"Leningrad" to jedna z półtora miliona historii, jakie można opowiedzieć o dzielnej, prowadzonej wbrew sobie i zdrowemu rozsądkowi walce o miasto. To historia bohaterstwa i trudnych wyborów, opowieść o cichym bohaterstwie i rozpaczy.
Reżyser nie popełnił tego błędu co
Wajda i skoncentrował się na ludziach. Wielka polityka, NKWD, wszystko to jest w filmie, lecz nie tłamsi go, nie zabija historii. Tak, w grze aktorskiej, w scenariuszu, a nawet w samej reżyserii można dopatrzyć się wielu błędów i uproszczeń. Jednak film dostarcza też prawdziwych przeżyć i emocji.
To dziwne i smutne, że obraz masakrowanego Leningradu wzbudził u mnie większe emocje niż
"Katyń". Bardzo smutne.