Główna bohaterka to chodząca kupa. Rzuca mięsem, chodzi w dresie, ma do wszystkich pretensje o wszystko i lubi taniec, na dodatek wnerwia się, że taki fajny facet (?) pieprzy się z jej matką. Gdzie w tym bunt? W reklamie.
Reżyserka w ogóle nie myślała o przedstawieniu buntu tej 15latki. Najprawdopodobniej nie ma zielonego pojęcia, co to takiego, ten bunt. Wg niej bunt to picie piwa, przeklinanie i posiadanie w dupie całego świata. Ale bunt to stan umysłu. Inne postrzeganie świata. Jak Mia (bohaterka) postrzega świat do koła? Przez cały film szukałem takich momentów. Nie było ich. Był seks, przeklinanie, bicie się, taniec (o tym później), i wkurzanie się. Czemu? Eee...
A więc dostałem wolne pole do interpretacji. Żadnych wskazówek pozwalających mi polubić tę postać. Mogę tylko jej współczuć. Tylko że gdy się zacznie myśleć, okazuje się, że nie ma czego. Główna bohaterka to ktoś, kto kiedyś chciał mieć w dupie cały świat. W wieku 15 lat uświadomiła sobie, że jedyną możliwością, by móc mieć ten świat w dupie, jest pozwolić by świat miał w dupie ją samą. I ta idiotka się na to zgadza, bo wydaje jej się że to NAPRAWDĘ jest jedyna opcja. Matka robi libacje na 100 osób, ona nie dzwoni po policję, tylko idzie do pokoju i płacze. Matka wysyła ją do specjalnej szkoły, wciskając przy okazji kit jakie to ona sprawia problemy, a ona zamiast powiedzieć pani prokurator prawdę, woli uciec z domu. Czego mam żałować? Jej problem, że jest idiotką.
No i wielka pasja Mii – taniec. Jestem ignorantem, ale czy machanie rękoma i stawianie lewej nogi do przodu jest tańcem z PASJĄ? Jej ruchy są do opanowania w 15 do 20 sekund. Jeśli to było jej wielką pasją, moją wielką pasją jest konstruowanie statków kosmicznych (kiedyś nauczyłem się na pamięć składu paliwa potrzebnego, by ta kobyła wystartowała). Dodatkowo w tych scenach, gdy tańczy, jest fatalny montaż. Widać nikt tu nie wziął sobie do serca nauk Gene’a Kelly’ego, który stwierdził że przy stepowanie tańczy całe ciało, nie tylko stopy, więc kręcono go całego. W „Fish Tank” pokazywane są odrębnie włosy, ręce, czasami jest pokazana cała. Nie ma w tym dynamiki, zaangażowania z niczyjej strony, są tylko pochwały ze strony stron trzecich że jest świetna itd. Śmiech na sali.
3/10
Rada jak najbardziej słuszna. Większość osób (w tym ja) wdawała się w dyskusję do pewnego momentu - do uświadomienia sobie z kim mają do czynienia. Jeżeli kolejna osoba będzie chciała przyłączyć się do tematu, to niech lepiej przeczyta wszystkie posty i zastanowi się czy jest sens. Szkoda klawiatury na pisanie, skoro w odpowiedzi gówniarz wyskoczy ze swoimi cytatami i tekstami w stylu: "dlaczego?", "zdefiniuj to?", "wykaż mi, że to błąd".
Siemasz, Garou!
Jesteś idiotą.
Rozumiem, że nikt dotąd nie miał odwagi ci tego powiedzieć, dlatego choroba stale postępuje. Mogłoby się też wydawać, że skoro zdobywasz coraz więcej wiedzy (czyt. coraz sprawniej posługujesz się pojęciami podsłyszanymi u polonistki), twoja głupota powinna się cofać, a jest wręcz odwrotnie. Achhh, życie jednak potrafi zaskakiwać!
Pozdrowionka! i najlepsze życzenia z okazji zbliżającej się osiemnastki! Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Mówią, że jest najważniejsze, tobie na pewno się przyda.
Zaraz nikt. Kilku się znalazło, chyba że masz na myśli metodą prosto w oczy. Nikt nie miał odwagi, też żałuję.
Czytam i czytam komentarze w tym wątku, nie mogąc się nadziwić ignorancji założyciela tematu. Nie chodzi mi o jego poglądy na temat filmu, ale o niesamowity upór w ignorowaniu tego co się do niego pisze. W dyskusji z użytkownikiem o nicku "manning" to aż biło w oczy. Zresztą podziwiam "manninga" za sposób argumentacji, wiedzę i przede wszystkim... cierpliwość. Co do "Gareta" to sądzę, że brakuje mu empatii poznawczej, umiejętności wczucia się w sytuację i emocje innych. To kurczowe trzymanie się swoich racji, w dyskusji z "manningiem" przybrało już rozmiary groteski.
Mam dokładnie takie same odczucia. Naprawdę nie potrafię wyobrazić sobie życia dla siebie samej, patrząc jedynie w "swój talerz" i na własny czubek nosa. Rozumiem, że nie wszyscy są po to, by żyć dla innych, ale nie rozumiem próby przekonania ludzi o tym, że na ignorancji się lepiej wychodzi. Ale nie będę próbować w jakikolwiek sposób na ten temat z osobami posiadającymi takie wartości rozmawiać właśnie o TYCH wart., bo to nie ma najmniejszego sensu.
A co do filmu.
Właśnie jestem świeżo po, że tak powiem i wystawiłam 9/10. Ze względu na grę aktorską, muzykę i zdjęcia. No i scenariusz, który naprawdę mi się spodobał. Nie ma tu jakiegoś takiego "nawrócenia" na bycie aniołem chodzącym po ziemi. Dziewczyna się zmienia, na swój sposób i to mi się spodobało. Chcę być inna - jest inna, nie chcę - nie jest. Poza tym, ma dopiero 15 lat i ma jeszcze przed sobą trochę lat na zmiany.
Nie rozumiem stwierdzenia, że chyba sama reżyserka nie wie co znaczy bunt. I, że niby Mia wcale nie jest zbuntowana. Bo przecież alkohol, przeklinanie, pyskówki, bójki itp. to wcale nie są oznaki buntu. (mówię to o niepełnoletnich i tych nie dorosłych) Nie? A co to jest w takim bądź razie? Nie mówię, że właśnie te rzeczy, które tu wymieniłam są wyznacznikami buntu, bo NIE TYLKO one nimi są, jest masa innych rzeczy, które bunt charakteryzują. Każdy z nas buntuje się na swój sposób. Np. ja też jestem zbuntowana (mam 16 lat), chociaż szczerze mówiąc, to nie wiem co wszyscy mają na myśli gdy mi to mówią.
Pasją gł. bohaterki był taniec, dzięki któremu mogła przenieść się do innego świata. W miejsce w którym wystarczy, że JEST, a to gwarantuję jej, że ktoś ją ZOBACZY. Nie musiała się bić, przeklinać, pić i zachowywać tak jak się zachowywała, czyli jednym słowem mówiąc, no... - nieodpowiednio. Stwierdzenie, że ważne jest to JAK się tańczy, naprawdę mnie zamurowało. Czy to jak robi się to, co się kocha ma naprawdę jakikolwiek sens? Czy fakt, że ktoś nie potrafi dobrze zasadzić bratka, ale na serio kocha ogrodnictwo robi z niego ofermę (ogrodniczą)? Może jest dobry w koszeniu trawy? A może za rok już będzie sadzić bratki? I nawet założy własną ogrodniczą firmę? Liczy się to, że CHCĘ, że KOCHA to co robi, że CZUJĘ się wspaniale. To są rzeczy, które mają znaczenie. A to czy tańczy jak talent z Broadwayu czy jak beztalencie z przesłuchania do YCD - nie ma znaczenia. Przynajmniej takie jest moje zdanie. I wydaję mi się, że właśnie o to chodzi w posiadaniu pasji w życiu.
Gdzie napisałem, że żyję tylko dla siebie? Tak z ciekawości pytam. Bo to mnie rozwaliło, szczerze! A podejrzewam, że tych dla których żyłem/żyję, jeszcze bardziej.
O filmie nie chcesz dyskutować, więc nawet tego nie czytałem co napisałaś. Fail z twojej strony.
Nie chce mi się czytać całego wątku, więc może powtórzę już czyjeś sformułowanie:
Czy nie zauważyłeś, że ewidentnie pani reżyser chodziło o to, by Mia nie umiała tańczyć? Jest to element bardzo istotny w tym filmie.
Bardzo ładnie rozwinąłeś swoją wypowiedź z innego konta, tylko tak jakby to się nie klei, i trochę długo nad tym myślałeś, ale tak to okey.
-;-
Oba w skali filmwebowej na 1, więc przy okazji mam pytanie: dlaczego twoja nieumiejętność interpretacji jest przez ciebie niezauważana do tego stopnia, że czujesz, iż masz prawo pisać recenzje? Każdy człowiek z pewną wrażliwością i większym obyciem z kinem umiałby coś z tego filmu wyciągnąć. Po twoim opisie wnioskuję, że obejrzałeś film niedokładnie, nie myśląc nad tym, co widzisz.
"Oba w skali filmwebowej na 1"
"Nieporozumienie"... No, w sumie się zgadza.
"więc przy okazji mam pytanie: dlaczego twoja nieumiejętność interpretacji jest przez ciebie niezauważana do tego stopnia, że czujesz, iż masz prawo pisać recenzje?"
Nie wiem, jakoś tak wyszło że tego nie dostrzegałem, i nadal nie dostrzegam.
"Każdy człowiek z pewną wrażliwością i większym obyciem z kinem umiałby coś z tego filmu wyciągnąć"
Napisz do redakcji PWN, żeby zmienili definicję wrażliwości oraz obycia z kinem, a do tego czasu będę się trzymał dotychczasowej definicji.
"Po twoim opisie wnioskuję, że obejrzałeś film niedokładnie, nie myśląc nad tym, co widzisz."
Twoje zdolności dedukcji są bardzo złe, ponieważ wyciągnąłeś mylne wnioski.
Bardzo ładnie symulujesz dystans do dyskusji, to nadal nie zmienia FAKTU, że nie zrozumiałeś filmu. Nie obrażam cię, tylko stwierdzam.
A ja trzymam się obecnych definicji obycia i wrażliwości i dlatego twierdzę, że każdy widz w nie wyposażony zauważyłby więcej w tym filmie niż ty (nie mówię, że oceniłby wyżej, ale może zrozumiał lepiej).
Jakiej dyskusji? Póki co tylko starasz się mi wmówić jakieś głupoty, co mnie cholernie nudzi, i odpowiadam tylko z przyzwyczajenia.
Nie wmówić, tylko stwierdzić FAKT, że nie rozumiesz, co oglądasz. Jeszcze nie dotarło? Czy czytasz moje posty tak, jak oglądałeś film, czyli po łebkach?
Spoko, teraz moja kolej w tej głupiej zabawie, ale to tobie zależy na jej kontynuowaniu.
Nie miałem pomysłu, więc zacytuję Garfielda: "Naprawdę uważam, że powinieneś skoczyć nago do basenu pełnego piranii".
Spoko, teraz moja kolej w tej głupiej zabawie, ale to tobie zależy na jej kontynuowaniu.
Nie miałem pomysłu, więc zacytuję siebie: "Bardzo ładnie symulujesz dystans do dyskusji, to nadal nie zmienia FAKTU, że nie zrozumiałeś filmu."
Nie, mi nie zależy na tej zabawie. Zależy mi, bym dostawał odpowiedź pisząc w czyimś temacie, więc też muszę odpowiadać, jak ktoś odpowie w moim. Takie mam zasady, i na ich przestrzeganiu mi zależy. Nawet jeśli to oznacza niańczenie dzieci, które przyjdą i powiedzą "twoje recenzje są do dupy, ale jak zrobisz świecące literki w swoich recenzjach, wtedy będą fajne".
zgadzam się z garret, naskoczyliście na nią/niego nie wiadomo za co. Pseudo artystyczne filmy, nie pokazujące nic wartościowego i zdobywające (nie wiem czemu) nagrody, nie. Ten film był nudny, po prostu, nic się nie działo, akcje były nie przemyślane, nie realne (jak wtedy, gdy Mia dostała w twarz po porwaniu), autorzy próbowali dodatkowo wprowadzić coś więcej, ale metaforyzowanie też im nie wyszło (chodzi o konia). Film się wlecze, wlecze, wlecze. Mia nie umie tańczyć, ludzie z zewnątrz nie traktują jej jak innych postaci, nonsens. W filmie "Shortbus" padło takie zdanie (luźno przytoczone) "im film jest nudniejszy, tym ludzie oglądają go z większą uwagą, bo myślą, że jest bardziej artystyczny".
aa zapomniałem, jeszcze ta powalająca ścieżka dźwiękowa (czyli jej brak poza muzyką wynikającą z fabuły).
Nie wiem, skąd przekonanie, że film ma mieć ścieżkę dźwiękową. Życie ma ścieżkę dźwiękową? Nie. A film miał być jak najbliżej życia. Zdjęcia kręcono z ręki, często były niedoświetlone, nie było muzyki. I dobrze. Nie uważam "Fish Tank" za arcydzieło, ale faktem jest, że jest to film bardzo życiowy, realistyczny, celny, szczery, autentyczny i ma w dialogach fajne metaforyczne niuanse, które wyłapie i zinterpretuje inteligentny widz (zrozumie on też, o co chodziło z koniem).
Prezentujesz w swoim poście jakże typowe przekonanie: "jeżeli ja nie widzę w filmie nic wartościowego, to znaczy, że NIE MA tam nic wartościowego". Tymczasem to wcale tego nie znaczy. Może (ba, na pewno) jest to wynikiem tego, że ty czegoś nie widzisz, a nie tego, że to nie istnieje. Zachowujesz się jak ktoś, kto nie rozumie np. chemii i mówi, że chemia nie jest głupia. A to nie chemia jest głupia, tylko on jej nie rozumie. Tak samo jest z tobą i tym filmem. Subiektywny ogląd subiektywnym oglądem, ale bez przesady. Twoje stwierdzenie, że film jest nudny, nie musi być prawdą. Tyle.
A garreta czepiam się nie za to, że filmu nie lubi. Ma prawo. Czepiam się tylko tego, że go nie rozumie, jak i ty.
PS. gwoli sprostowania, nie czepiania się - piszemy: "nierealne", "nieprzemyślane", "pseudoartystyczne".
masz rację jeżeli chodzi o pisownię, przepraszam, byłem trochę pijany jak to pisałem (studiuję filologię polską więc nie przystoi mi popełniać błędów). Nie chodzi wcale o to, czy film przekazuje pewne wartości, czy nie, uważam, że każdy ma prawo do jakiegoś sądu i nie ma na świecie prawdy absolutnej. Nie możemy się kłócić jak jest naprawdę, bo nie ma tego "naprawdę". Wg mnie film ze sobą nie niesie nic ciekawego, ale to jest tylko mój pogląd, jak ktoś coś w tym znajdzie to jego sprawa, byle nie nadinterpretował. Jeśli chodzi o "konia" to nie jest tak, że nie zrozumiałem, zrozumiałem jak najbardziej, tylko uważam, że metaforyczność tego przekazu jest na niskim poziomie. Film dodatkowo był niesamowicie przewidywalny. Po prostu, w skrócie, nie podobał mi się, ale nie zamierzam nikomu bronić fascynacji kinem tego typu, Wasza sprawa. Nie uważam też się lepszy od "wszystkich" i sądzę, że narzucanie swojego zdania jest naganne, nie robię tak, piszę co myślę. Jeśli chodzi o pojęcie fabuły, to mogę to porównać do "Requiem dla snu", uważam że film jest przyzwoity i tyle. Nie rozumiem zachwytu, znam lepsze filmy o dragach(podkreślam, że "requiem" zrozumiałem i obejrzałem kilka razy). Tak samo jest z "Fish-tankiem", umiem docenić dobre kino, ale to nie powala, podkreślam ponownie, że to jest moje zdanie i nie nakłaniam do niego nikogo.
Jeszcze coś, o czym zapomniałem, wróćmy do ścieżki dźwiękowej, faktycznie nie ma obowiązku, ale po coś została wymyślona. Tak samo jest np. z ładną okładką książek, nie ma obowiązku, ale lepiej to wygląda. Soundtrack dodatkowo dodaje emocje do filmu, sprawie, że nawet pozornie nudne sceny są ubarwione, a jego brak widać wyraźnie, naprawdę "Fish-tank" się ciągnął i dobra muzyka mogłaby go upiększyć.
Hmm... Ja tylko zauważę, że do tej pory user @doorshlaq nie napisał, czego nie zrozumiałem, za to całkiem sporo rozpisuje się jakie to okropne i straszne, że ja tego nie zrozumiałem, i tworzy na tej podstawie, której nie ma ("nie zrozumiałeś!" - czego nie zrozumiałem? Brak odpowiedzi), mój portret psychologiczny.
Nie zapytałeś mnie ani razu, czego moim zdaniem nie rozumiesz. Gdybyś zapytał, to odpowiedziałbym. Przyznam jednak, że nie bardzo mi się chce - już w odpowiedzi na twój pierwszy post musiałbym pisać około godziny, a ty i tak byś mi powiedział, żem głupi i nie mam racji. A co tu mówić o reszcie twoich wpisów.
Przeczytaj swój pierwszy post. Widać, że nie rozumiesz, czemu bohaterka zachowuje się tak, a nie inaczej, że słabo tańczy, że ma problem ze sobą. Masz za mało wrażliwości i doświadczenia. Nie sądzę, że to jest film wspaniały, ale, na miłość boską, dobrze byłoby choć spróbować włączyć mózg podczas oglądania.
"Jak Mia (bohaterka) postrzega świat do koła? Przez cały film szukałem takich momentów. Nie było ich." - były, ale ich nie widziałeś. Cały film jest o jej postrzeganiu świata - dość prostym, bo ona sama jest dość prosta. Swoją drogą pisze się "doOkoła".
"Żadnych wskazówek pozwalających mi polubić tę postać." - a od kiedy trzeba lubić główną postać?
"Matka robi libacje na 100 osób, ona nie dzwoni po policję, tylko idzie do pokoju i płacze." - a czemu? Próbowałeś się nad tym zastanowić?
"Jestem ignorantem" - jesteś. To prawda.
Mógłbym wdawać się w szczegółowe, merytoryczne polemiki. Ale po co? I tak powiesz, że jestem głupi, rzucisz jakąś "śmieszną" ripostę i poczujesz radość, że wygrałeś. Widzę, że z tobą nie da się dyskutować (innych rozmówców traktowałeś co najmniej opryskliwie i z góry, jakbyś był od nich mądrzejszy).
PS. Współczuję gustu muzycznego.
E, no dobra. Jesteś głupi, <śmieszna riposta>, czuję radość że wygrałem (ale nie powiem, w co i kiedy).
Ale fajnie, Garret cię zjechał. Tego chciałeś? Bo nie rozumiem, czemu zakończyłeś swój post instrukcją, jak mam się zachować na twój post. Nie rozumiem, czemu akurat tak. Ale nie chce mi się wysilać, skoro zadajesz pytania i sam sobie na nie odpowiadasz. Jestem zbędny. Próbuj szczęścia jeszcze raz...
Nie instrukcją, tylko przypuszczeniem, jak się okazało - przypuszczeniem słusznym. Miałem rację, że nie będziesz umiał odpowiedzieć. To dość smutne, bo nawet specjalnie się nie wysilałem, wiedząc, co zrobisz. Pomyśleć, że mogłem naprawdę się wysilić, spędzić godzinę na pisaniu merytorycznie głębokiego posta, przesyconego dobrą argumentacją, a ty i tak, zamiast odpisać równie merytorycznie, byś mi dogryzał. Szkoda, że boisz się dyskusji, bo mogło być ciekawiej.
Nie zrozumiałeś mojej odpowiedzi - nie mam zamiaru współuczestniczyć w udawaniu, że prowadzisz ze mną dyskusję, skoro każda twoja wypowiedź ma na celu tylko obrażenie mnie. To nie dyskusja. W poście z przedwczoraj prawie ci się udało zainicjować jakąś, ale musiałeś to zepsuć odpisując sobie na własne pytania oraz obrażaniem mnie. Przykro mi, zmarnowałeś swoją drugą i ostatnią szansę w tym temacie.
Peace out...
Jakiego obrażania? Czy jeśli ktoś ma kłopoty z PODSTAWOWĄ interpretacją prostego filmu, to zauważenie tego jest obrażaniem?
Pragnę zresztą zauważyć, że nie pozostałeś mi dłużny.
Reszta twojego postu to typowy wybieg człowieka, który nie znajduje odpowiedzi na proste pytania. Będziesz teraz udawał, że to moja wina.
Nie zmarnowałem żadnej szansy. Nie zależy mi aż tak na dyskusji z tobą (bo nie jesteś żadnym znawcą filmu, ja tylko chciałem pokazać ci, gdzie się mylisz). Nie zachowuj się jak król udzielający audiencji prostaczkom. Jeśli nie jesteś gotów na merytoryczną dyskusję, to powiedz to wprost.
Studiuję to samo, co Ty :) Tym razem napisałeś post, z którym zgadzam się w całości. I nigdy nie pisałem, że mój ogląd sytuacji jest lepszy od czyjegoś :) A że film był przewidywalny, to inna sprawa. Zauważ zresztą, że dałem mu "tylko" 7, nie zachwyciłem się nim.
Nie wiem czy chodzi tu o pokazanie buntu, to że próbowałeś go dostrzec to świadczy o tym, że go wypatrywałeś i sądziłeś, że reżyserka jest tak głupia, żeby tak to właśnie ukazywać.
Mia płacze w pokoju podczas libacji matki? Nie zauważyłam.
Taniec. Przykro mi, ale taniec to nie konstruowanie statków kosmicznych i kucie się kroków. Tańczy jak czuje, a to że dla Ciebie to jest "proste", to już inny problem. Ona nie miała tam robić zjawiskowych tricków i wszystkich udowadniać, że ma talent. Może nawet go nie miała. Może tańczyła nieudolnie. Co z tego? Taniec to było jej odreagowanie, poświęcała temu dużo czasu. Pasja- czy ty masz jedynie słuszną definicję? Fatalny montaż...Hahaha "W „Fish Tank” pokazywane są odrębnie włosy, ręce, czasami jest pokazana cała." Brawo, o to chodziło. Tak budowała napięcie. Nie chodziło o sam taniec, tylko skupienie się na Mii. Jest w tym urok, czar, tak jakby reżyserka nie chciała wystraszyć głównej bohaterki, dać jej wolność, swobodę (nadać naturalność). To że to tak odczytałeś - to śmiech na sali.