Czy warto zagrać w "BioShock: The Collection" na Nintendo Switch?

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Czy+warto+zagra%C4%87+w+%22BioShock%3A+The+Collection%22+na+Nintendo+Switch-138021
Czy warto zagrać w "BioShock: The Collection" na Nintendo Switch?
Wydany w 2007 roku na Xboksie 360 "BioShock" zapoczątkował jedną z najlepszych growych trylogii zeszłej generacji. Pierwsza część ze swoim niesamowitym, podwodnym Rapture zaczarowała każdego, kto w nią zagrał. Trzy lata później pojawił się zrobiony przez 2K Australia "BioShock 2", który nie miał już takiego ładunku jak jedynka, jednak był dużo lepszy pod kątem samej rozgrywki. Minęły kolejne trzy lata i pod koniec życia ówczesnej generacji konsol pojawił się "BioShock Infinite" - spod wody wyszliśmy w chmury, Rapture zastąpiła Columbia, jednak za krzesło dyrektora kreatywnego powrócił odpowiedzialny za jedynkę Ken Levine. W tym momencie zakończyła się też historia serii, bo choć miała powstać jeszcze jedna odsłona na PlayStation Vitę, to finalnie projekt skasowano i na kilka lat świat zapomniał o tej wybitnej serii.


Minęły kolejne trzy lata i 2K Games ogłosiło powrót serii za sprawą "BioShock: The Collection" na pecety oraz konsole PlayStation 4 i Xbox One. Dodane detale, lepsze tekstury, wyższy i stabilniejszy framerate, a na dodatek każda gra miała w pakiecie wszystkie wydane DLC. Po drodze wpadła gdzieś aktualizacja dla Xboksa One X i PlayStation 4 Pro, zaś teraz ta kolekcja zawitała na hybrydowej konsoli Nintendo. Na jakie kompromisy musiało pójść chińskie studio Virtuos, aby to uruchomić i z jakim skutkiem im to wyszło?


W skrócie: portowanie zakończono sukcesem. Wszystkie trzy gry podążają tym samym schematem i w trybie stacjonarnym działają w dynamicznym 1080p, zaś w trybie przenośnym w natywnym dla wyświetlacza Switcha dynamicznym 720p. Co znaczy dynamicznym? Ano to, że kiedy na ekranie zaczyna dużo się dziać, to rozdzielczość może tymczasowo spaść poniżej wspomnianych wyżej, aby za wszelką cenę utrzymać stałe 30 klatek animacji na sekundę. To w sumie największe i od razu widoczne cięcie w stosunku do wydania na PS4 i Xboksa One - tam każda z gier działał w 60 klatkach. Pamiętając jednak jak te gry działały na Xboksie 360 w dniu swoich premier i jak bardzo potrafiły klatkować, to nawet to stałe 30 na Switchu to już duży krok do przodu. Kolekcja na Switcha korzysta również z tych samych, ulepszonych tekstur i efektów, z którymi mieli do czynienia posiadacze PS4 i XONE, więc finalny produkt można umieścić gdzieś w połowie drogi pomiędzy oryginalnymi, a ulepszonymi wydaniami.


Warto wspomnieć też o samym wydaniu tej kolekcji. Decydując się na wersję pudełkową otrzymujemy kartridż, na którym znajduje się początek każdej z gier, a pozostałe dane pobieramy w formie darmowej aktualizacji. Warto się za wczasu przygotować, bo łącznie do pobrania jest 31 GB. Jeśli zaś zdecydujecie się na zakup cyfrowy, to możecie wybrać czy interesuje Was cała trylogia czy chcecie kupić tylko konkretne gry (cena jest odpowiednio niższa, jednak kupno pełnego pakietu wyniesie około 30 złotych mniej, niż w przypadku zakupu każdej z nich z osobna). Warto też dodać, wracając na chwilę do pudełkowego wydania, że pobranie tych brakujących danych nie wymaga realizowania żadnego kodu, więc bez problemu możecie tę grę komuś później pożyczyć czy odsprzedać.


Finalny efekt przerósł moje oczekiwania, bo spodziewałem się, że twórcy będą musieli pójść na więcej kompromisów, szczególnie w przypadku rewelacyjnie wyglądającego "BioShock Infinite" Jeśli nie mieliście wcześniej do czynienia z tą serią albo po prostu chcecie do niej wrócić w trybie przenośnym to BioShock: The Collection na Nintendo Switch możecie brać w ciemno. Pierwsza część nawet dzisiaj, 13 lat po premierze robi ogromne wrażenie, a jej zakończenie wciąż nieźle miesza w głowie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones