Rosną emocje wokół wprowadzenia naziemnej telewizji cyfrowej. Głos zabrał Instytut Globalizacji, który twierdzi, że pomysł zamknięcia rynku telewizyjnego jest niezgodny z unijnym prawem konkurencji.
Przejście na nadawanie cyfrowe pozwala zmieścić w eterze więcej stacji. Umożliwia nadawanie programów z obrazem i dźwiękiem lepszej jakości (w tym w technice HD), a w przyszłości wprowadzenie dodatkowych usług, np. dostępu do internetu. Od widzów odbiór naziemnej telewizji cyfrowej będzie wymagał zakupu specjalnej przystawki (dekodera). Bez tego nie zobaczymy w telewizorze nic, bo dotychczasowe nadajniki zostaną wyłączone.
Zgodnie z ich planem naziemna telewizja cyfrowa miałaby wystartować już w 2009 r. i na starcie na rynku byłyby dostępne dwie wiązki częstotliwości cyfrowych, czyli tzw. multipleksy. W pierwszym miałyby się znaleźć wszystkie te stacje, które już nadają swój program naziemnie w systemie analogowym, w tym telewizja publiczna. Do całkowitego wyłączenia nadajników analogowych doszłoby nie wcześniej niż w 2012 r., co uwolniłoby sporą część częstotliwości analogowych i pozwoliło uruchomić kolejne multipleksy. Docelowo nadawcy komercyjni - TVN i Polsat - chcieliby być w pierwszym i drugim multipleksie, a telewizja publiczna przeszłaby na trzeci.
Rynku telewizyjnego nie da się zamknąć jednym dekretem, dlatego rozmowy nadawców i regulatorów dotyczą tego, w jaki sposób należy zagospodarować eter na nowo. - Między rynkiem a regulatorem jest pełna zgoda, że w pierwszym multipleksie należy odtworzyć obecną ofertę analogową. A to już poważnie rozszerza konkurencję, bo przecież stacje, jak np. TVN, TVP Info, TV 4 czy TV Puls automatycznie zyskają zasięg ogólnokrajowy - mówi Andrzej Zarębski, szef rady nadzorczej Polskiego Operatora Telewizyjnego (spółki powołanej przez Polsat oraz TVN do cyfrowego nadawania programów telewizyjnych). Przedmiotem sporów jest drugi multipleks. Od tego, czy zostanie zagospodarowany w drodze konkursu, czy przetargu, wiele zależy. Dużo zależy też od tego, czy jego operator będzie aktywny i sam będzie mógł decydować o tym, jakie programy należy w nim zawrzeć, czy też pasywny i wybierze programy wskazane przez KRRiT? - Nadawcy chcą, żeby operator drugiego multipleksu nie decydował o nadawanych treściach. Te treści ustalać miałaby KRRiT, a UKE miałby tylko rozpisać konkurs. To byłoby jednak sprzeczne z prawem, które mówi, że warunki konkursu na operatora multipleksu, również w zakresie zawartości programowej, są przedmiotem porozumienia między KRRiT a UKE - mówi szefowa UKE, która chce zakończyć rozmowy z nadawcami do 15 czerwca. - Poza tym naszym zdaniem operator drugiego multipleksu powinien być operatorem aktywnym. To on ostatecznie decydowałby o zawartości programowej, bo to on musi tę usługę sprzedać na niełatwym rynku, gdzie telewizja cyfrowa już istnieje w postaci platform satelitarnych docierających do 30 proc. potencjalnych odbiorców i kablówek mających 50 proc. rynku. Aktywny operator multipleksu potencjalnie oznacza wejście nowych, konkurencyjnych nadawców na drugi multipleks, i to od samego początku cyfryzacji - dodaje Anna Streżyńska.
Z informacji "Gazety" wynika, że unijni urzędnicy nigdy dotąd nie spotkali się z przypadkiem, w którym wsparcie państwa polega na zamknięciu rynku dla nowych konkurentów. W swoich przepisach Komisja przewidziała natomiast sytuację, w której władze chcą zrekompensować nadawcom konieczność wyłączenia nadajników analogowych jeszcze przed wygaśnięciem koncesji. W tym przypadku Bruksela zgodziła się na "finansową rekompensatę".