Wojna polityków z filmowcami

Gazeta Wyborcza /
https://www.filmweb.pl/news/Wojna+polityk%C3%B3w+z+filmowcami-21604
Dramatycznym patem, źle wróżącym sprawie naszego kina, zakończyła się wczorajsza debata, zorganizowana w gmachu Sejmu przez klub parlamentarny Platformy Obywatelskiej.

Jej tematem miała być "rola państwa we wspieraniu kultury w gospodarce wolnorynkowej", ale w powietrzu, jak siekiera, wisiała sprawa ustawy o kinematografii. Po latach przygotowań ustawa ta ma szansę być uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu. Ma - a właściwie miałaby szansę. Na przeszkodzie stoi stanowisko Platformy Obywatelskiej - pisze w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" Tadeusz Sobolewski.

Jak we wszystkich krajach Unii Europejskiej, ma u nas powstać fundusz kinematografii pochodzący m.in. z dochodów stacji telewizyjnych, publicznych i komercyjnych. Zasada, że ci, którzy zarabiają na rynku mediów, równocześnie wspierają rodzimą produkcję filmową, jest w świecie czymś naturalnym. Ale nie u nas. Jesteśmy krajem wyjątkowym, który swoją przestrzeń medialną oddał stacjom za darmo. Przydzielając koncesje, nie uwzględniliśmy obowiązku wspierania narodowej produkcji. Teraz byłaby okazja ten błąd naprawić. Jednak politycy Platformy wbrew logice mówią o "skoku na kasę", o "ściąganiu haraczu", o "wyciąganiu pieniędzy z kieszeni podatnika".

Filmowcy tłumaczą: jest właśnie na odwrót. Projekt ustawy odczepia fundusz filmowy od podatków zwykłych obywateli. Pobiera je natomiast od wielkich korporacji. Przemysł filmowy ma być wyjęty spod kurateli państwa i włączony w rynek mediów. Mrzonką jest, aby jakakolwiek kinematografia nieamerykańska - może poza hinduską! - mogła finansować się sama, z własnych wpływów. Dzieje się tak nie dlatego, że na filmy amerykańskie "ludzie chodzą", a na europejskie czy rodzime "nie chodzi nikt" (Donald Tusk użył w TVN takiego właśnie argumentu). Publiczność nie ma całkiem wolnego wyboru, ponieważ za kinem amerykańskim stoi potężna promocja, dystrybucja i sieci kin tworzące globalny monopol. Kino europejskie, aby istnieć, potrzebuje wsparcia.

Podczas wczorajszej debaty producent Piotr Dzięcioł mówił o zaniku polskiego przemysłu filmowego. Nad obecnym stanem kinematografii ubolewał także Juliusz Machulski, twórca uznawany za "komercyjnego". Nasze filmy są półproduktami - i także dlatego tak trudno im konkurować na rynku. Robimy filmów za mało, są one za tanie, powstają w chałupniczych warunkach. Nasza kinematografia - mówił Machulski - jest z powodów ekonomicznych niezdolna do podjęcia tematów wymagających znaczniejszych nakładów. Nie powstanie film o Monte Cassino ani film o Kurierze z Warszawy - Nowaku-Jeziorańskim. W tej zanikającej, zmarginalizowanej kinematografii, gdzie tylu jest obiecujących debiutantów, nie miałby obecnie szans reżyser formatu Wajdy czy Kieślowskiego.

Wczorajsza debata pokazała, że wszelkie argumenty trafiają w pustkę. Jan Rokita podtrzymał wszystko, co uprzednio powiedział Donald Tusk. Miałem ponure wrażenie, że politycy Platformy patrzą na twórców naszego narodowego kina jak na wspólników Rywina. A z kolei wypowiedzi polityków słuchaliśmy jak elementu cynicznej gry przedwyborczej - bo tylko tak da się wytłumaczyć obronę interesów wielkich korporacji medialnych, jak TVN, przez partię wspierającą "małe i średnie przedsiębiorstwa". Ta sama partia z niepojętych powodów chce skazać narodowe kino na coraz większą marginalizację. Interes narodowego kina zszedł na daleki plan.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones