Recenzja filmu

Maraton tańca (2010)
Magdalena Łazarkiewicz
Dariusz Toczek
Łukasz Simlat

Prowincjonalna mandala

Irytujące są nadmiernie egzaltowane dialogi, które idealnie pasowałyby do "Plebanii", ale w filmie kinowym brzmią po prostu fałszywie. Ów fałsz zresztą był bardzo podkreślany przez grę aktorską.
"Maraton tańca" przywodzi mi na myśl żmudną pracę tybetańskich mnichów układających piękne mandale. Pieczołowicie, ziarenko piasku po ziarenku, układają skomplikowany wzór tylko po to, by następnie jednym ruchem zniszczyć go. I tak samo postąpiła Magdalena Łazarkiewicz, skrupulatnie budując obraz polskiej prowincji, by potem zamienić film w farsę z bajkowymi wtrętami.

Rzecz dzieje się na malowniczym zadupiu, gdzie diabeł mówi dobranoc. Miasteczko ożywa dzięki przyjazdowi znanej artystki disco polo, której występ ma uświetnić konkurs tańca. Dla uczestników przewidziano bardzo kuszącą nagrodę pieniężną, zatem każdy, kto tylko może (a czasem i nie może) rusza w tany, nie wiedząc, że wszystko to jeden wielki szwindel.

Reżyserka w ciekawy sposób ukazała małe piekiełko, w którym żyją bohaterowie filmu. Dla nich przyjazd  trzeciorzędnej piosenkareczki Dżessiki to naprawdę spore wydarzenie. Doskonale symbolizuje ona aspiracje i marzenia mieszkańców miasteczka. Jednak tak budowany film okrutnie rozprawiający się z obecnym systemem, który sporą część Polski postawił poza nawias, byłby bardzo gorzki. Pewnie dlatego Łazarkiewicz dodała postaci czartów - ni to sympatycznych złodziejaszków, ni to cudotwórców z przypadku.

Niestety, o ile gorzki portret Polaków byłby obrazem wielce interesującym (choć przygnębiającym), o tyle bajeczka pani Łazarkiewicz wywołuje niesmak i pusty śmiech. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest to głaskanie po główce "gorszych od siebie" i pocieszanie ich, że wszystko się jakoś ułoży. Ale poza iluzją i magicznymi sztuczkami nie oferuje żadnych konkretów. Jakie szczęście, że nie jestem mieszkańcem miasteczka, jakie zostało pokazane w filmie. Gdybym był, wyszedłbym z kina wielce obrażony na reżyserkę.

To nie jedyny problem filmu. Irytujące są nadmiernie egzaltowane dialogi, które idealnie pasowałyby do "Plebanii", ale w filmie kinowym brzmią po prostu fałszywie. Ów fałsz zresztą był bardzo podkreślany przez grę aktorską. Chwilami wyglądało to tak, jakby aktorzy zamiast prostej kwestii deklamowali co najmniej "Dziady". A może o to właśnie chodziło? W końcu w "Dziadach" również mamy element magiczny, który Łazarkiewicz z taką lubością przemyciła do "Maratonu tańca".

Cóż, mogę powiedzieć tylko tyle, że żałuję, że reżyserka wybrała taką właśnie drogę. Kilka scen było bowiem naprawdę mocnych i wartych lepszego widowiska.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones