Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji chce ocenzurować internet! Na pierwszy ogień pójdą sieciowe radia i stacje telewizyjne.
Łukasz Pulkowski jest studentem III roku matematyki i jednocześnie prezesem internetowego radia Uniwersytetu Szczecińskiego. Stacja, którą kieruje, działa w sieci od półtora roku. On i kilkudziesięciu jego kolegów poświęcają rozgłośni cały swój wolny czas, nie biorą za to ani grosza. Nadają wyłącznie muzykę i informacje potrzebne studentom - np. o konferencjach naukowych, tańszych biletach autobusowych.
Na podobnych zasadach funkcjonuje kilkaset polskich stacji radiowych i kilka telewizyjnych emitujących program przez internet. Najczęściej tworzą je młodzi ludzie, którzy w ten sposób chcą podzielić się swoją pasją. To dlatego niektóre nadają przez cała dobę np. tylko muzykę Depeche Mode, a inne - hity z lat 60.
Ale niebawem większość z tych stacji nie będzie już tak niezależna. Chrapkę na kontrolowanie ich ma Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Zgodnie z liczącym ponad 200 stron dokumentem o "Strategii państwa polskiego w dziedzinie mediów elektronicznych na lata 2005-2020" każdy nadawca będzie musiał współpracować z urzędnikami. Czemu ma to służyć? "Ochronie małoletnich i godności ludzkiej w Internecie" - napisano w strategii. Rafał Rastawicki, rzecznik Rady, uzupełnia to tak: - Kiedy powstawała ustawa [1992 r.], nie było internetowych nadawców, dlatego nie ma żadnych przepisów regulujących ich działalność. A naszym zdaniem powinni funkcjonować na podobnych zasadach co tradycyjni.
Dla internetowych stacji oznacza to konieczność starania się o koncesję i zgodę na nadawanie reklam. W przeciwnym razie grożą im kary finansowe rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, a nawet zamknięcie!
Rzecznik nie potrafi jednak wyjaśnić, po co przyznawać koncesję, skoro w internecie nie trzeba rozdzielać pasm radiowych ani telewizyjnych. Dokument KRRiTV nie mówi nic o cenach, ale tradycyjne stacje za koncesję płacą nawet kilka milionów złotych (np. Radio ZET kosztowała ona ok. 7 mln).
Teoretycznie radio internetowe może starać się o statut nadawcy społecznego - tak jak Radio Maryja. Stacja nie nadaje wówczas reklam i koncesje otrzymuje za darmo. Tyle że gdy zacznie np. chwalić zaprzyjaźnione czasopismo muzyczne, koncesję straci i będzie musiało zamilknąć.
- Kontrolowanie internetu mija się z celem, nawet jeśli intencje są szlachetne - denerwuje się Bogusław Hołowiec, specjalista od bezpieczeństwa w sieci. - Co z tego, że radio czy telewizja nie będą nadawać kontrowersyjnych audycji, skoro w każdej chwili można wejść na stronę porno i obejrzeć film ściągnięty z zagranicznego serwera. To absurd, bo małe radia działają w sieci tylko dlatego, że nie stać ich na nadawanie w tradycyjny sposób.
Na pomyśle Rady suchej nitki nie pozostawiają także specjaliści z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Andrzej Horodeński, rzecznik Izby, nazywa go ukrytą cenzurą internetu.
- Kontrolowanie i regulowanie czegoś, co z zasady nie ma granic, jest złe - mówi Horodeński. - Wystarczy, że telewizja czy radio będą nadawać z zagranicy, i polscy urzędnicy nic im nie zrobią.
Pomysł urzędników z Rady muszą jeszcze zatwierdzić rząd i parlament. To w nich cała nadzieja, że projekt nie przejdzie.