Amerykanie kiepsko czytają, więc napisy stanowiłyby tylko barierę dla ich odbioru filmu. ; )
Niekoniecznie, zwróć uwagę na ilość amerykańskich remake filmów nie anglojęzycznych. Przeważnie są prawie identyczne co do sceny, różnią się jedynie tym że aktorzy mówią po angielsku.
Daj spokój, robienie filmów w "odpowiednich" językach to wynalazek ostatnich lat. A takie językowe przekłamania i my mamy na sumieniu w naszych filmach dziejących się poza Polską - np. w "Rękopisie znalezionym w Saragossie", w "Faraonie", czy we "W pustyni i w puszczy".
Ale jest różnica miedzy filmem na podstawie lektur jak np. Faraon, a tym, który opiera się na faktach. To znaczy, im dalej się ogląda Liste, tym jerzyk przestaje przeszkadzać, ale gdyby jezyki faktycznie były zachowane klimat odczuwalny byłby dużo bardziej! Wydaje mi się, ze wtedy wydawałby się by "zapięty na ostatni guzik". ;)
Serio? Niby jaka, bo ja jej nie widzę... Poza tym "Lista" też jest oparta na książce, nie "na faktach". No i, jak pisałem, taki kinowy "naturalizm językowy" to wynalazek ostatnich lat, dawniej nikt (nie tylko Amerykanie) się jezykiem nie przejmował. A i dziś to przecież rzadkość... Trudno też oczekiwać od aktorów by ekstra do roli uczyli się języka (tacy wariaci się zdarzają, ale bardzo rzadko), a nauka jeno fonetyczna zwykle mocno rolę przytępia, dubbingowanie zaś... nie. Osobiście też wolałbym język niemiecki w tym filmie, ale jeśli miałbym wybierać między niemieckim a angielskim, ale w wykonaniu Ralpha Fiennesa to bez chwili wahania wybrałbym to drugie. Pzdr.
Spoko loko, wiem, rozumiem, ale wydaje mi sie, ze zgodzisz sie ze mną, ze byłoby naturalniej, jesli jezyki byłyby zachowane. :)
Zgadzam się, mnie też to strasznie irytowało. Moim zdaniem, aktorzy powinni mówić w językach granych przez siebie postaci. Wystarczyły by napisy, a dla analfabetów lektor. To by pomogło się wczuć w klimat filmu. Dobrze że chociaż teksty w tle były w różnych językach.