Przeczytaj rozmowę z reżyserem krwawego "Piątku 13-go"

Newsweek.pl /
https://www.filmweb.pl/news/Przeczytaj+rozmow%C4%99+z+re%C5%BCyserem+krwawego+%22Pi%C4%85tku+13-go%22-51716
Już dziś w polskich kinach debiutuje nowa wersja popularnego horroru "Piątek 13-go". Film opowiada historię psychopatycznego mordercy Jasona Voorheesa, który poluje na grupę nastolatków spędzających urlop nad jeziorem.

Na stronie tygodnika "Newsweek" możemy znaleźć wywiad z reżyserem filmu, Marcusem Nispelem. Poniżej prezentujemy fragment rozmowy.


Parę lat temu realizację przeróbki "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" tłumaczyłeś tym, że namówił cię do tego twój współpracownik Daniel Pearl, który kręcił oryginał i chciał zostać "pierwszym operatorem robiącym dwa razy ten sam film". Teraz nie masz takiej wymówki.

W Stanach mamy dość dziwną sytuację. Niezwykle trudno jest uzyskać akceptację projektu, który jest w 100 procentach oryginalny i który może nie spodobać się przeciętnemu widzowi pragnącemu spędzić w kinie piątkowy wieczór. Stąd też takie przywiązanie do filmowych serii – raz się sprawdziło, może uda się znów. A "Piątek trzynastego" zgodziłem się wyreżyserować, bo akurat ta seria wydawała mi się na tyle ciekawa, żeby spróbować zrobić z nią to, co wcześniej zrobiłem z "Teksańską masakrą". Producenci szukali kogoś, kto byłby w stanie odświeżyć ten cykl opierając się na takich samych założeniach, na jakich oparty był oryginał, a jednocześnie dodać do tej historii coś nowego. Chciałem też udowodnić sobie i innym, że wciąż potrafię przyciągnąć do kin sporą widownię. To jedyne wyjście aby przetrwać na rynku – filmy bardziej osobiste albo ambitniejsze trzeba kręcić na zmianę z filmami mającymi większy potencjał komercyjny (między "Teksańską masakrą" a "Piątkiem trzynastego" nakręcił "Tropiciela" - przyp.red.).

Podczas pracy nad "Teksańską masakrą" nie chciałeś spotkać się z reżyserem oryginału, Tobem Hooperem. A jak było w przypadku "Piątku trzynastego"? Zdecydowałeś się na rozmowę z twórcą pierwowzoru Seanem S. Cunninghamem?

Nie chciałem "zadłużać" się u oryginalnych twórców. Nie chciałem, żeby moje filmy były tylko kopiami. Kiedy pytano mnie, po co biorę się za przerabianie "Teksańskiej masakry" odpowiadałem: "To nie jest remake filmu Hoopera, to przeróbka historii o Jasiu i Małgosi" bo przecież właśnie do tego schematu można sprowadzić fabułę oryginalnej "Teksańskiej masakry". To mnie właśnie zainteresowało – chciałem odkryć co znajduje się u źródeł tamtej historii, co sprawia, że ludzie tak chętnie ją oglądają. W przypadku "Piątku trzynastego" najbardziej intrygował mnie magnetyzm całego tego cyklu, który oddziałuje na widzów z taką samą siłą jak seria filmów o Jamesie Bondzie. Ludzie pójdą do kina na każdą część, na prequel, sequel czy remake. Pragnąłem więc dowiedzieć się jaki jest sekret sukcesu "Piątku trzynastego" i próbowałem wymieszać dwa sposoby realizacji tego typu projektu: z jednej strony zadbałem aby w nowym filmie było wszystko to, co było najlepsze w poprzednich "Piątkach", a z drugiej postanowiłem ich trochę zaskoczyć, odejść od pewnych schematów tej serii. Łatwiej się to robi kiedy nie trzeba patrzeć w oczy facetowi, który powołał serię do życia.

Czyli nowy "Piątek trzynastego" nie będzie kopią filmu Cunninghama...

Nie. Złożyliśmy w całość najatrakcyjniejsze elementy całej serii. W części pierwszej nie zabija Jason tylko jego matka, w drugiej Jason nosi na głowie worek, a w trzeciej – maskę hokejową. W moim filmie widz dostaje to wszystko w ciągu pierwszych 20 minut. To coś jak zbiór najlepszych numerów Jasona albo skrócona wersja całej serii plus parę nowych pomysłów.

Dlaczego po skończeniu pracy nad "Teksańską masakrą" odmówiłeś wyreżyserowania prequela tej historii?

Bo nic więcej bym już z niej nie wydobył. Chętnie natomiast zrobiłbym drugą część "Tropiciela", chociażby dlatego, że w tym filmie nie udało mi się wykorzystać wszystkich pomysłów. Marzy mi się stworzenie filmu, który nie tylko przerodzi się w serię, ale będzie powiązany z całym mnóstwem gadżetów. I nie chodzi mi wcale o to, żeby na nich zarabiać. Takie gadżety sprawiają, że ktoś, kto idzie potem do kina i widzi na ekranie znajome postacie, od razu czuje się z nimi związany. Dorastałem w Niemczech, gdzie na każdy amerykański film trzeba było czekać około roku od jego premiery, ale wcześniej w sklepach pojawiały się przeróżne produkty nawiązujące do tego filmu: figurki, kubki, pościel i tak dalej. Figurkami z "Gwiezdnych wojen" bawiłem na długo zanim obejrzałem film. To zmieniło mnie w fanatycznego kolekcjonera gadżetów związanych z ulubionymi filmami. I dla takich kolekcjonerów chciałbym robić filmy.


Całą rozmowę znajdziecie TUTAJ.