z cyklu: z jednej tkaniny wszyscy jesteśmy..
dobra, żartowałam.
rozwlekła, nudnawa i cokolwiek niedodeliwerowana postkieślowszczyzna intymistyczna jak dla mnie a z tematem przepracowywania tak zwanego doświadczenia krańcowego, który to temat, w innych okolicznościach przyrody i warunkach pogodowych, walił mnie w łeb bardziej - już to w zawieszonej gdzieś pomiędzy łóżkiem a kuchenką gazową szapołowską z zawieszonego gdzieś pomiędzy końcem a nieskończonością Bez Końca kieślowskiego, już to w zawieszonej gdzieś pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem julietką w Trzech Kolorach - nazwisko kompozytora van den budenmajera samo budzi same adekwatne skojarzenia - już to wreszcie w zawieszonym gdzieś pomiędzy niebem a ziemią robinie z zawieszonego gdzieś pomiędzy niebem a ziemią filmu z robinem williamsem.
nadto kontrola rodzicielska sięgająca tak daleko, że aż w bezczas, to nie jest najlepsza metoda przepracowywania tej burzy trosk i nawałnicy zwątpienia chyba.
(jak bezpodstawnie mniemam) (albo coś źle czytam) (bo nie ma takiego zjawiska w przyrodzie i postprzyrodzie, tutaj i na odwrotnym tle, jak perenialna pępowina, prawda?)
są tu wątki poboczne, które niczego nie wnoszą do historii (odsłanianie prawdziwych powodów wyprowadzki ze szkocji forsuje pod wykrzyczaną rewelację, która okazuje się banałem; farsowe jest szukanie ciepłych zwłok i handel żywym jeszcze towarem), inne znowu wdają się w opisowość zbyt szczegółową tam gdzie pożądane są dobitność i skrótowość (rasowy intymista spędziłby w kostnicy najwyżej pół minuty, do tego w innym tonie) (proszę popatrzeć jak to wygląda choćby w Z costy-garvasa)
poza tym za duże spiętrzenie znaczących zbiegów okoliczności na wahadle zegarowym jak dla mnie - fakt znalezienia idealnego kandydata dla córki na przykład tyleż jest fartowny co szeleszczący papierem.
czy gdyby na przykład chłopak pożył tydzień dłużej, albo córka zmarła tydzień wcześniej, ceremoniału by nie było?
und do weiter, und so weiter.
noniezarezonowałżem.
dzięx!
drobna erratka - otóż scena w trupiarni z filmu costa-gavrasa nie pochodzi z filmu Z jak błędnie napisałem, tylko z filmu Zaginiony z jackiem lemmonem i sissy spacek, chociaż to w sumie bez znaczenia jest..
a jak z percepcją u ciebie, weszło i wyszło czy weszło i zarezonowało?
jak bez znaczenia, jak ze znaczeniem! Wiedza o tym, w którym filmie Costy Gavrasa była trupiarnia jest podstawą przetrwania naszej cywilizacji i mówię to bez absolutnie żadnej ironii!
A nowego Matuszyńskiego jeszcze nie widziałem, ale w polskim kinie to już tradycja, że każdy reżyser po Kieślowskim musi zrobić coś po kieślowskiemu.
noo, pan, panie szymonie, jeszcze takowego nie nakręcił, ale zaproponowana przez pana średnia skieślowszczonych chceniobytów musi się zgadzać - przeto pan matuszyński nakręcił już dwa, bo to i ten i Gadające Głowy sprzed trzech lat..
Aż to dziwne, bo niemal identyczne spostrzeżenia miałem. A może one są oczywiste. Nie było rezonansu.
masz jakiś pomysł, z czego może to wynikać? bo mi automatycznie nasuwa się konkluzja, że farsa okalecza powagę, a powaga okulawia farsę, ale to takie oczywiste nic raczej. po prostu jest w tym filmie coś sztucznego, coś wydumanego, coś wykoncypowanego, słowem coś, co - po wyśmienitej ekspozycji - natychmiast mnie z niego wypluwa. ale z drugiej strony patrząc - dziewczyna siędząca obok mnie pół filmu przepłakała, więc sam już nie wiem - czy ja taki zaimpregnowany, czy ona golusieńka..
Nie wiem sam. Ja miałem wrażenie, że reżyser miał jakiś pomysł na film a potem go stracił, zagubił ale chciał skończyć film.
Ten komentarz zyskałby wiele, gdyby został napisany z zachowaniem zasad pisowni i interpunkcji. Ale nie powiem, pojęcie postprzyrody mi się podoba.
jest takie powiedzenie srod rezyserow"ze jezeli film podoba sie wszytskim tzn ze cos spier....liles" a urocza kolezanka Westernik w swoich kwicistym jezyku opisala ze sie jej troch epodoba a troche nie podoba
no popatrz, a chaplin podobał się nawet eskimosom.. tym powiedzeniem można wybronić wszystko, od Substancji do vegi. nie lubię go.
nie mówię o vedze, tylko o powiedzeniu, które przytoczyłeś. ponieważ nie ma i być nie może takiego filmu, który podobałby się wszystkim, powiedzenie "jezeli film podoba sie wszystkim tzn ze cos spier....liles" jest bez sensu.
no chyba nie do konca bo w tym powiedzeniu chodzi bardziej o to ze film musi budzic emocje te skrajne tez ktore sie moga nie podobac i to jest clue tej sentencji
ok, wobec tego podejdźmy z innej strony do tej sentencji. otóż w myśl tej sentencji vega niczego nie spier...lił w Niewidzialnej Wojnie, ponieważ jego film wywołał emocje? zgodzisz się z tak postawioną tezą czy nie?
ok masz racje ,tak jak w krzywej Gausa ze w pewnej populacji jest mala ilosc geniuszy ,mala ilosc idiotow a najwiecej jest tych sredniaków -zawsze film wywoła jakies emocje jak nie u mnie to u Zbyszka spod 3 -tylko mi bardziej chodzi ze krag zawęzamy do tych co sie troche znaja na kinie
no, brzmi to co najmniej dziwnie, ale wyczuwam tę oceaniczną nutkę sympatii, co więcej moim ólóbionym filmem ever również jest Commando z arnoldem, jednakże zamiast zabijać cię na końcu postanowiłem zadać ci zagadkę:
jest świątynia prawdziwego przebudzenia w pekinie. wewnątrz świątyni siedzi marcin dorociński. na zewnątrz świątyni siedzą żaby. kiedy żaby wejdą do świątyni?
Ja też Cię bardzo lubię więc też Cie nie zabije na końcu tylko postaram się odpowiedzieć - kiedy tylko zechcą
kiedy ja też nie mam. może kiedy dorocińskiemu zachce się siku i ją opuści? to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale twoja mi się podoba, bowiem olewa dorocińskiego.
z drugiej strony - jeżeli ty jesteś dorocińskim, świątynia to twój dom, a żaby są złodziejami, to ta odpowiedź coś o tobie mówi, prawda? tylko co? czy jesteś jak dustin hoffman z Nędznych Psów peckinpaha, który pozwala miejscowym rzezimieszkom dostać się do domu, a strzelbę podnosi i rusza do akcji dopiero w ów czas, kiedy miejscowi krzywdzą mu żonę? czy może jesteś niczym john rambo z piątej części Rambo albo kevin sam w domu, którzy wprawdzie również pozwalają złodziejaszkom na wejście do domostw, ale to bo wcześniej naporozlokalizowali tam pułapek - samochodzików matchboxa i palników gazowych tudzież spadających z góry (wskutek niemożności spadania z dołu) (chyba że mieszka się w chinach) żelazek? bo clintem eastwoodem, który w Gran Torino siada na ganku ze strzelbą i czuwa nie pozwalając nikomu nawet zbliżyć się do progu jego domu na pewno nie jesteś.
z trzeciej znowu strony - jeżeli świątynia to twoje ciało, a żaby to choroby albo inne obce ciała z zewnątrz, to ta odpowiedź też coś o tobie mówi. na przykład, że możesz być podatny na wpływy otoczenia. tu potrzeba by było zadać ci kilka tak zwanych dodatkowych pytań. na przykład: jak tam z twoim stosunkiem do teorii spiskowych? albo: ile razy przechodziłeś covid? pytam retorycznie, z czystej ciekawości.
z czwartej znowu strony - żaby wcale nie muszą być złodziejami, tylko na przykład marzeniami. albo ambicjami. albo nowymi siłami. albo czymś jeszcze innym, ale pozytywnym. chociaż osobiście nie sądzę, albowiem w buddyjskiej świątyni nie ma miejsca dla żab. ale też ty, odpowiadając na to pytanie, mogłeś przecież o tym nie wiedzieć.
ogólnie to jednak przyjęło się mniemać, iż słowa takie jak "dom" czy "świątynia" w religijnych przypowiastkach przeważnie oznaczają człowieka, jego umysł albo ciało. w ewangelii na przykład czytamy, że dom zbudowany na skale przetrwa deszcze i wichury, podczas gdy ten zbudowany na piasku runie przy pierwszym lepszym uderzeniu - przy czym od początku jest jasne, że nie o budynki tutaj chodzi, a ludzi. świątynie ducha świętego. analogicznie, kiedy złodziej odwiedza dom mistrza zen, niejakiego rijokana, nie znajduje tam niczego co mógłby ukraść - albowiem umysł mistrza cechuje pustka, und so weiter, und so weiter.. wprawnie konceptem domostwa żonglują różni twórcy filmowi o ambicjach religijnych, na przykład darren aranofski w Mother. albo romero w Nocy Żywych Trupów. albo bunuel w Aniele Zagłady. jesteś domem bez zarządcy - powiadał z kolei pewien ormiański mistyk, niejaki gurdżijew. a do domu bez zarządcy żaba może wleźć właśnie - tak jak napisałeś - w każdej chwili. kiedy tylko zechce.
jednakże z piątej strony - twoja odpowiedź wcale nie musi charakteryzować ciebie, tylko na przykład twój punkt widzenia. może tak widzisz swojego kolegę. albo na przykład swojego sąsiada.
z siódmej znowu strony - to tylko zabawa, która nic nie oznacza, matematyka nie jest moją mocną stroną, a wszystko co napisałem to bzdura.
ogólnie to sam najlepiej wiesz, co ta odpowiedź o tobie mówi, o ile cokolwiek mówi. prawidłowa jest na pewno, z definicji. jeżeli nie ma prawidłowej odpowiedzi, to znaczy że wszystkie są prawidłowe.
jeżeli o mnie chodzi - zawarte w twojej odpowiedzi odebranie siły sprawczej dorocińskiemu i przerzucenie jej na żaby bardzo mi się podoba. odbieram to jako trafną charakterystykę gatunku tak zwanego homo sapiesiątka.
a w sprawie biletów odezwę się na mejla:)
Hmmm biorąc pod uwagę tak rozbudowaną odp i wyjaśniając poszczególne opcje ta moja lakoniczna odp wypada mizernie - odezwij się na @
a moze Dorocinski to ukyty agent Cross probujacy rozkminic wplływ ksiezyca na doroszkarstwa w chinach w XVIw w odniesieniu do migracji zab do prowincji seczuan a moze Dorocinskiego tam nigdy nie było tylko to palmpsest lub wyprawa na Shutter Island - a moze poszli wszyscy do lasu....
A czy nie bierzesz pod uwagę wariantu braku chęci dalszego leczenia przez młodzieńca, któremu zawalił się świat?
tylko pytanie było o zaby z tego co czytam wiec skad nam sie nagle narysował teamt mlodzienca??- chyba ze chodzi o nieznane mi niuanse
>fakt znalezienia idealnego kandydata dla córki na przykład tyleż jest fartowny co szeleszczący papierem
No dziwne, że filmie z wątkiem magicznym jest magiczny zwrot akcji, jak to tak?
>fakt znalezienia idealnego kandydata dla córki na przykład tyleż jest fartowny co szeleszczący papierem
No dziwne, że filmie z wątkiem magicznym jest magiczny zwrot akcji, jak to tak?
zasadniczy. jedna jaskółka wiosny nie czyni. usprawiedliwiasz absurdy fabuły motywami magicznymi, a więc chcę ustalić, czy twórcy tego filmu świadomie posługują się tymi motywami..
Może być jeden wątek, mogą być dwa, mogą być trzy. Nie każdy film, gdzie pojawia się magia, to fantasy.
Prawdą jest, że przez pierwszą część film stara się być mocno realistyczny, później wchodzi wątek z wizją śmierci chłopaka, nieporozumieniem, samą śmiercią oraz ukrytą relacją, co być może porzuca dotychczasową konwencję filmu.
Można krytykować samo użycie takiego środka czy to jak wypadło, ale nie fakt, że wątek magiczny zawiera magię.
Jeśli nie jesteś w stanie czegoś takiego zauważyć, to albo masz małe pojęcie o kulturze albo nie oglądałeś uważnie.
ostatni akapit jest bez sensu, ale udam, że go nie zauważyłem..
niepotrzebnie się tak naindyczasz tudzież narzucasz konfrontacyjny klimat, ponieważ mi się twoja uwaga spodobała.
nie skreśliłem jej od razu.
sprawiła, że zacząłem się zastanawiać.
przywoływać obrazy, roić rojenia, mniemać mniemania.
ogólnie niefortunnie używasz słowa magia, ponieważ do zaistnienia/przywołania magii potrzeba maga, tymczasem w
filmie nie ma maga.
magia - podług najbliższej memu sercu definicji - polega na powodowaniu zmiany w planie materialnym adekwatnie do swej woli.
tak pomyślany film byłby z pewnością bardzo ciekawy, ale film matuszyńskiego to nie jest film o tym.
proponuję termin opatrzność albo predestynacja, jako iż nie jest weń wpisany czynnik osobowy.
i tak czynnik bezosobowy wpisuje w ludzkie losy co mu się żywnie podług własnego widzimisia.
podsuwa możliwości (w tym wypadku trupa), z których można albo i nie skorzystać.
odpowiada na modły.
nie ma tu żadnej regionalnej specyfiki.
to nie jest też żaden czynnik tamtejszej kultury.
tak jest w każdym innym wierzeniu czy religii.
że cokolwiek zwiążesz na ziemi będzie związane w niebie a nawet wprost przeciwnie - to zdanie, które pasuje do tej historii, a przecież nie ma nic wspólnego ani z miejscem w którym toczy się akcja ani z tamtejszymi rytuałami.
narodziło się w zupełnie innym klimacie i dotyczy zupełnie innej kultury.
moje pretensje nie wynikają z tego, że nie zrozumiałem idei filmu jako podróży od racjonalnego do poza.
moje pretensje wynikają z tego, że mnie ona nie przekonała, nie porwała.
fakt, że w filmie pojawia się tak zwana opatrzność boska jeszcze nie oznacza, że nie może ona szeleścić papierem, prawda?
jest dokładnie tak napisałeś - szeleszczenie papierem dotyczy tego jak to wypadło, nie zaś tego, że w ogóle się pojawia.
po prostu taka podróż według mnie wymaga nieco bardziej subtelnego i delikatnego drgania.
moja wrażliwość nie, a twoja zarezonowała.
najbardziej zarezonowała z panią obok, która płakała.
na koniec mam pytanie:
czy film o osobie głupiej z założenia musi być filmem głupim?
Subtelna wrażliwość płaczącej pani mogła była zarezonować z refleksją, iż parę złociszy dorzuconych do ceny biletu dało by jej w miejsce oglądania tego gniota doznania o wiele bardziej treściwe i satysfakcjonujące, zmaterializowane pod postacią soczystego kebsika lub jakiegoś innego kulinarnego rarytasu. Ten film, niestety udaje rarytas, w stopniu w jakim za PRL-u czyniły to plastykowe banany i winogrona, wykładane w jadłodajniach II kategorii dla ozdoby. Było to o tyle gorsze od sztucznych kwiatów, że czasem jakiś brzdąc w wieku przedszkolnym się nabierał i ulegał rozczarowaniu. W przypadku tego filmu jest podobnie, też znajdzie się ktoś kto wgryza się w barwny plastik w poszukiwaniu miąższu. Co do ostatniego pytania to uważam, że nikt nie jest głupi z założenia. Więc tak. Inna sprawa, że nawet mądry film o narcyzie lub socjopacie, może się stać niekoniecznie zamierzonym narzędziem afirmacji w/w zaburzeń. Dlatego, chociaż tytuł "American beauty" wskazuje w taki sam sposób głównego bohatera jak czyni to "American psycho", to popcornożercy nabierają się na plakat z panią Suvari.
a jednak będę się upierał, że pani która płakała wypadła na tym wszystkim najlepiej.
albowiem do kina nie chodzi się po to, ażeby nań wybrzydzać. do kina chodzi się po to, ażeby dać się porwać.
gdyby nie był to piąty film z rzędu który obejrzałem siedząc na brzeżku niewygodnego krzesełka w prawym dolnym rogu sali tam zaraz jak się wchodzi też inaczej byśmy rozmawiali. albowiem w normalnych okolicznościach przyrody i warunkach pogodowych jestem jak ta pani.
Pani może i wypadła najlepiej ale ja siedząc dosyć wygodnie w kinowym fotelu nie dałem się porwać i prawdopodobnie nie dałbym nawet gdyby to był fotel z masażem relaksacyjnym. Film pod wieloma względami bzdurny o czym napisałem w innym wątku. I chociaż przyciągnął mnie styl i odmienne spojrzenie szanownego, to ja tej szmiry nie kupuję nawet po lampce czegoś lepszego.
no i spoko. każdemu jego niebokrąg. sam dawno już straciłem kontakt z tym dziełem, także kruszyć halabardy nie będę, nawet gdybym ją miał i chciał. zwróciłem tylko uwagę na to, że w kinie zawsze wygrywają ci, którym się podobało. a to, czy podobał ci się film zły czy film dobry, to rzecz drugorzędna. najgorzej mają oczywiście ci, którym podobają się wyłącznie dobre filmy, a nie podobają złe. takich nazywam ludźmi bez wyobraźni, może nawet gustu. trzymajcie mnie od nich z daleka.