"Napoleon" był jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Uwielbiam historię i epokę napoleońską. Lubię Ridleya Scotta, tak samo jak Joaquina Phoenixa. Uważam "Gladiatora" za wybitny film. W postaci Napoleona i w jego epoce tkwi ogromny, podkreślam, ogromny potencjał dla wszelkiego rodzaju artystów. Niestety pan Scott i pan Scarpa koncertowo położyli temat. Niemal wszystko co mogło pójść źle, poszło źle. To najsłabszy film Scotta, jaki widziałem. Nie będę nic pisać o angielskiej propagandzie, Scott jest wolnym człowiekiem i ma prawo w swoim filmie Napoleona uczynić karykaturą, ale jest to karykatura naprawdę wątpliwej jakości, podobnie jak film sam w sobie. Zacznę jednak od tego co mi się podobało, bo jest tego mniej:
-kostiumy i mundury są naprawdę wysokiej jakości, prezentują się wspaniale
-świetna muzyka, szczególnie podczas bitwy pod Austerlitz i kampanii rosyjskiej
-aktorstwo ogólnie na wysokim poziomie, Vanessa Kirby bardzo dobra, Phoenix niezły, czasami zbyt apatyczny, szkoda też, że nie grał Napoleona, tylko karykaturę Napoleona
-kilka razy uśmiechnąłem się pod nosem
-bitwa pod Austerliz, mimo, że przedstawiona kompletnie ahistorycznie, to robi duże wrażenie
To co mi się nie podobało:
-scena otwierająca, egzekucja Marii Antoniny, to było tandetne i nastawione na tanie szokowanie
-kreacja Napoleona, zrobienie z niego głupka, błazna, prostaka i niedowartościowanego megolamana, prawdziwej karykatury, która jest ponadto jednowymiarowa i płaska
-charakteryzacja Phoenixa jako młodego Napoleona nie istnieje, cesarz wygląda przez ponad 20 lat tak samo, czyli staro
-twórcy nie mogli się zdecydować czy chcą się skupić na polityce i bitwach, czy życiu prywatnym Napoleona i Józefiny, więcej czasu poświęcili jednak relacji cesarza z żoną, wobec czego jakże fascynujące machinacje polityczne ery napoleońskiej oraz kwestie militarne schodzą na drugi plan, są potraktowane po macoszemu
-chaotyczny montaż, nagłe przeskoki kilka lat do przodu, czułem się jakbym oglądał zlepek zwiastunów filmów poświęconych różnym epizodom z życia Napoleona, a nie pełnoprawny, spójny, logiczny film, Scotta i Scarpę ewidentnie przerosło przełożenie tak bogatego życiorysu na język filmowy
- widz odczuwa dysonans poznawczy kiedy film lawiruje pomiędzy groteską i komizmem, a śmiertelną powagą i patosem
-bitwa pod Waterloo rozczarowuje
-nie ma sensu wymieniać wszystkich przekłamań historycznych i bzdur, to nie jest film dokumentalny, tylko rozrywkowy, ale jeśli Scott myśli, że Napoleon wrócił z Egiptu, bo zdradzało go żona, albo nie wie, że cesarz najpierw dogadał się z Aleksandrem w Tylży, a dopiero potem rozwiódł się z Józefiną, to jednak trochę żenada
-liczba ofiar pod koniec filmu, to oskarżenie wobec Napoleona?
Żal zmarnowanego potencjału, naprawdę czuję się rozczarowany i sądząc po ilości negatywnych reakcji na to dzieło, nie tylko ja. Ridley Scott to świetny reżyser, bardzo zasłużony dla kina, ale "Napoleon" więcej chwały mu nie przyniesie, wprost przeciwnie.