Będąc świeżo po lekturze Chandlera sięgnąłem po ten film. Dużym szokiem dla mnie było przeniesienie akcji do czasów współczesnych dla reżysera. Zakładając, że ta innowacja może wyjść dla filmu na korzyść, z zapałem wziąłem się do oglądania.
Już na wstępie muszę zaznaczyć, że wytrwanie do końca było dla mnie męczarnią. Altman, wraz z towarzyszem zbrodni Brackettem, masakrują Chandlera, kroją na kawałki i jeszcze wypróżniają się na literacki pierwowzór.
Fabuła jest przeinaczona, spłycona i prostacka, niczym nasza narodowa mentalność. W książce były zawarte emocje, miłość, wspomnienia, przyjaźń... Tęsknota Eileen za dawnym narzeczonym, tęsknota Marlowe'a za przyjacielem, zranione uczucia...
Phillip Marlowe w tym filmie to bezkręgowy mięczak, facet bez jaj, z wyrazem twarzy mówiącym o problemach z wydalaniem. Jest nieogolony, śpi w butach i nie karmi kota (kogo, kto przeczytał książkę, obchodzi jakiś kot...?!), myśli, że miętoszony w gębie cygar dodaje mu uroku. W przeciwieństwie do oryginału nie panuje nad nerwami, strzela fochy niczym 3-latek ('wy nie zasługujecie na życie!'). Gdzie tutaj ten niezłamany Philip, którego tak wspaniale odgrywał Bogart czy (dwa lata po 'Długim pożegnaniu') Mitchum? Poza tym Marlowe był dżentelmenem... Ten prawdziwy, literacki wypaliłby oczy petem zwyrodnialcowi, który zmasakrował twarz żonie butelką.
Roger Wade to troglodyta, który sprawia wrażenie, jakby nie umiał zdania skonstruować - wpadka Sterlinga Haydena. Eileen Wade to zwykła blondi bez jakiegokolwiek uroku czy wyrazu.
Ten Marty Augustine to totalna, żałosna parodia człowieka - pomijając wspomnianą krzywdę którą wyrządził żonie, każe się wszystkim rozbierać... pedał.
Beznadziejny wątek Terry'ego Lennoxa - postać równie wykastrowana, jak sam Marlowe. Zamiast bohatera wojennego, wiernego przyjaciołom, mamy dupowatego blondasa, zbrodniarza i przemytnika. A to, co 'bohater' zrobił na końcu... szkoda słów.
Totalne nieporozumienie. Nie warto pod żadnym względem! Mówi wam to entuzjasta noir, twórczości Chandlera, jak i 'Długiego pożegnania' - oczywiście, literackiego pierwowzoru.
Przeczytałem, ech... Jeżeli to recenzja, to nie pomagasz. Jeżeli to luźne przemyślenia, to trochę zbyt chaotyczne i spłycone, żeby coś odpowiedzieć. Myślę, że dobrze byłoby, gdybyś inikał ekranizacji. Unikaj książek na podstawie filmów. Nie dostaniesz palpitacji, a ja też będę spokojniejszy i poczytam coś ciekawszego.
Dzięki że się o mnie troszczysz ale to raczej moja decyzja po jakie filmy będę sięgał. A do czytania tego, co napisałem nikt cię nie zmusza.
No niestety, jakaś parodia Marlowa, którego znam - i czarnego kryminału w ogóle.
Pamiętasz może gdzie tam był David Carradine? Zauważyłem go w obsadzie, ale nie mogę sobie przypomnieć kogo grał.
Popatrz w grafice google - jest jego zdjęcie jak leżał w jakiejś celi i był zarośnięty. Poza tym nie pamiętam a po film więcej raczej nie sięgnę :)
"Będąc świeżo po lekturze Chandlera sięgnąłem po ten film."
No i szok!
Film nie jest wiernym komiksem scen przeczytanych w książce.
Gdyby jeszcze zmienić nazwiska to mało kto wpadłby na pomysł wiązania tego filmu z Chandlerem. Może wtedy komuś ewentualnie przyszłaby myśl, że gdzieś coś podobnego widział lub czytał, a po skojarzeniu z książką całą sytuację skwitowałby stwierdzeniem: "marna podróbka". Oczywiście inni widzowie mogą być zachwyceni "subtelnymi" nawiązaniami do oryginału (ja ich za wiele nie dostrzegam ;-).
Jak dla mnie, ten film to partactwo totalne, nie mam pojęcia, czemu jest na podstawie książki, skoro tak bardzo ją wręcz sprofanował. Podejrzewam, że mamy tutaj efekt "oprawienia gówna w ramkę" - bo nakręcił artysta Altman, to choćby bohaterowie owe gówno jedli (a niewiele im już brakowało), to i tak wszyscy by przyklaskali i się zachwycali "wizją reżysera".
Jako odtrutkę polecam mniej znany i moim zdaniem niedoceniony film Arthura Penn'a "Night Moves" (W mroku nocy ) z 1975 roku. Fabuła bardzo podobna, intryga również tylko całość dużo lepiej zrobiona, wyreżyserowana i przede wszystkim zagrana (szczególną uwagę zwraca Gene Hackman w roli detektywa i doskonała muzyka charakterystyczna dla tamtego okresu).