Paul Newman, legendarny amerykański aktor, umiera. Zostało mu zaledwie kilka tygodni życia, które - jak sam zdecydował - chce przeżyć nie w szpitalu, lecz w domu, u boku swej żony i córek.
czytaj dalej...
Newman jest już tak słaby, że nie może poruszać się o własnych siłach. Dlatego szpital onkologiczny w Nowym Jorku opuścił na wózku inwalidzkim i z pomocą swej ukochanej żony. Aktor od wielu miesięcy zmaga się z rakiem płuc. Chemioterapia, która miała być ostatnią deską ratunku, zawiodła - pisze "Fakt".
"Wychodzę ze szpitala, bo chcę umrzeć w domu przy moich najbliższych" - powiedział spokojnie
Newman swym przyjaciołom. Aktor nie ma złudzeń. Tej walki nie wygra. Wyrok już zapadł. "Lekarze nie ukrywali, że
Paulowi pozostało najwyżej kilka tygodni życia" - powiedziała
Joanne Woodward, żona aktora. Jak pisze bulwarówka, chce być ze swym mężem do końca jego dni.
Słynny aktor, zdobywca wielu Oscarów, nie rozpacza. Może jedynie mu żal, że nie doczeka swych złotych godów. W styczniu minie 50 lat od ślubu z
Joanne, największą z wielu miłości jego życia.
Mimo cierpienia, próbuje przed śmiercią uporządkować wszystkie sprawy majątkowe. Swoje ulubione ferrari (samochody kochał tak jak kobiety, a może i bardziej) podarował już jednemu z najbliższych przyjaciół, a zarządzanie firmą produkującą sosy do sałatek, której jest właścicielem, swej córce Elinor.
Newman umiera tak, jak żył i grał w filmach. W wielkim stylu - pisze "Fakt".