Recenzja filmu

Wierność (2000)
Andrzej Żuławski
Sophie Marceau
Pascal Greggory

Współczesna księżna de Cleves

<a class="text" href="fbinfo.xml?aa=960"><b>"Wierność"</b></a> - najnowszy film <a class="text" href="lkportret.xml?aa=294">Andrzeja Żuławskiego</a> jest ekranizacją XVII-wiecznej powieści Marii
"Wierność" - najnowszy film Andrzeja Żuławskiego jest ekranizacją XVII-wiecznej powieści Marii de La Fayette pt. "Księżna de Cleves". Nie jest to jednak adaptacja wierna oryginałowi. Reżyser przeniósł akcję opowieści do czasów współczesnych i umieścił ją nie na dworze królewskim, ale w środowisku potentatów medialnych, wokół których według Żuławskiego jest w dzisiejszych czasach "skoncentrowana podobna władza" "Wierność" opowiada historię młodej fotoreporterki Cleli, która przyjeżdża do Paryża aby podjąć pracę w jednym z brukowych magazynów wydawanych przez magnata prasowego Mac Roi. Po drodze dowiaduje się od swojej matki, że przed laty miała ona romans z przyszłym szefem swojej córki, ale nie odeszła od męża, ponieważ chciała pozostać wierna przyrzeczeniu małżeńskiemu. W Paryżu Clelia poznaje Cleve'a, wydawcę książek dla dzieci, za którego decyduje się wyjść za mąż. Na dzień przed planowanym ślubem poznaje Nemo, fotoreportera z pracy, w którym zakochuje się z wzajemnością. Nie zrywa jednak zaręczyn, ale następnego dnia poślubia Cleve'a. Związek nie jest udany. Clelia nie kocha swojego męża, ale pozostaje mu wierna ze względu na złożoną przysięgę małżeńską Historia zapowiada się zatem ciekawie i zapewniam wszystkich, którzy widzieli "Szamankę", że w porównaniu z poprzednim dokonaniem Żuławskiego "Wierność" ogląda się całkiem nieźle. Fabuła poprowadzona jest sprawnie, aktorstwo doskonałe a muzyka autorstwa Andrzeja Korzyńskiego to najpiękniejsza kompozycja jaką usłyszałem od czasu "Walecznego serca". Wydaje się zatem, że wszystko jest w porządku i film ten powinien być uznany, za jeden z najlepszych w swojej klasie. Otóż tak nie jest. Niestety, mimo tych doskonałych cech, które właśnie wymieniłem, obraz ma również kilka rażących wad, które w znaczący sposób obniżają moją ocenę Po pierwsze. Żuławski niepotrzebnie starał się stworzyć film, który będzie szokował. Wszak w samej fabule nie ma nic szokującego, co więcej dla współczesnego widza problemy głównej bohaterki mogą się wydać nieco naciągane (pamiętajmy jednak, że od XVII w. świat przeszedł kilka rewolucji seksualnych i obyczajowych). Reżyser chciał chyba jednak, by przymiotnik "prowokator", który używany jest często w odniesieniu do jego osoby i twórczości się nie zdezaktualizował i uraczył nas kilkoma "smakowitymi kąskami" w postaci krwi menstruacyjnej, odrażających fotografii oraz całej masy mniej lub bardziej zdeformowanych psychicznie postaci od Diane począwszy a na pani Mac Roi skończywszy. Wszystkie te elementy są w ogóle niepotrzebne i na dobrą sprawę nic nie wnoszą do filmu poza usilną i nachalną próbą szokowania widza. Jeżeli opisane przeze mnie "atrakcje" reżyser zdecydowałby się usunąć lub zaprezentować w innej, uboższej formie to zapewniam, że "Wierność" wiele by na tym zyskała. Przede wszystkim czas projekcji skróciłby się z trzech do dwóch godzin a sama historia rozdartej pomiędzy honorem a własnymi uczuciami Cleli stałaby się wyraźniejsza Drugim elementem, który mnie osobiście przeszkadzał w opisywanym filmie było nadmierne eksponowanie erotyzmu, które również niczemu dobremu się nie przysłużyło. Kiedy na początku filmu oglądamy jak główna bohaterka jednego dnia idzie do łóżka z dwoma nieznajomymi mężczyznami to zaczynamy się poważnie zastanawiać nad jej moralnością. Tym samym, kiedy już wychodzi za mąż i zakochuje się z wzajemnością w koledze z pracy widz nie wie, czy to rzeczywiście miłość, czy też Clelia ma ochotę po prostu na kolejny "numerek". Są to jedyne, moim zdaniem, wady tego filmu, ale niestety w znaczący sposób wpływają one na odbiór obrazu. Powróćmy teraz do zalet, o których wcześniej zaledwie wspomniałem. Kiedy "Wierność" obedrzemy ze wszystkich "szokujących" dodatków reżysera to zostanie nam naprawdę dobry film, po którego obejrzeniu długo jeszcze będziemy doń wracać pamięcią. Główna w tym zasługa aktorów i wspomnianego już wcześniej autora muzyki Andrzeja Korzyńskiego. Sophie Marceau, Pascal Greggory i Guillaume Canet stworzyli w opisywanym filmie doskonałe kreacje. Patrząc na nich nie wątpimy, że grani przez nich bohaterowie naprawdę cierpią i walczą ze sobą. Wrażenie to potęguje niesamowita muzyka, która nie tyle ilustruje film co uczucia głównych postaci dramatu. Zapewniam wszystkich, że choćby dlatego, żeby usłyszeć tą kompozycję warto wybrać się do kina "Wierność" to film dobry, ale nie wybitny. Warto go zobaczyć, ale zdaję sobie sprawę, że będzie on miał zapewne tyle samo zwolenników co i przeciwników. Jednych zachwyci, innych zirytuje, ale na pewno nie pozostawi nikogo obojętnym
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Realizując "Wierność", Andrzej Żuławski chciał być wierny - wierny francuskiej kulturze, w której się... czytaj więcej
Piotr Wojciechowski

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones