Karlowe Wary lubią kino, które nie jest standardowe

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Karlowe+Wary+lubi%C4%85+kino%2C+kt%C3%B3re+nie+jest+standardowe-44515
Kryształowa Kula dla "Przerażająco szczęśliwego" Henrika Rubena Genza była niemałym zaskoczeniem. Jednak nie pierwszy raz wygrywa w Karlowych Warach kino inne, swobodne w dobieraniu środków, eksperymentujące gatunkami lub poszukujące ciekawych historii. W tym roku wybór znów padł na Skandynawię. Dzięki temu festiwalowi na światło dzienne wypłynęła taka perełka jak norweski "Reprise" Joachima Triera. W zeszłym roku zwyciężył ciekawy islandzki obraz "Bagno" Baltasara Kormakura. Nagrodzono tu także "Fucking Åmål" Lukasa Moodyssona czy "Królestwo" Larsa von Triera. Wszystkie wyjątkowe. Jednak film Genza nie sięga tego samego poziomu, chociaż wyraźnie odznaczał się w konkursie reżyserską swobodą. Ta opowieść – groteskowa, pełna gatunkowych stylizacji, przypominająca kafkowski sen – była bardziej atrakcją niż czymś świeżym i wyjątkowym ze strony duńskiego kina. Nie czuć w niej tego dystansu i ironii, którymi tak świetnie operuje Peter Schønau Fog w "Sztuce płakania" ("Przerażająco szczęśliwy" to adaptacja drugiej powieści jej autora), czyniąc z nich zupełnie nową perspektywę spojrzenia na poważny i trudny temat. Brakuje jej też płynnej, niczym nie wymuszonej korespondencji czarnego humoru z gatunkowym doborem i niebanalną treścią spod znaku Andersa Thomasa Jensena. Historia policjanta, który wpada w ciąg intryg pewnej zamkniętej wspólnoty jutlandzkiej demaskującej jego pozorny idealizm, nie wykracza ponad przeciętność. Odwagą stylu dorównywał jej węgierski "Śledczy" Attili Gigora, a znacznie lepiej pod tym względem wypadli "Bracia Karamazow" Petra Zelenki (oba filmy otrzymały specjalne wyróżnienie, czeski reżyser odebrał jeszcze nagrodę FIPRESCI). Człowiek w centrum Na nagrodę za reżyserię w pełni zasłużył Aleksej Uchitel. Ciągle mam przed oczami jedną z ostatnich scen jego "Zakładnika". Wstrząsającą, rodzącą sprzeciw, bo nie takiego zakończenia się oczekuje. Pisałem w piątek, że film Rosjanina budzi wątpliwości i podtrzymuję to zdanie. Nierówno przedstawieni są w nim Rosjanie i Czeczeni. Jest to jednak wyjątkowa na tle tej wojny opowieść, odważna w subtelnie zaznaczonym wątku homoseksualnym, odpowiednia dla czeskiego festiwalu, który bardziej ceni sobie ludzkie historie niż ich polityczne tło. Taką intymną historią jest też pokazany w ostatnich dniach "Fotograf" indonezyjskiej reżyserki Nan Triveni Achnas, który otrzymał nagrodę specjalną jury. Przypadkowa znajomość młodej prostytutki ze starym fotografem (ona wynajmuje u niego pokój) rodzi wzajemną ciekawość i stopniowo odsłania tajemnice skrzętnie przez obojga skrywane. Achnas powoli wkracza z kamerą między swoich bohaterów, nie traci spokoju nawet w dramatycznej chwili, w której poznajemy tajemnicę fotografa. W sekcji "Na Wschód od Zachodu" poświęconej obrazom z Europy Środkowej i Wschodniej nagrodzono "Tulpana" z Kazachstanu – świetny film Siergieja Dworcewoja z polskim wkładem (za kamerą stanęła Jolanta Dylewska). Zabawna opowieść o żyjącym na stepach chłopaku, który walczy o rękę jedynej na przestrzeni kilkuset kilometrów dziewczyny zmienia się w naturalistyczną obserwację życia rozbitego między marzeniami a rzeczywistością. Szybko ten daleki, pustynny świat zbliża się do widza, zachwyca swoją prostotą i bezpośredniością. Nie ma w nim udawania. Ogląda się go jak dokument, któremu życie samo nadało fabularny ton. Trzy oblicza winy Na filmy z Cannes wszyscy idą pewnym krokiem. Wiadomo, czego się spodziewać. Znani są laureaci, znane są głosy prasy. Sekcję Open Eyes traktuje się jak obowiązek. Wiele widniejących w niej nazwisk to ikony współczesnego kina. Jak bracia Dardenne. Ich "Milczenie Lorny" to zupełnie inny świat niż ten w opisywanych poprzednio "Boskim" i "Gomorze". To wewnętrzny świat Lorny – młodej emigrantki, która zadaje się z mafią, żeby zdobyć obywatelstwo Belgii i odłożyć przy okazji trochę pieniędzy. Układ jest jasny. Ona bierze najpierw fikcyjny ślub z Belgiem, potem rozwodzi się i bierze na mężów innych kandydatów na obywateli, których wskażą gangsterzy. Aby do tego doszło musi najpierw wytrzymać w związku z belgijskim narkomanem. I wytrzymuje – z początku wroga, traktująca go jak przedmiot zaczyna się po pewnym czasie angażować, żeby pomóc mu wyjść z nałogu. Coraz trudniej jej się z nim rozwieść. Pewnego dnia mafia podaje mu większą dawkę, żeby to ułatwić. W Lornie rośnie poczucie winy. Z niego bracia Dardenne po mistrzowsku tworzą dzieło o odnajdywaniu w sobie człowieka, które musi przybrać wymiar szaleństwa, żeby doprowadzić do normalności. Poczucie winy jest wszechobecne w "Trzech małpach" Nuri Bilge Ceylana, kolejnym wybitnym filmie tureckiego reżysera. Tematem jest rodzinny kryzys. Po zamkniętych, dusznych pomieszczeniach powoli wędruje kamera, filmuje spocone twarze, pokazuje ich zmęczenie i strach przed wyjawieniem prawdy. Ojciec wziął na siebie karę za wypadek spowodowany przez swojego szefa – znanego polityka. Matka odbiera regularnie pieniądze za przysługę i wreszcie zdradza męża z jego pracodawcą. O wszystkim dowiaduje się syn, ale nic nie mówi. Kiedy ojciec wraca z więzienia, może się domyślać, że został zdradzony. Dopiero tragedia zmusza całą trójkę do spojrzenia prawdzie w oczy. O prześladujących snach, ciągłym niepokoju i niepewności, które wzmagają poczucie winy i odpowiedzialności mówi Ari Folman w świetnym animowanym dokumencie "Walc z Bashirem". Ten niezwykle oryginalny film to spowiedź samego reżysera, coś w rodzaju kina terapii – nowatorskiego, hipnotyzującego i wstrząsającego. Chodzi o masakrę w palestyńskich obozach uchodźców w Sabrze i Shatili w 1982 r., którą dokonali falangiści wspomagający Izraelczyków. Jednak pamięć o tym wydarzeniu nie daje spać obecnym wtedy w pobliżu izraelskim żołnierzom. Wśród nich był Folman, który w animacji swobodnie porusza się w rzeczywistości i sennej fikcji, aby uderzyć na końcu realnym, niepodważalnym dowodem. Genialne kino. Starość i inne czasy Bent Hamer powraca w "O’Horten" do tematu znanego z "Jajek" i "Historii kuchennych", a więc starości. Bohaterem filmu jest Odd Horten (świetny Baard Owe) – maszynista kolejowy, który lada chwila, po 40 latach służby przechodzi na emeryturę. Nie wygląda z tego powodu na szczęśliwego człowieka. Życie nagle traci sens, a rzeczywistość staje się karykaturą samej siebie. Starzec próbuje się w niej odnaleźć. Hamer z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru, ostrożnym dawkowaniem absurdu i przy kojącej muzyce Kaady co chwila stawia bohatera przed wyzwaniami. Kolejny raz tematem przewodnim jest afirmacja życia u jego schyłku. Film nie dorównuje poprzednim dokonaniom reżysera, ale pozostaje w specyficznym, rozpoznawalnym już stylu norweskiego reżysera. Na specjalnym pokazie poza programem festiwalu pokazano najnowszy film Jana Hrebejka "U mnie w porządku". W znanej nam konwencji reżyser porusza znane nam tematy. Jest o samotności, różnicy pokoleń, tęsknocie za dawnymi czasami i przyjaźni. Wszystko w grupie codziennie popijających w spelunie nad rzeką facetów, którzy pewnego dnia postanawiają pomóc jednemu ze swoich, który stracił niemałą sumę na straganowym hazardzie. W grę wchodzi tylko rewanż. Jest zabawnie i z morałem, ale bez żadnych nowości i oryginalnych pomysłów. Po tym filmie miałem wrażenie, że komedie czeskie mi się przejadły. I wcale nie w wyniku tego, że byłem na czeskim festiwalu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones