Recenzja filmu

Tryumf pana Kleksa (2001)
Krzysztof Gradowski
Jarosław Jakimowicz
Zbigniew Buczkowski

Nieudany powrót Kleksa

Ambroży Kleks, bohater powieści autorstwa Jana Brzechwy, to postać znana wszystkim miłośnikom kina i dobrej literatury. Stworzony przez Brzechwę w czasie II Wojny Światowej profesor był bohaterem
Ambroży Kleks, bohater powieści autorstwa Jana Brzechwy, to postać znana wszystkim miłośnikom kina i dobrej literatury. Stworzony przez Brzechwę w czasie II Wojny Światowej profesor był bohaterem 3 książek, z których ostatnią - "Tryumf Pana Kleksa" przeniósł właśnie na ekran Krzysztof Gradowski. Artysta ten jest doskonale znany, jako że na swoim koncie ma filmy, które w latach 80. były jednymi z największych przebojów rodzimego kina - "Akademia Pana Kleksa", "Podróże Pana Kleksa" oraz "Pan Kleks w Kosmosie". Obrazy te elektryzowały swego czasu dziecięcą publiczność, a wielu z młodych ówcześnie widzów do dziś, najczęściej przy goleniu, nuci pochodzące z filmu piosenki, które były ogromnymi przebojami. Osobiście bardzo lubię książki opowiadające o przygodach Ambrożego Kleksa i muszę przyznać, że podobnie jak fenomenalne "Muminki" Tove Jansson, czytuję je przynajmniej raz w roku. Z ogromną niecierpliwością oczekiwałem zatem na zapowiadaną od wielu lat ekranizację "Tryumfu Pana Kleksa", ostatniego tomu trylogii, który moim zdaniem przeznaczony jest już bardziej dla dorosłych niż dla dzieci, a tym samym jest najciekawszym z całego cyklu. Akcja najnowszego filmu Krzysztofa Gradowskiego rozpoczyna się współcześnie. Tomasz Miłkowski, młody autor komiksów, otrzymuje od swojego przełożonego narysowanie zabawnej historii dla dzieci. Bohater sięga więc po powieść Jana Brzechwy i na jej podstawie zaczyna tworzyć album. Jej bohaterami są oczywiście Ambroży Kleks, znany doskonale z "Akademii ..." Adam Niezgódka oraz ich przyjaciele, którzy wspólnymi siłami usiłują powstrzymać demonicznego Alojzego Bąbla przed wykorzystaniem wizerunku profesora w reklamówkach. Wydarzenia opowiedziane w "Tryumfie Pana Kleksa" rozgrywają się na dwóch płaszczyznach. Realnej - aktorskiej opowiadającej o perypetiach Tomka Miłkowskiego oraz baśniowej - animowanej, której bohaterami są postaci znane z kart powieści Jana Brzechwy. Niejednokrotnie światy te w ciągu całej historii przenikają się i w rezultacie baśniowe stwory mają wpływ na działania ludzi, a ludzie na rozwój wypadków w świecie baśni. Jest to pomysł ciekawy, sprawdzony, kto oglądał "Arabelę" to wie, o czym mówię, ale niestety w przypadku "Tryumfu Pana Kleksa" jego wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Na film Gradowskiego szedłem z ogromnymi nadziejami pamiętając emocje jakie w dzieciństwie towarzyszyły mi oglądaniu "Akademii Pana Kleksa" oraz "Podróży Pana Kleksa". Wybaczyłem reżyserowi, że w swoim nowym obrazie nie trzymał się wiernie kart powieści, że nie pojawiło się w nim tyle przebojowych piosenek, co w projektach wcześniejszych, ale niedbałego wykonania filmu mu nie wybaczę. Przykro mi to przyznać, ale oglądając "Tryumf Pana Kleksa" miałem cały czas wrażenie, że albo twórcy mieli zbyt mało pieniędzy, żeby zrealizować go jak należy, albo też mieli za mało chęci. Po pierwsze w roli głównej obsadzono Jarosława Jakimowicza, który już wiele razy udowodnił, że aktor z niego taki, jak z grabi łopata. Nie wiem, czemu twórcy zdecydowali się właśnie na niego. "Tryumf Pana Kleksa" jest filmem adresowanym do dzieci, a nie sądzę, żeby właśnie wśród tej grupy odbiorców Jakimowicz cieszył się największą sympatią. Partneruje mu Alicja Gradowska w roli koleżanki z pracy i przyszłej narzeczonej, prywatnie córka reżysera, która jest bardzo ładną dziewczyną, ale jej umiejętności aktorskie są odwrotnie proporcjonalne do talentów reżyserskich ojca. Niewiele lepiej przedstawia się animowana część filmu. Jej twórcy zapewniają wprawdzie, że poświęcili na jej realizację masę czasu, ale szczerze powiedziawszy wcale nie widać tego na ekranie. Animacja jest niedbała, a wykonanie teł, na których rozgrywają się opowiadane wydarzenia pozostawia wiele do życzenia. Wszystko to wygląda tak, jakby zostało zrobione nie na przełomie wieków XX i XXI, ale co najmniej 20 lat wcześniej. Muszę przyznać z całym sentymentem, że film rozczarował mnie do tego stopnia, by stanowczo odradzić go "starszym" widzom. Przede wszystkim w "Tryumfie..." zabrakło doskonałej kreacji Piotra Fronczewskiego. Animowany Kleks jest pozbawiony czaru oraz autentyczności, typowych dla postaci z poprzednich trzech części cyklu. Mocną stroną filmu, podobnie jak jego wcześniejszych części, jest z pewnością muzyka, a w szczególności wpadające w ucho piosenki z tekstami autorstwa samego reżysera. Nie zabrakło także sensacyjnych wynalazków ani fantastycznych bohaterów, nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że wszystkie te elementy dużo silniej oddziaływały na wyobraźnię w "starej", "aktorskiej" wersji filmu o przygodach Kleksa.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na czwartą część przygód Ambrożego Kleksa przyszło mi poczekać 13 lat. Nie jestem przesądny i ta... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones