Recenzja filmu

Avatar: Istota wody (2022)
James Cameron
Artur Kaczmarski
Sam Worthington
Zoe Saldaña

Nie jesteśmy już w Kansas

13 lat po premierze jednego z najbardziej znanych filmów wszech czasów powstaje jego sequel - "Avatar: Istota wody". Czy nowa produkcja Jamesa Camerona zaoferowała coś więcej niż przepięknie
"Avatar" nie tylko stał się jednym z najbardziej popisowych dzieł Jamesa Camerona, ale i również najbardziej dochodowym filmem wszech czasów. Trzynaście lat później w kinach debiutuje sequel – "Avatar: Istota Wody". Oczekiwania względem ekranizacji są olbrzymie, kina wręcz pękają w szwach. Widzowie są ciekawi, jak potoczą się dalsze losy Jake'a Sully'ego (Sam Worthington) i Neytiri (Zoe Saldana) oraz jakie skutki będzie miał kolejny najazd "ludzi nieba" na cudowną planetę.

Życie na Pandorze odzyskało równowagę. Mieszkańcy znów mogą spędzać czas w symbiozie z przyrodą oraz otaczających ich cudownym światem. Przywrócony spokój znów zostaje zakłócony przez najeźdzców, którzy ostatnim razem wyrządzili społeczności Na'vi wiele złego. Główni bohaterowie oraz ich dzieci – Neteyam (Jamie Flatters), Lo’ak (Britain Dalton), Tuktirey (Trinity Jo-Li Bliss) i zaadoptowana Kiri (Sigourney Weaver), są zmuszeni uciec z domu z powodu szukających zemsty przybyszów. Ludźmi po raz kolejny przewodzi pułkownik Miles Quartich (Stephen Lang). Dzięki sławie Jake'a, rodzina zyskuje przychylność Metkayina Tonowariego (Cliff Curtis) oraz jego żony Ronal (Kate Winslet), czyli liderów plemienia mieszkającego u tropikalnych wybrzeży pandorańskiego oceanu. Jake, tym razem wraz z najbliższymi, po raz kolejny jest zmuszony poznać tradycję oraz kulturę mieszkańców tej wspaniałej planety. Mimo trudności, uchodźcy robią wszystko, aby pokazać się z jak najlepszej strony oraz wpasować się w realia ich nowego życia.


W "Istocie WodyJames Cameron pokazuje, że nie ma nic ważniejszego niż najbliżsi. Łatwo dostrzec, że dla głównych bohaterów rodzina jest fortecą, grubym murem, który przetrwa nawet najcięższy atak "ludzi nieba". Reżyser dumnie prezentuje doskonałość Pandory, a w szczególności tej części planety, która znajduje się pod wodą. Fenomenalne obrazy niczym z "Naszej Planety" pozwalają odbiorcy rozkoszować się cameronowskim światem, pochłaniać w całości jego naturę, podziwiać żyjące tu istoty i utożsamiać się ze społecznościami Na'vi. Artyzm nie tkwi tylko w tym co można zobaczyć, ale również w klimatycznej, budującej uczucia oraz emocje muzyce. Zauważalny jest niezbyt oryginalny, powtarzający się, scenariusz. Spora część wydarzeń mocno bazuje na tych z poprzedniej części. Reżyser stworzył film prosty, łatwy w zrozumieniu i odbiorze, bogaty w wątki poruszające problemy dzisiejszego świata. Twórcy poruszają niełatwy temat wojny, ukazujący fatalne skutki walk, podczas których nie tylko giną niewinne istoty, ale cierpi też natura, otaczająca przyroda. Cameron mówi wprost, że dla bogactw, korzyści i zysków jesteśmy gotowi zrobić wszystko, nawet zniszczyć dom, nasz własny świat.

Na korzyść "Avatara" przemawia wspaniała gra aktorska. Zoe SaldanaSam WorthingtonSigourney Weaver oraz Stephen Lang wręcz błyszczą na ekranie. Największym rozczarowaniem okazał się być Jack Champion, któremu zabrakło charakteru i wczucia się w rolę. Spider wygląda na ekranie bardzo nieprzekonywująco. Z fabuły jasno wynika, że syn pułkownika Milesa Quaritcha będzie istotną postacią w przyszłości, dlatego tym bardziej poziom aktorski rozczarowuje.


Efekty wizualne są Świętym Graalem "Istoty Wody". Dzięki fenomenalnemu CGI, imponującej grze aktorskiej oraz wizji Camerona film potrafi do siebie przekonać. Największą bolączką okazał się, wcześniej wspomniany, banalny scenariusz i powtarzająca się fabuła. "Avatar: Istota Wody" to film, który z pewnością satysfakcjonuje, jednak mimo to, pod niektórymi względami, pozostawia niesmak.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Avatar: Istota wody
Wizjonerski pomysł realizacji pięcioczęściowej sagi o losie mieszkańców planety Pandora, rozpisanej na... czytaj więcej