Portret artysty z czasów małości

Uwaga! <b>"<a href="http://akademia.tajemniczych.sztuk.pieknych.filmweb.pl/" class="n">Akademia tajemniczych sztuk pięknych</a>"</b> to, zgodnie z tytułem, propozycja wyłącznie dla
Uwaga! "Akademia tajemniczych sztuk pięknych" to, zgodnie z tytułem, propozycja wyłącznie dla wtajemniczonych. Nie chodzi przy tym o gotowość do erudycyjnego żonglowania nazwiskami artystów, tudzież opanowaną do perfekcji umiejętność wygłaszania egzaltowanych opinii o ich pracach. Tego i tak nadto będzie na ekranie. Terry Zwigoff, podobnie jak w "Złym Mikołaju", flirtuje w swoim ostatnim filmie z popularnymi konwencjami i robi to we właściwy sobie sposób, zarazem subtelny i niesłychanie zgryźliwy. Ci, którzy nie są gotowi wziąć owych konwencji w nawias, albo po prostu nie dostrzegą gorzkiej ironii reżysera, z pewnością wyjdą z filmu niezadowoleni. No bo cóż to jest za dziwoląg - ani to komedia romantyczna, ani kryminał, ani pokrzepiająca historia o odnajdywaniu samego siebie... Jerome Platz ma jasną wizję swojej przyszłości - chce zostać wielkim artystą. Jego plany zostają jednak boleśnie skonfrontowane z rzeczywistością, kiedy rozpoczyna studia na Akademii Sztuk Pięknych. Okazuje się, że artystyczny światek to przede wszystkim rozpychanie się łokciami, starannie ukrywane za frazesami o "samorealizacji". Jerome stara włączyć się do tej gry najlepiej, jak umie. Wciąż też nie traci nadziei, że odnajdzie prawdziwą miłość. Tymczasem na campusie i w jego okolicach regularnie dochodzi do morderstw. Terry Zwigoff drwi z uświęconej zasady, iż doznający niepowodzeń bohater jest "ostatnim sprawiedliwym" i w końcu musi dopiąć swego, ucierając nosa niegdysiejszym szydercom. Jerome podejmuje kolejne próby wybicia się ponad kolegów, wszystkie jednak kończą się bolesnym niespełnieniem. Twórczy zapał chłopaka jest z pewnością autentyczny, nie idzie jednak w parze ze zwykłą przyzwoitością. Sukces w końcu przyjdzie, ale moralnie będzie co najmniej dwuznaczny. U Zwigoffa bohaterowie poniżani, wyszydzani, odrzucani wprawdzie spuszczają głowę, czynią to jednak nie z pokory, lecz z bezradności. Nie zachowują wewnętrznej siły, nie starają się pozostać poczciwcami. Rozpijają się, stają się zgryźliwi i obojętni na wszystko. Tak jak znakomicie zagrany przez Jima Broadbenta malarz Jimmy, wegetujący w obskurnej kamienicy i pozbawiony wszelkich złudzeń. Mimo wszystko jednak Zwigoff staje po ich stronie. Nie dlatego, że mają rację. Raczej dlatego, iż po prostu go interesują. Jednocześnie jednak reżyser pozostaje sentymentalny. To, co w finale "Złego Mikołaja" mogło się wydawać kompromisem z kanonami Fabryki Snów, po obejrzeniu "Akademii tajemniczych sztuk pięknych" okazuje się być częścią autorskiej wizji. Konsekwentnej, choć niejednoznacznej. Pochwałę miłości w ustach szydercy witamy z pewną podejrzliwością. Paradoksalnie brzmi ona jednak o wiele bardziej wiarygodnie, niż gdy wygłaszają ją specjaliści od ekranowego wzdychania na zamówienie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones