Geje, Żydzi i Chińczycy więźniami Doc Review

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/news/Geje%2C+%C5%BBydzi+i+Chi%C5%84czycy+wi%C4%99%C5%BAniami+Doc+Review-43233
Niestety powoli zbliżamy się do końca 5. Festiwalu Filmowego Planete Doc Review. Sobata była przedostatnim dniem projekcji. Poniżej możecie przeczytać naszą relację. Przypominamy również, iż wciąż czekamy na Wasze recenzje filmów festiwalowych. Teksty możecie przysyłać na adres recenzja@docreview.pl lub docreview@filmweb.pl. Najciekawsze recenzje zostaną nagrodzone.

W ubiegłym roku minęło 70 lat od jednego z najstraszliwszych wydarzeń XX stulecia – zdobycia przez Japończyków Nankinu i następującej po niej masakrze ludności cywilnej. Według ostrożnych szacunków w ciągu pierwszych dwóch miesięcy zginęło 200 tysięcy mieszkańców i żołnierzy, dalsze setki tysięcy zostało okaleczonych i zgwałconych. Liczba ofiar byłaby znacznie większa, gdyby nie działania niewielkiej grupki amerykańskich misjonarzy i niemieckich nazistów, którzy narażając własne życie zorganizowali strefę bezpieczeństwa. O tym właśnie opowiada dokument Billa Guttentaga i Dana Sturmana.
Obok "Nanking" nie da się przejść obojętnie. To, co widzimy i słyszymy na ekranie jest tak wstrząsające, że naprawdę ciężko się tego słucha. Na ekranie widzimy świadków tamtych zdarzeń: Chińczyków, którym udało się przeżyć i Japończyków, którzy w zajęciu miasta uczestniczyli. Ci, którzy już nie żyją również dostali głos w postaci aktorów czytających ich dzienniki i listy. Na tym tle widzimy archiwalne fotografie i materiały filmowe.
Otrzymaliśmy film pozbawiony kontekstu militarno-politycznego, za to niezwykle mocno osadzony w bezpośrednim jednostkowym doświadczeniu. Mimo stosunkowo łagodnej formy, widz zostaje wprost osaczony brutalnymi świadectwami z tamtych zdarzeń, z których ciężko się jest otrząsnąć. Do tego dochodzi świetna muzyka w wykonaniu Kronos Quartet. Dzięki tym wszystkim elementom "Nanking" staje się obrazem ważnym i mocno działającym na widza.
Niezwykle interesującym dokumentem okazał się również izraelski film "Dzieci słońca". Jest to historia pierwszych kibuców – komunistycznej komuny, gdzie wychować miał się 'nowy człowiek'. Reżyser postanowił przybliżyć widzom historię pierwszego pokolenia, urodzonego i wychowywanego według nowych zasad. Miał w tym 'osobisty interes', gdyż jego matka była jednym z tych dzieci. Pewnie dlatego powstał film tak bardzo ciepły, gorzki i osobisty.
Przez cały film na ekranie widzimy archiwalne zdjęcia z tamtego okresu. Z offu zaś dochodzą głosy tych, którzy w kibucu się wychowali i którzy teraz wspominają swoje życie od separacji od rodziny i wychowania w grupie rówieśniczej, przez kolektywną naukę, zabawę i pracę, po dorastania i ostateczne zrozumienie, że na świecie dzieci wychowuje się inaczej. Widzimy, jak nienaturalne dla nas warunki życia i wychowania, dla nich są normą, jak przez to stają się źródłem traumy ale i radości.
Reżyser pozostaje blisko z bohaterami filmu, lecz pozwala im mówić swoim głosem, bazując tylko i wyłącznie na ich wspomnieniach. Prowadzi to do bardzo ciekawych rezultatów, z którymi warto się zapoznać.
"Wrześniowe Karaoke" opowiada o losach kilkorga więźniów, a więc można by się spodziewać surowego mięsa rzeczywistości. Pozory jednak mylą, dzieło Boscha to ciepły, choć momentami gorzki film dokumentalny dla całej rodziny. To zarazem jego zaleta jak i wada. Z jednej strony, dostajemy pełną humanizmu, ładnie i momentami wzruszająco opowiedzianą historię z interesującymi bohaterami. Z drugiej, wszystko to wydaje się zbyt poukładane i za grzeczne, żeby mogło rzeczywiście wstrząsnąć bebechami.
Trzeba przyznać, że Carlos Bosch bardzo sprawnie buduje narrację. "Wrześniowe Karaoke" ma to czego wielu filmom festiwalu zabrakło - dobrze opowiedzianą historię. Reżyser swobodnie porusza się w przestrzeni i czasie, pokazując dramaty, nadzieje i walkę o normalne życie skazanych, którzy starają się nie tracić nadziei i kochać. Nie jest im lekko, ale żyją i są takimi samymi ludźmi jak my. A rok upływa im w monotonnym rytmie od jednego konkursu karaoke do drugiego. Wygląda to ładnie i zgrabnie, tyle, że jest zupełnie pozbawione pazura i - mimo że pokazuje ciemne strony życia (w końcu to więzienie a nie świetlica) - absolutnie poprawne.
Wśród bohaterów są przemytnicy narkotyków, rabusie, złodzieje, brak jednak morderców i gwałcicieli. Z nimi pewnie trudniej byłoby się widzowi utożsamić, ale może za to dodaliby tej całej imprezie niepokojącej pikanterii. "Wrześniowe Karaoke" można zobaczyć i można posłuchać, można nawet przyznać nagrodę, albo dwie, jednak śladu w duszy film Boscha zostawi tyle co "Skazany na śmierć". To stosunkowo bardzo lekki wyrok.
Pewnym rozczarowaniem okazał się również film "Jihad for Love". Twórcy podjęli się niezwykle trudnego zadania przybliżenia historii gejów i lesbijek wyznających Islam. Choć w samym Koranie homoseksualizmowi poświęcono niewiele miejsca, to jednak Islam jest religią niezwykle ostro osądzającą tę orientację seksualną. Według bardzo konserwatywnych nauk, homoseksualizm powinien być karany śmiercią. Bardziej liberalni nauczają, że jest to grzech bądź choroba, której należy się wyzbyć.
W takich warunkach żyją bohaterowie "Jihad for Love". Twórcy wybrali osoby, które pozostają muzułmanami, które nie odrzuciły islamu i wciąż walczą w sobie i na zewnątrz z konfliktem jaki ich wiara wywołuje z ich pragnieniami i potrzebami serca.
Problemem filmu jest to, iż mamy tu zbyt wielu bohaterów. Twórcy chcą pokazać większą grupę osób i ich świadectw, lecz w ten sposób poszczególne historie zatracają się co uważam za błąd. Praktycznie każda z osób mogłaby być bohaterem własnego filmu dokumentalnego i byłby to film niezwykle interesujący. Owszem, w takiej formie ma również pewną wartość, głównie jednak etnograficzną bądź antropologiczną. Czasami dużo wcale nie znaczy dobrze.
Trochę też szkoda, że dla porównania nie został obok "Jihad for Love" pokazany film "For the Bible Tells Me So". Cóż może dokument zobaczymy podczas przyszłorocznej edycji Planete Doc Review.