowiska.
Jest tak jak mówisz, to co wcześniej było znakiem rozpoznawczym Tarantino a więc te bajeczne punkty zwrotne, które czasami niemal odwracały fabułę o 180 stopni, przypomina mi się kapitalna scena z "Kill Billa" w którym czarna mamba dowiaduje się, że jest w ciąży i... zaczyna toczyc pojedynek z nasłaną na nią płatną moderczynią w imię tego aby obie pozostały przy życiu. To się oglądało.
To co najbardziej wkurza w "Bękartach" to ta cholerna "liniowośc", zero zaskoczenia, skurwysyny są skurwysynami, bohaterowie są bohaterami, narracja się rwie jak włóczka babci Gieni, takie epizodyczne to wszystko. Miałem wrażenie, że oglądam bardzo długi trailer, do tego te nieszczęsne zbliżenia zdzierania skalpów. Nie, to, że jestem jakoś przesadnie obrzydliwy, no, ale sorry, tak to się robi w filmach klasy b albo i c. Niech Tarantino do chu...a pana, zacznie przemawiac do wyobraźni, tak jak to robił wcześniej a nie wali wszystko na tacy.
Brakuje w tym filmie czegoś na kształ katharsis, estetycznego szoku, zadziwienia, czegoś co każe po wyświetleniu się napisów końcowych nadal tkwic w kinowym fotelu. Nie twierdzę, że kreacja Waltza jest zupełnie do d... Nie jest to jednak postac, której wcześnie byśmy nie widzieli. O wiele bardziej przemawiałby do mnie model kogoś, kto ma całkowitą pewnośc, że służy złej sprawie a mimo z jakiegoś poczucia obowiązku służy tej sprawie nadal, trochę jak sierżant Steiner z "Żelaznego Krzyża" - to byłoby ciekawe a nie ciągłe odgrywanie nazistowskiego dżentelmena, no, ile można? Sztampa, sztampa, pogrążyła w moich oczach ten film. A co gorsza, film się sprzedał (nie ma to jak miec Pita w obsadzie) a zatem Tarantino żadnej lekcji z tego nie wyciągnie i kolejne jego filmy będą jeszcze gorsze niż ten. Jeszcze nie sięgnął dna.
Wszyscy tak jedziecie po tym filmie jakby naprawde na to zaslugiwal. Z tym filmem jest tak jak z reprezentacja Polski, sklad ustalal nie trener a PZPN a QT i tak zrobil to co nalezalo.
Do Nick_filmweb.
"...zero zaskoczenia, skurwysyny są skurwysynami, bohaterowie są bohaterami..."
Otóż nie mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić, ponieważ oglądając film nie jest wcale takie oczywiste kto jest skurwysynem, a kto bohaterem. Bo tak się składa, że bękarci radośnie baseballem katując żołnierza niemieckiego odznaczonego za odwagę i z uwielbieniem się temu przyglądając bardziej zasługują na miano skurwysynów a nie bohaterów. Takich dwuznaczności w filmie jest wiele. Takie przedstawienie postaci zaskakuje, bo przecież bohaterowie tak by się nie zachowywali jak zwierzęta, prawda?
Cześć. Muszę powiedzieć jedno - całkowicie się z Tobą nie zgadzam. To dobry film klasy B. Typowo "tarantinowy".
Ja po jego filmach spodziewam się tylko sieczki i lejącej się krwi... i tak było. Fabuła nie jest jakoś specjalnie skomplikowana ale lubię się odprężyć :) Co do liniowości... no ja do końca nie wiedziałem, czy spalą to kino, czy wyjdzie klapa. :)
Ale... napisałeś swoją opinię fantastycznie. Pozdrawiam
"utarczkę z gimnazjum", o cholera. Takiego zatwardzenia już dawno nie miałem okazji zaobserwować. Film Ci się nie podobał - okay. Tylko wiesz.. Fakt, że próbujesz podbudować swoją opinię i dodać jej wiarygodności przez deprecjonowanie znaczenia opinii ludzi, którym film przypadł do gustu, jest po prostu żałosny.
A zarzut sztampowości w stosunku do tej produkcji jest już - wybacz brak ogłady - po prostu debilny.
To, że masz prawo do własnej opinii jest ważne
to, że możesz ją wyrazić - istotne
to, że mam ją w d... - bezcenne
blaz1984. Wiesz, sporo tych moich opinni. Uważaj aby ci ta twoja d... nie odpadła.
Wszystkie są na jednakowym poziomie, więc nie ma obaw. Ale żeby było jasne, szanuję to, że masz prawo do swojego zdania. Gdyby każdy miał takie samo, byłoby nudno. Pozdrawiam
Tak? W sensie, że są negatywnie nastawione względem filmu? A twoje, rozumiem, prezentują poziom ciut wyższy ponieważ są naładowane pozytywnie? Aha, jesteś mądry.
Również pozdrawiam.
I, żebyś wiedział. Jest CHOLERNIE nudno! 14 recenzji i wszyskie pieją, ze to skończone arcydzieło! Jak ma nie byc nudno. Czy w tym kraju znajdzie się choc jedno pismo w którym recenzent nie sikał po spodniach przy omawianiu najnowszego tarantinowskiego dzieła?
Ale rozumiem, że te recenzje wynikają z tego, że wszyscy są ślepo zapatrzeni w ten film, całe sale świetnie się bawiących ludzi, jak również Ci, którzy rozmawiają o nim długo po obejrzeniu, do których i ja się zaliczam, to po prostu ślepa tłuszcza, nie mogąca dostrzec prawdy, której ty jesteś piewcą. Czy tak?
Ależ skąd! Tylko, błagam Cię, pisz, że to dobry film i ci się podoba ale skończ wreszcie z tym bredzeniem o super zabawie. Ten film nie jest komedią! Jeżeli bierze cie rechot bo żyd-bohater rozjebał niemcowi głowę bejsbolem to lepiej nic więcej do mnie nie pisz. Taka moja mała prośba.
Ależ skąd! Tylko, błagam Cię, pisz, że to dobry film i ci się podoba ale skończ wreszcie z tym bredzeniem o super zabawie. Ten film nie jest komedią! Jeżeli bierze cie rechot bo żyd-bohater rozjebał niemcowi głowę bejsbolem to lepiej nic więcej do mnie nie pisz. Taka moja mała prośba.
Hmm rozgryzłeś mnie, tak, właśnie to wzbudziło we mnie niezmierną wręcz wesołość. (spróbuj zauważyć ironię, to takie coś, czego w Bękartach najwyraźniej zauważyć Ci się nie udało)Jeżeli dla Ciebie szeroko rozumiana zabawa sprowadza się do pustego rechotu, to ciekawe musi być twoje życie niezmiernie. Nie będę przywoływał scen które były majstersztykiem i aż wbijały w fotel, nie będę rozwodził się nad genialnie dobraną ścieżką dźwiękową czy grą aktorską opierającą się w 99% na pastiszu, bo patrząc na twoje argumenty po prostu szkoda na to czasu. I tym optymistycznym akcentem przychylę się do twojej prośby zawartej w ostatnich zdaniach twojego posta. Pozdrawiam tak czy owak.
No, oświec mnie i napisz jak to jest ironicznie rozwalic komuś łeb? Twoja riposta jest do tego stopnia bełkotliwa, że wiem jedno, "Bękarty Wojny" autentycznie ci się podobały, bowiem przyswajasz sobie ich język w swoich do mnie ripostach. Napisz może coś jeszcze a nóz, widelec, język ci się rozwinie i będziesz mógł się pochwalic, że uczstniczyłeś w nowym, lepszym filmie Tarantino, który byc może powstanie.
Tymczasem, trzymaj się ciepło.
Pastisz, który wbija w fotel?? Zastanów się co piszesz! QT pomieszał bezsensownie gatunki! Choć może to my Polacy ze względu na swoją historię źle odbieramy takie potraktowanie tematu holocaustu - bajka o żydach-mścicielach, ale żeby wbijał w fotel?? A scena z pantofelkiem a la kopciuszek była żenująca, tak jak zmiana frontu Landy.
Prawda jest taka, że kino przyłączyło się do schlebiania niewybrednych gustów proletariatu, który czyta "Fakt" i ogląda "Klan"... Statystyki nie kłamią...
Zgadzam się z autorem tego posta.
Przemoc, przemoc, przemoc. I tyle. Jeden z najlepszych filmów ever (43 miejsce kiedy to piszę)? Żenada.
Ile wogóle tych bękartów w filmie o bękartach? W wąwozie na początku i trochę na koniec, w restauracji i kine. A gdzie przedzieranie się przez linie wroga, ucieczki z więzienia czy walka o przetrwanie? Razi banalność postaci bękartów, których działanie sprawadza się do zabijania i tak naprawdę stawia ich na równi z nazistami. A słysząc śmiechy na sali, kiedy Żyd-niedzwiedź czy jakoś tak, masakruje głowę hitlerowca kijem baseballowym, przeszły mnie ciarki. To jest śmieszne? A jeśli tak to dlaczego? Bo masakrowany był złym człowiekiem? Człowiek to człowiek. A przemoc to przemoc. Bez znaczenia z której strony wychodzi. Ja rozumiem że niemców trzeba było powstrzymać, bo jeśli nikt by tego nie zrobił, przyniosło by to fatalne efekty ale takie coś? Banał stworzony pod publikę. Nic nie usprawidliwia Tarantino. Wystarczyła kulka w łeb i tyle (w tej scenie, nie reżyserowi;)
Dobre w tym filmie było tak naprawdę tylko otwarcie. Scena z żydowską rodziną.
Nadal nie pojmuję jakim cudem ten film znalazł się na 43 miejscu najlepszych filmów świata? Naprawdę jest lepszy niż (wybiórczo): Into the Wild, Amadeusz, Mój sąsiad Totoro, Truman Show czy lśnienie?
Nawet im do pięt nie dorasta.
Tyle.
Zgadzam się z tobą w całej rozciągłości... A scena masakrowania Niemca była po prostu niesmaczna. W sumie to Niemiec wyszedł w niej na bohatera, który do samego końca udowodnił, że zasłużył na swoje odznaczenia za odwagę, a opiewane tu bękarty wyszły na zwykłe stadionowe karki...
Pytanie, tylko, dlaczego Tarantino stworzył właśnie takiego "dobrego" Niemca? Jeżeli chciał przez to zasygnalizowac, że byc może "Bękarty" idą złą drogą to okazał się byc rażąco niekonsekwętny, nakazując swoim bękarckim bohaterom do końca głęboko wierzyc w to co robią a przydałaby się jakaś zmarszczka na czole Pita, jakieś pytanie bez odpowiedzi, itd, itp.
Cholera, dla mnie to tak zmarnowany potencjał jak diabli. Zgrabna czołówka, potem świetny pierwszy rozdział. Pamiętam, oglądam "dawno temu w okupowanej Francji" i myślę: Wspaniale! Potem mój uśmiech znika no i jeszcze sam finał w kinie, zdecydowanie na duży plus ale to co pomiędzy a uzbierało się tego może ze 120 minut to porażka jak wypluta proteza cioci Eulalii. Zero zaskoczenia, zero "błysku", tylko ciągłe "pieprzenie", które można usłyszec w każdym średnich lotów teatrze TV do tego zbliżenia cwiartowanych niemieckich głów.
Boję się myślec jaki będzie następny film Tarantino.
Sama scena z bejsbolem nie była śmieszna, była elektryzująca i przejmująca. Jak zwykle QT okazuje się być mistrzem interakcji bohaterów, na dodatek bohaterów, których dopiero przed chwilą poznaliśmy. Oczywiście,że Niemiec wyszedł na bohatera- był rewelacyjny. Wzbudza współczucie nie tylko u widza, ale myślę,że nawet u Rotha, który za chwilę rozwali mu łeb. Różnica jest taka,że Roth wie jak sobie radzić ze współczuciem i nie może sobie na nie pozwolić.Być może Werner to dobra osoba, być może nikogo nie zabił, być może w normalnych warunkach mogliby zostać kumplami.Ale kogo to obchodzi?Obaj mają swoje zadania, które muszą zostać wykonane i wcale nie przychodzi im to łatwo,a już na pewno nie jest to śmieszne.Śmieszne, dopiero w kontekście tej sceny, staje się wskazanie palca na mapę. I znów domena QT, czyli przeplatanie elementów tragicznych z komicznymi. Osobiście myślę ,że Tarantino idzie dobra drogą, dojrzewa. W PF cz RD, mimo nagromadzenia świetnych motywów, trochę razi mnie jednowymiarowość bohaterów. Wszyscy to wyluzowani naturszczycy, kopie samego Tarantino. Tutaj jest inaczej, bohaterowie różnią się, nie gadają bez końca, potrafią zamilczeć i się zastanowić.Dla mnie są prawdziwsi.A najlepszym filmem QT jest dla mnie Kill Bill vol.2- wszystkie ukochane przeze mnie kinowe elementy w jednym filmie.
"Różnica jest taka,że Roth wie jak sobie radzić ze współczuciem i nie może sobie na nie pozwolić.Być może Werner to dobra osoba, być może nikogo nie zabił, być może w normalnych warunkach mogliby zostać kumplami.Ale kogo to obchodzi?"
Typowa filozofia karka, który jest jednym z bohaterów... Niedorozwinięta mentalnie młodzież to łyka bo to ich bajka... I walą do kina na Bękartów... Kochają tę "filozofię"...
Głupiś.W KB vol.2 podobna interakcja wywiązuje się między Billem i Czarną Mambą i bynajmniej nie ma ona nic wspólnego z ""filozofią karków"", o której chętnie nieco więcej usłyszę. Dawaj.
kokoloko, wytłumacz mi jak 4-letniemu dziecku, na czym polega wielowymiarowośc porucznika Aldo? Albo na czym polega wielowymiarowośc Rotha bejsbolisty? Bo ty ją byc może dostrzegłeś? Byc może.
Jeżeli mr.White i mr. Orange z "Reservoir" to dla Ciebie postacie jednowymiarowe chociażby w kontekscie finałowej sceny to ja już nie wiem na jakim piszę forum? Jeżeli Jules z "Pulp" to dla Ciebie postac jednowymiarowa to kim są dla ciebie postacie wieowymiarowe? Aha! Może Hitler? Albo dr. Goebels? Albo płk. Landa? Wielośc wymiaru jak jasna cholera.
Odpuscie juz sobie. I idzie obejrzec cos innego.
Meczace to juz jest..
Wcale nie chcecie sie do niczyjej opini przekonac, czy zwyczajnie zrozumiec inny punkt widzenia.
Po prostu slepo bronicie raz wypowiedzianej opinii.
Dobre to jest do pewnego momentu.
Kiedy pojawiaja sie inwektywy - to nudne to juz jest..
p.s. mi sie film PODOBAL.
"W sumie to Niemiec wyszedł w niej na bohatera, który do samego końca udowodnił, że zasłużył na swoje odznaczenia za odwagę"
Jasne. Powinni mu postawić pomnik. Hitlerowców z przekonania powinno spotykać coś o wiele gorszego niż swastyka na czole. Koleś z przekonania to zabijał Żydów. Hitelra zdradził, żeby ratować skórę. Chociaż pewnie Żydów też z tego powodu zabijał. Po stronie silniejszego zawsze jest bezpieczniej.
Co do filmu, to mogę tylko napisać, że był bardzo interesujący, jeden z lepszych w filmografii Tarantino, a jego siła przejawiała się głównie w dialogach (wspaniała i pełna napięcia scena w piwnicy) oraz aktorach (oczywiście Walz, który sugestywnie wykreował jedną z najlepszych czarnych postaci ostatnich czasów - podstępny, inteligentny, znakomicie maskujący swe prawdziwe intencje, balansujący pomiędzy uprzejmością).
O co chodzi? W sumie to nie chce mi się podejmować szerszej dyskusji. Wystarczy chyba stwierdzenie, że nie ma kina dla wszystkich, a to co jedni uważają za atut, innych będzie zwyczajnie nudzić. W sumie dobrze.