TVN jak żadna stacja telewizyjna w Polsce potrafi wyczuć dobrą koniunkturę. Skoro "Taniec z Gwiazdami" i "You Can Dance" ogląda co tydzień parę milionów widzów, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wyciągnąć ich do kina i zarobić na tym dużą kasę. Film powinien być oczywiście o miłości, bo nic tak dobrze się nie sprzedaje jak romans. W rolach głównych muszą pojawić się gwiazdy, które będą stanowić magnes dla widzów. Grunt, żeby pięknie pląsały na parkiecie i nie można było od nich oderwać oczu.
"Kochaj i tańcz" już dziś zapowiada się na jeden z większych hitów tegorocznego sezonu jesienno-zimowego.
Główna bohaterka opowieści to Hania (
Izabella Miko), poukładana życiowo, początkująca dziennikarka, która odkryje, że z nielubianym tańcem łączy ją znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Na swojej drodze spotka fanatyka street dance, Wojtka (
Mateusz Damięcki), marzącego o karierze na Broadwayu. To właśnie dzięki niemu zacznie odkrywać, że dążąc do stabilizacji może przeoczyć coś bardzo ważnego.
Zjawiam się na planie zdjęciowym punktualnie w samo południe. Okazuje się jednak, że trzeba przedłużyć kręcenie sceny tańca i spotkanie z dziennikarzami przełożono na trzynastą. Szczęście w nieszczęściu – przynajmniej mogę przyjrzeć się realizacji.
W warszawskim klubie Space panuje gorąca atmosfera. Na parkiecie buja się około setka statystów - wszyscy jak jeden mąż wydają się wyjęci z filmu
"Step Up 2". (Twórcy
"Kochaj i tańcz" twierdzą jednak, że jeśli ich dzieło ma do czegoś nawiązywać, to będzie to raczej klasyczne
"Dirty Dancing".) Niewidzialny głos informuje, że za moment kamery pójdą w ruch. Założenie jest następujące: imprezowicze szaleją na parkiecie, ale ich uwagę przykuwa tajemnicza para (
Mateusz i
Iza), która tańczy w zupełnie innym stylu niż cała reszta. Słyszę „akcja!”, a wokół rozbrzmiewa energetyczna muzyka. Patrzę na Damięckiego z podziwem - podnosi
Miko bez większych problemów. Reżyser chwali ujęcie, ale zarządza dubel. Potem jeszcze następny, tym razem z użyciem kamery prowadzonej z ręki.
Wybija trzynasta, a ja ruszam na spotkanie z
Izabellą Miko. To dla niej pierwszy od bardzo długiego czasu film robiony w Polsce. Gdy miała 14 lat, wyjechała do Stanów Zjednoczonych, żeby uczyć się tańca w prestiżowej nowojorskiej szkole American Ballet Associaton. Kontuzja kręgosłupa sprawiła jednak, że Iza zmieniła plany i postanowiła zostać aktorką. W Polsce zrobiło się o niej głośno, gdy wystąpiła w komedii
"Coyote Ugly" ("Wygrane marzenia"). Co skłoniło ją więc, by przyjechać do Polski i wystąpić w
"Kochaj i tańcz"? -
To pierwszy film taneczny w Polsce. Uwielbiam taniec, uwielbiam aktorstwo i uwielbiam być w Polsce. Wszystko się jakoś tak dobrze złożyło.
Miko gra w filmie postać, która początkowo nie znosi pląsów na parkiecie. To musiała być chyba katorga...
- Robiliśmy scenkę w szkole tańca. Obserwowałam, jak wszyscy tańczyli. Chciałam wstać i dołączyć do nich. To było dość frustrujące. Kim jest jej bohaterka? -
Hania przechodzi metamorfozę. Z dziewczyny, która nie znała swojej kobiecości i seksualności, zmienia się w kobietę. Odkrywa w sobie coś, o czym nie miała pojęcia, że istnieje. Budzi się na nowo do życia.
Film początkowo miał reżyserować
Maciej Dejczer (
"Na dobre i na złe",
"Oficer"), jednak tuż przed rozpoczęciem zdjęć zastąpił go urodzony w Szwajcarii Amerykanin
Bruce Parramore. To dla niego debiut w pełnym metrażu. Wcześniej wyreżyserował 18-minutowy
"Zenith", a także pracował jako drugi reżyser na planie znanego z polskich ekranów
"Aberdeen".
Miko jest pod wielkim wrażeniem jego krótkich filmów.
Musicalom z małymi wyjątkami nie udało się dotąd zdobyć wielkiej popularności w polskich kinach. Czy
"Kochaj i tańcz" ma szansę na przełamanie złej passy?
Miko nie ma co do tego żadnych wątpliwości:
Chciałabym, żeby młodzi ludzie oglądali takie filmy, żeby mieli nadzieję. Aktorka uważa, że obraz bez wstydu można by pokazać w Stanach Zjednoczonych
. Czy Polacy zakochają się w
"Kochaj i tańcz"? Przekonamy się jesienią tego roku – premierę zaplanowano na przełom października i listopada.