Widziałem Znachora z 1937 - świetne kino przedwojenne
Widziałem Znachora z 1981 - świetne kino polskie
2023...
Bałem się, że - wzorem "Pana Samochodzika" - dostaniemy tu jakieś guano bez sensu, ładu i składu.
Choć Leszek Lichota NIGDY w głównych rolach nie zawiódł ("Święty" z tego roku broni się tylko jego i moja rolą ;-) )
Na nowym "Znachorze" spłakałem sie kilka razy. Choćby, kiedy młynarzowa (inaczej, niż boska Bożena Dykiel w poprzedniej wersji) wierząc bezgranicznie w Antoniego, kradnie narzędzia, ale nie kradnie seksu, tylko pozwala obojgu do niego dorosnąć.
Może ten seks jest tutaj lekko nadmiarowy, ale nie razi.
Świetnie rozpisany scenariusz, doskonale zagrane i fenomenalnie zmontowane muzyką, obrazem, kolorami, rytmem.
Ogląda się to, jak piękny obraz, słucha, jak piękny koncert.
Oczekiwałem słynnej sceny z poprzednika - "wysoki sądzie...."
Ale tu postawiono na moźliwość nakręcenia drugiej części (TAK, TAK, TAK !!!). Wiemy z przedwojennej produkcji i książek Dołęgi-Mostowicza, że doktor Pawlicki ma do odegrania jeszcze czarniejszą rolę w życiu profesora Wilczura.
I wersja z 1981 była w tym miejscu wzruszająca, ale słaba.
Młynarzowa - o czym już wspomniałem - tutaj jest bardziej naturalna i lepiej napisana. Jest oczywistym elementem nowego życia Kosiby i przewidziałem, że ślub będzie podwójny :-)
Moim zdaniem to godny następca wersji z 1937 i oczekuję, że Netflix popełni drugą, a może nawet i 3 część...
Byłoby to niezwykłym spięciem tego, co rozpoczął sam Dołęga-Mostowicz...