Recenzja filmu

Była sobie dziewczyna (2009)
Lone Scherfig
Carey Mulligan
Peter Sarsgaard

Przerwana lekcja muzyki

Stylistycznie, film jest ekwiwalentem rzeczywistości, o której opowiada – zbyt pięknej, by była prawdziwą.
Wielka Brytania, szesnastoletnia Jenny czeka na autobus. Za jej plecami renomowana szkoła średnia, na horyzoncie prestiżowy Oksford, dookoła kwitnące lata sześćdziesiąte. Na razie Jenny trzyma wiolonczelę i moknie w strugach deszczu. Z odsieczą przybywa trzydziestoparoletni David. Najpierw ratuje dziewczynę przed ulewą, potem przed umizgami nastoletniego adoratora, w końcu przed nudą mieszczańskiej egzystencji. Łaknąca przygód w świecie drogich restauracji, salonów towarzyskich i galerii sztuki, Jenny idzie za przystojnym wybawicielem w ogień. Robi remanent w swoim życiu i w swojej szafie. Zgrzebne mundurki zamienia na modne sukienki, a zamiast wkuwać do egzaminów, szykuje się do wielkiego swingu. Będzie kac po tej imprezie.

Utwór Dunki Lone Scherfig jest dokładnie taki jak jego bohaterka: narcystyczny, uwodzicielski, nieco egzaltowany, powiedziałbym po studencku – wylaszczony. Dziennikarka Lynn Barber, pierwowzór postaci granej przez oscarową Carey Mulligan, jest dziś zażywną babuleńką w swetrze za kolana. Jej jedynym łącznikiem ze światem, do którego cofa się w swojej literackiej autobiografii, wydaje się ciężki sznur pereł, widoczny niemal na każdym zdjęciu. Swojemu dorastaniu Barber przygląda się bez dystansu. Z rzadka pozwala sobie na ironię, częściej jednak sentymentem osładza gorycz rozczarowania, zaś przeszłość zasnuwa mgiełką romantyzmu. Zaadaptowanym przez Nicka Hornby'ego ("Był sobie chłopiec") wspomnieniom dziennikarki Scherfig nadaje podobny kształt.

Stylistycznie, film jest ekwiwalentem rzeczywistości, o której opowiada – zbyt pięknej, by była prawdziwą. Świat Davida zaludniają kłamcy i nihiliści, lecz są oni słabi, głupi bądź zagubieni, więc w konsekwencji warci żalu i empatii. Konserwatywni rodzice Jenny oraz jej nauczycielka, Pani Stubbs, to zaś ludzie niespełnieni, szarzy i smętni (przynajmniej z perspektywy szesnastolatki), jednak uczciwi i kochający. Markujący ambiwalencję (a w efekcie pochylający się nad bohaterami z równym współczuciem) scenariusz osłabia emocjonalny wydźwięk dylematów bohaterki. Wolę poważniejszą Scherfig, tą z "Włoskiego dla początkujących" i "Wilbur chce się zabić", która nie boi się zakpić ze swoich bohaterów, gdy wymaga tego sytuacja.

W środkowych partiach filmu, gdy akcja przenosi się na wytworne koncertowe sale i paryskie bulwary, Mulligan porusza się po ekranie z gracją Audrey Hepburn. Ma czar i wdzięk, które pozwalają uwierzyć w sens każdego jej gestu. Daję wiarę jej fascynacji Davidem, wewnętrznej szamotaninie, potrzebie buntu i rozczarowaniu jego finałem. Ale po seansie nie miałem ochoty magazynować w pamięci losów Jenny. Ot, była sobie dziewczyna… 
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"A ty jaką szkołę skończyłeś?" – zapyta Jenny Davida pod koniec ich pierwszego spotkania. To, co usłyszy... czytaj więcej
Film Lone Scherfig to nie jest opowieść o Kopciuszku, tudzież nie mamy tutaj do czynienia ze straszeniem... czytaj więcej
Gdy jesteśmy młodzi, żądni wiedzy, zwiedzania świata, poznawania nowych ludzi musimy uczyć się, pracować,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones