Film Napoleon wzbudził we mnie mieszane uczucia, głównie za sprawą nierównego poziomu poszczególnych elementów jego realizacji. Największym atutem produkcji są bez wątpienia spektakularne sceny bitewne – epickie, realistyczne i imponujące wizualnie. Ridley Scott w tym aspekcie spełnił pokładane w nim oczekiwania i dostarczył widowisko na najwyższym poziomie. Niestety, poza tym trudno doszukać się tutaj innych równie porywających elementów.
Postać Napoleona, choć pełna historycznego i dramatycznego potencjału, została przedstawiona w sposób, który pozostawia widza z większą liczbą pytań niż zachwytów. Intencje reżysera wydają się niejasne – czy to subtelna satyra, czy może niezgrabna próba uchwycenia złożoności tej postaci? Napoleon jawi się jednocześnie jako genialny strateg i człowiek o ekscentrycznym, trudnym do uchwycenia charakterze, jednak portret ten nie przekonuje w filmie.
Największe rozczarowanie budzi jednak relacja Napoleona z Józefiną. Historia ich miłości, znana z pełnych pasji listów i burzliwego przebiegu, mogła stać się emocjonalnym sercem filmu. Tymczasem ekranowe interakcje tej pary są pozbawione chemii i głębi. Dialogi brzmią płasko i powierzchownie, a zamiast namiętności i dramatyzmu widz dostaje sztuczne, wymuszone sceny, które nie oddają prawdziwego napięcia tej relacji.
Całość sprawia wrażenie przypadkowo zestawionych epizodów, które – choć dopracowane wizualnie – nie układają się w spójną narrację. Brakuje zarówno angażującej fabuły, jak i wiarygodnego, psychologicznego portretu bohaterów. W rezultacie Napoleon pozostawia widza bardziej zagubionego niż poruszonego, stanowiąc niestety zmarnowaną okazję, by opowiedzieć jedną z najbardziej fascynujących historii ludzkości.