Dla kogoś z ambicjami twórczymi niech całe długie życie
Leni Riefenstahl będzie przestrogą: nie można zupełnie bezkarnie wikłać się w mętną i fanatyczną politykę, tworzyć na zamówienie ideologów, a potem twierdzić, że było się tylko artystą. Od dziś w księgarniach
"Leni Riefenstahl. Pamiętniki" - pisze "Gazeta Wyborcza".
Leni pisała te wspomnienia od 1982 r., nieprzerwanie przez pięć lat. Miała wtedy 81 lat i całe długie życie poukładane w głowie, zracjonalizowane wybory polityczne i artystyczne. Wspomnienia były ostatnią szansą, żeby zamazać etykietę artystki na usługach Hitlera, ikony kultury faszystowskiej.
Uznała, że poniosła już wystarczającą karę: powojenne lata nędzy, ostracyzmu, wyczerpujące przesłuchania przez aliantów (wydali jej certyfikat, że nie była zbrodniarzem wojennym, lecz jedynie sympatykiem reżimu), a w końcu upokarzające wtrącenie do szpitala psychiatrycznego. 15 lat po zakończeniu wojny, wściekła i zrezygnowana, dziwi się, że nikt nie chce dać jej pieniędzy na zrobienie filmu. Bo przecież - podkreśla - nic nie wiedziała o zbrodniach i obozach koncentracyjnych.
Jaka jest ta książka, przebój wydawniczy lat 80. w Europie i USA? Czyta się ją z rosnącym zainteresowaniem, niemal jak awanturniczą historię. Dwie trzecie książki to lata powojenne, a więc nie tylko zmagania z biedą czy bojkotem towarzyskim, ale fascynujące przygody w Afryce czy na Karaibach. Widać jej olbrzymią pracowitość, siłę w pokonywaniu trudności, zmagania z chorobami. Ciekawe, jak z tych tysiąca historii i anegdot wybrnie
Jodie Foster, która wzięła się do sfilmowania życia Riefenstahl.
Więcej na temat książki znajdziecie w obszerner recenzji w "Gazecie Wyborczej"
TUTAJ.