W CANAL+ pojawił się serial Thomasa Vinterberga "Rodziny takie jak nasza". Twórca takich filmów, jak "Na rauszu" czy "Polowanie" opisuje tu całkiem niedaleką i bardzo prawdopodobną przyszłość swojego rodzinnego kraju zagrożonego powodzią. Duńczycy są tu zmuszeni – niczym w odwróconej metaforze współczesności – uciekać na południe Europy, a ta dekonstrukcja kraju doprowadza do zmian także na całym kontynencie. Czy rodziny z "Rodzin takich jak nasza" rzeczywiście wyglądają jak my? Fragment recenzji autorstwa Michała Piepiórki można przeczytać poniżej. Całą jest już dostępna na karcie serialu "
Rodziny takie jak nasza"
POD LINKIEM TUTAJ.
Potop iluzji autor: Michał Piepiórka
Jak będzie wyglądać koniec świata – przynajmniej takiego, jaki znamy? To pytanie, na które kultura chętnie odpowiada, sięgając po mniej lub bardziej fantastyczne scenariusze. Także
Thomas Vinterberg sobie je zadał. Odpowiedzią jest serial "
Rodziny takie jak nasza". Już tytuł sugeruje, że jest to wizja apokalipsy całkiem zwyczajnej, czyli takiej, jakiej spodziewamy się najmniej. Ale właśnie takiej, która jest najbardziej prawdopodobna.
Tak,
Vinterberg – ten specjalista od dramatów psychologicznych, wejrzeń w ludzką duszę, który wraz z
Larsem von Trierem podpisywał niegdyś manifest Dogmy 95, przyrzekając wierność filmowemu realizmowi – nakręcił serial postapokaliptyczny. Ale tym razem Ziemi nie zagrażają kosmici, zombie ani nawet zabójczy wirus, ale jedynie lekko podnoszący się stan wód. Według proponowanego przez Duńczyka scenariusza w pierwszej kolejności miałaby ucierpieć Holandia, jako kraj położony w dużej mierze poniżej poziomu morza. W drugiej kolejności woda z roztapiających się lodowców zagroziłaby Danii, rozmieszczonej na ponad 480 wyspach i leżącej jedynie 30 metrów nad linią wody.
Każdy z odcinków rozpoczyna przekaz medialny, streszczający sytuację kraju z dnia na dzień pogrążającego się w chaosie. Ale to opowieść postapo w naprawdę całkiem innym stylu, więc ci, którzy liczą na efektowne sceny zalewania miast, ewakuacji ludności, walki z żywiołem, rozczarują się. Dramaturgii, napięcia, zagrożenia i wszędobylskiego strachu jednak nie zabraknie. Dania, jako kraj przezorny i racjonalny, postanowiła uprzedzić wydarzenia, biorąc lekcję od Holendrów, których znajdujący się pod wodą kraj w jedną chwilę zbankrutował. Duńczycy chcą tego uniknąć, zależy im na minimalizowaniu szkód – postanawiają więc zawczasu rozwiązać kraj, a mieszkańców przesiedlić z dala od zagrożenia. Podstawowym zagadnieniem podejmowanym przez Duńczyka nie jest więc kryzys klimatyczny czy powodzie, ale migracja, generująca całą rzeszę kolosalnych problemów.
Obserwujemy je z punktu widzenia kilku rodzin – z różnych klas społecznych, o różnorakim statusie materialnym, wpływach, możliwościach i wykształceniu. Od bezrobotnej samotnej matki przez nieźle sytuowaną klasę średnią po spadkobierców fortuny, mieszkających z pałacyku.
Vinterbergowi zależy, by przeprowadzić swoich bohaterów przez proces przesiedlenia w jak najbardziej wiarygodny i realistyczny sposób. Śledzimy państwowe procedury relokacji, implementację nowego prawa na czasy kryzysu, a przede wszystkim zwykłe, ludzkie reakcje na całkowicie niespodziewaną sytuację, która doszczętnie rujnuje ich dotychczasowe życie. Z mieszanką fascynacji i przerażenia oglądamy kolejne kroki filmowych postaci, których życie legło w gruzach. I to dosłownie w jedną chwilę – premier ogłosił bowiem decyzję o zamknięciu państwa na konferencji prasowej, w żaden sposób tego wcześniej nie zapowiedziawszy.
Całą recenzję 1. sezonu serialu "Rodziny takie jak nasza" można przeczytać TUTAJ. W niedalekiej przyszłości Dania staje w obliczu ewakuacji z powodu podnoszącego się poziomu wód. Licealistka Laura musi zdecydować, czy opuścić kraj z rozwiedzionymi rodzicami, czy zostać z chłopakiem, w którym się zakochała.