Recenzja filmu

Super (2010)
James Gunn
Elliot Page
Rainn Wilson

Kosa na przestępców

"Super" rozkręca się powoli. Drażni oczywistość pierwszych sekwencji, bezrefleksyjnie powielane schematy, które znamy z innych komedii o superbohaterach. Gunn nie porywa od razu.
Gdyby w ocenach filmów stosować kryterium, jakim posługują się dziennikarze recenzujący komputery i technologiczne nowinki, gdyby nagradzać za dobry stosunek ceny do jakości, wówczas film Jamesa Gunna trzeba by oceniać bardzo wysoko. Niestety dla twórców "Super" – w kinie liczy się jedynie efekt końcowy, budżetowe niuanse obchodzą nielicznych, a ważne jest to, co widzimy na ekranie. A podczas seansu  "Super" widzimy film połowicznie udany, niskobudżetową komedię wyśmiewającą superbohaterskie kino spod znaku komiksu. Ani odkrywczą, ani powalająco dowcipną, momentami bardzo udaną, a kiedy indziej nieco wtórną.

Frank D'Arbo (Rainn Wilson, pamiętny Dwight z "Biura") ma prawie czterdzieści lat, zero cech charakterystycznych, średnio fajną robotę w barze z hamburgerami, parę kilo nadwagi i minę zbitego psa. Ma też urodziwą żonę (Liv Tyler), eks-ćpunkę zaliczającą kolejne odpływy i przypływy narkotykowego głodu. Gdy piękna małżonka porzuca Franka, by zamieszkać z miejscowym dilerem narkotyków (Kevin Bacon), pogrążony w rozpaczy poczciwina szuka sobie nowego miejsca w świecie. Wkrótce przybierze tożsamość komiksowego bohatera – stanie się "Kosą na przestępców" i rozpocznie krucjatę przeciwko złu. Wszystko po to, by odzyskać kobietę swojego życia.
    
Jeśli film Jamesa Gunna jest obrazem połowicznie nieudanym, to właśnie przez zarysowany powyżej fabularny wstęp. "Super" rozkręca się powoli. Drażni oczywistość pierwszych sekwencji, bezrefleksyjnie powielane schematy, które znamy z innych komedii o superbohaterach. Gunn nie porywa od razu. Z czasem jego film nabiera jednak tempa i uroku. Głównie za sprawą Ellen Page. Wcielająca się w dwudziestodwuletnią pomocnicę Franka Page tworzy znakomitą kreację. Jej "Siekierka" to dziewczyna niezrównoważona i wyraźnie nadpobudliwa, w heroicznych wyczynach dająca upust agresji i zamiłowaniu do brutalności. Page wydaje się stworzona do tej roli – jest spontaniczna, urocza i zdrowo zakręcona.
    
Widać, że młoda kanadyjska aktorka dobrze bawi się na planie "Super". I nie ona jedna. Ubaw mają także pozostali świetni aktorzy. Bo choć film Gunna powstał za marne dwa i pół miliona dolarów, na ekranie oglądamy prawdziwe gwiazdy. Mamy więc Liv Tyler jako namiętną narkomankę i Kevina Bacona ze złotym zębem, Nathan Fillion znany z serialu "Castle" wciela się w żałosnego "Świętego Mściciela" (superbohatera o katolickim rodowodzie), a w epizodycznej roli obejrzymy też Andre Royo, niezapomnianego Bubblesa z "Prawa ulicy". Na czele tej doborowej stawki znajduje się jednak Wilson. Wcielając się w głównego bohatera, ten komediowy aktor przełamuje schematy – jego bohater jest nieporadny, ale nie autystyczny, nadwrażliwość łączy z krewkością, a jako nieudacznik bywa całkiem konkretny. Wraz ze świetną Ellen Page to on napędza tę opowiastkę.
    
Stworzony przez kultowe studio Troma film Jamesa Gunna nie jest z pewnością najlepszym obrazem tej niezależnej wytwórni. Nie trzeba jednak być fanem B-klasowej klasyki, miłośnikiem kina świadomie żałosnego, by dać się uwieść bohaterom "Super". Twórcy tego niedorzecznego filmu z czasem zarażają nas entuzjazmem i poczuciem humoru, a wśród komedii o superbohaterach ich "Super" może się równać z dużo droższymi "Kick-Ass" i melancholijnym "Defendorem".
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones