Recenzja filmu

Nasza niania jest agentem (2010)
Anna Apostolakis-Gluzińska
Brian Levant
Jackie Chan
Amber Valletta

Niania o stu twarzach

Obraz Levanta przeznaczony jest dla młodszych i najmłodszych widzów. Dla nich może być kawałkiem poczciwej, momentami całkiem zabawnej opowiastki.
Jeśliby ktoś chciał zorganizować retrospektywę wszystkich filmów Jackiego Chana, musiałby nadać jej podtytuł "Znajdź różnicę". Filmy chińskiego aktora różnią się nieznacznie, prawie wcale. Zmieniają się scenografie, delikatnie modyfikowane są fabularne warianty, ale filmowa opowieść prawie zawsze stanowi jedynie pretekst dla kaskadersko-ekwilibrystycznych wyczynów azjatyckiego komedianta. Nie inaczej jest z filmem Briana Levanta "Nasza niania jest agentem".  

Bob Ho (Jackie Chan) jest chińskim Clarkiem Kentem. Ten pocieszny pierdoła w wielkich okularach na co dzień udaje importera długopisów i mieszka na spokojnym przedmieściu. W rzeczywistości jest jednak agentem CIA. Gdy zrzuca staromodny sweterek i marynarkę, staje się postrachem przestępców i wrogów Ameryki. Nie wie o tym Gillian (Amber Valletta), blondwłosa sąsiadka Boba będąca obiektem jego westchnień. To dla niej, oraz trójki jej niesfornych dzieciaków, Bob chce zakończyć szpiegowską karierę i zająć się nudnym, zwyczajnym życiem. Jak to jednak bywa w przygodowych komediach, na drodze do sielskiego happy endu stają czarne charaktery. Rosyjscy gangsterzy knują bowiem intrygę, która ma doprowadzić świat do chaosu. Zniweczyć ich plany może jedynie Bob oraz jego nieletni podopieczni.

Brian Levant ma "papiery" niezbędne do robienia przygodowych komedyjek dla najmłodszych. W jego filmografii znajdziemy rozczulające familijne opowiastki w stylu "Beethovena", komediowych "Flintstonów", czy infantylną "Świąteczną gorączkę". Można go lubić lub nie, ale trzeba uznać, że Levant wie, jak rozśmieszyć małych widzów i wciągnąć ich w przygodową intrygę. W swym najnowszym filmie oddaje jednak palmę pierwszeństwa aktorskiej gwieździe. W "Nasza niania jest agentem" to Jackie Chan napędza filmową fabułę. Wszystkie wątki podporządkowane są jego postaci, a scenariusz dopasowuje się do umiejętności aktorskich (marnych) i gimnastycznych (sporych) chińskiego gwiazdora. Zamiast skupionych, dramatycznych sekwencji mamy więc serię dynamicznych scen przeplatanych slapstickowymi wicami.

Całe szczęście, bo spośród wielu zdolności Jackiego Chana, talent aktorski został mu dany w dość skromnej ilości. Tak naprawdę chiński gwiazdor potrafi na zawołanie przywołać jedynie dwie miny – zdziwionego klauna i zbitego psa. To z nich składa wszystkie swoje "kreacje". Także tym razem oglądanie go przypomina śledzenie popisów Benny'ego Hilla – czasem śmiesznego, ale mimo to wywołującego zażenowanie. Pewnie dlatego, że obraz Levanta przeznaczony jest dla młodszych i najmłodszych widzów. Dla nich może być kawałkiem poczciwej, momentami całkiem zabawnej opowiastki, ale widzów bardziej doświadczonych siarczyście rozczaruje i znudzi.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones