Oblicze wojny

"Armadillo" okazuje się zaskakująco przewrotnym filmem. Jedni zobaczą w nim film antypacyfistyczny. Inni uznają go za propacyfistyczny... Pedersen zadowala się postawieniem znaku zapytania.
Z dala od pola walki, siedząc w wygodnych fotelach, popijając kawę, oglądając telewizję, chcemy wierzyć, że wojna jest czymś czystym, szlachetnym, a nasi żołnierze są dzielnymi obrońcami uniwersalnych praw obywatelskich. I choć jest to urocza, ujmująca wizja wojny, z rzeczywistością nie ma wiele wspólnego. Oburzanie się na to, co dzieje się w czasie walki, kiedy samemu się jej nie posmakowało, jest przejawem arogancji, która nikomu nie służy. I właśnie o tym opowiada dokument "Armadillo".

Twórcy filmu towarzyszyli z kamerą grupie duńskich żołnierzy biorących udział w misji w Afganistanie. W teorii wojska koalicji mają wspierać władze w Kabulu i krzewić demokrację. W rzeczywistości walczą o utrzymanie wydartych rebeliantom skrawków ziemi. Ta niekończąca się walka toczy się na polach, ulicach i domach lokalnych mieszkańców. Miałem napisać "niewinnych", lecz w tym filmie nikt nie jest niewinny, nikt nie jest czysty.

Reżyser Janus Metz Pedersen stara się nie oceniać bohaterów filmu. Pokazuje ich codzienność "taką, jaka ona jest". Okresy nudy przeplatają się z epizodami, kiedy balansują na krawędzi życia i śmierci. W tych momentach świat kurczy się do rozmiarów kul świstających nad głową i jedyne, co można robić, to zabijać i liczyć, że samemu nie zostanie się zabitym. Skok adrenaliny jest tak duży, że jeszcze długo po akcji żołnierze są nabuzowani. Odreagowują śmiechem, dowcipami i opowiadaniami o zdarzeniach z pola bitwy.

Gdybyśmy usłyszeli, jak lekko i z uśmiechem mówią o dobijaniu bezbronnych przeciwników, pewnie bylibyśmy oburzeni – tak przecież nie zachowują się cywilizowani ludzie. Jednak my nie tylko to słyszymy, ale jesteśmy świadkami opisywanych zdarzeń i za sprawą "Armadillo" rozumiemy, że oskarżanie duńskich żołnierzy o niegodne zachowanie jest bezzasadne. Równie dobrze można byłoby oskarżać ich o to, że oddychają. Pedersen pokazuje, że wojna jest częścią ludzkiej natury. Może nam się to nie podobać, ale póki ludzkość się nie zmieni, nie mamy wyboru.

W ten sposób "Armadillo" okazuje się zaskakująco przewrotnym filmem. Jedni zobaczą w nim film antypacyfistyczny, który udowadnia, że przemoc leży w naszej naturze. Jedyne, co możemy w takiej sytuacji zrobić, to sprawić, by wojny toczyły się jak najdalej od naszych własnych domów. Inni uznają ten film za propacyfistyczny... z tego samego powodu. Skoro bowiem nie potrafimy zapanować nad destrukcyjnymi impulsami, to czyż nie powinniśmy zrobić wszystko, by nie wzbudzać tych impulsów? Na to pytanie każdy widz musi sobie jednak odpowiedzieć sam. Pedersen zadowala się postawieniem znaku zapytania.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones