W nowych barwach

Wydany w zeszłym roku "Splatoon 2" szturmem zawojował słupki sprzedaży. Chociaż fundamentem gry pozostaje rynek japoński, seria powoli przenika do świadomości graczy także na Starym Kontynencie.
"Splatoon 2: Octo Expansion" - recenzja
Wydany w zeszłym roku "Splatoon 2" szturmem zawojował słupki sprzedaży. Chociaż fundamentem gry pozostaje rynek japoński, seria powoli przenika do świadomości graczy także na Starym Kontynencie. Trudno się dziwić – "Splatoon" to arcyciekawe spojrzenie na tematykę sieciowych shooterów, w którym szansę na dobrą zabawę mają także ci bez setek godzin spędzonych w "Overwatchu". Jedyną bolączką części drugiej był odtwórczy, mało ciekawy tryb singleplayer, który stanowił raczej samouczek dla nowych graczy niż pełnoprawny tryb. "Octo Expansion" to DLC, które ma naprawić to niedopatrzenie. 



Fabuła w nowym dodatku jest w swoich założeniach jeszcze bardziej oszczędna niż ta z oryginału. Na początku budzimy się w samym sercu sieci metra jako bezimienny Octoling, nie mając najmniejszego pojęcia, kim jesteśmy i jak się tam znaleźliśmy. Tak rozpoczyna się nasza długa i mozolna podróż ku powierzchni, podczas której towarzyszyć będą nam dobrze znany duet piosenkarek: Marina i Pearl. Celebrytki, które dotychczas znaliśmy jedynie jako prezenterki sieciowych rozgrywek, tutaj pełnią rolę przewodniczek. Poza starą gwardią natrafimy też na całą masę nowych, fantastycznie wykreowanych postaci, które z całą pewnością przebiją się do kanonu serii.



Struktura rozgrywki jest w dodatku zbliżona do tej z podstawki: w dowolnej kolejności zaliczamy kolejne etapy, które testują nasze umiejętności wykorzystania określonego ekwipunku. Zadania są przeróżne – od najprostszych, polegających na likwidacji określonej liczny wrogów w wymaganym czasie, przez zabawę w przeprowadzanie olbrzymich kul bilardowych przez wymyślne tory przeszkód, a na syzyfowym rzeźbieniu kształtów w stosie skrzyń skończywszy. Różnorodność zadań jest tu odczuwalnie większa niż w podstawce, wyraźnie wzrósł też ogólny poziom trudności. Rozgrywki starcza na około 10 godzin zabawy, czyli mniej więcej tyle samo, co w pierwszej kampanii "Splatoon 2". I tylko trochę szkoda, że twórcy zdecydowali się na remiksy walk z bossami, które znamy z podstawki, bo różnice względem oryginałów są na tyle niewielkie, że każdą z nich można zaliczyć za pierwszym podejściem. Wszelkie trudy wynagradza natomiast ostatnia kwarta gry – końcowe etapy z finałową batalią na czele to w "Octo Expansion" małe mistrzostwo świata i zdecydowanie najlepsze doświadczenie dla pojedynczego gracza w historii tej serii. 



Oprawa graficzna nie zmieniła się ani trochę pod względem technicznym, ale prezentuje zdecydowany zwrot w stylistyce. Tym razem twórcy mocno uderzają w modne klimaty kultury retro i estetykę vaporwave. Już sam hub, w którym wybieramy kolejne poziomy, to obskurny wagon rodem z "The Warriors". Kolorystyka i klimat pozostałych lokacji także są wyraźnie mroczniejsze (choć oczywiście zachowane w granicach spójności uniwersum). Poza tym warstwa wizualna to znakomicie znany poziom sygnowany przez Nintendo: stałe 60 klatek bez spadków płynności i znakomity level design, który łączy absolutną abstrakcję z przemyślaną konstrukcją. 



"Octo Expansion" to zdecydowanie najbardziej udana kampania dla pojedynczego gracza w historii serii. Prezentuje nieco inne, mroczniejsze spojrzenie na świat "Splatoon 2", eksplorując takie wątki, jak geneza Inkpolis czy relacja rasy Inklingów i Octolingów oraz ich przeszłość. Warto także wspomnieć, że DLC dostarcza kilku stylowych przedmiotów do rozgrywek sieciowych. Przede wszystkim jednak jest tu cała masa świetnie zaprojektowanych wyzwań, które nie trącą podstawką. "Octo Expansion" to rozszerzenie, które powinno znaleźć się na celowniku każdego amatora podstawki.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones