Recenzja filmu

Batman w cieniu Czerwonego Kaptura (2010)
Brandon Vietti
Bruce Greenwood
Jensen Ackles

Batman vs. cienie przeszłości

Batman to dziś marka rozpoznawana na całym świecie, w dużej mierze dzięki trylogii Christophera Nolana. Jego dzieło było dla Batmana cudownym odrodzeniem po okropnych popłuczynach Joela
Batman to dziś marka rozpoznawana na całym świecie, w dużej mierze dzięki trylogii Christophera Nolana. Jego dzieło było dla Batmana cudownym odrodzeniem po okropnych popłuczynach Joela Schumachera. Spośród animacji opowiadających o Człowieku-Nietoperzu niezmiennie w moim rankingu góruje "Mask of the Phantasm". To chyba jedyna z najstarszych animacji, która przetrwała próbę czasu i wciąż zasługuje na wyniesienie na piedestał. Nie oznacza to oczywiście, że to jedyna godna uwagi produkcja na temat bohatera rodem z uniwersum DC. Z czystym sumieniem mogę napisać: "Batman w cieniu Czerwonego Kaptura" również trzyma się ścisłej czołówki.

"Batman w cieniu Czerwonego Kaptura" to produkcja bardzo solidna. Fabuła jest mocno zakorzeniona w komiksie, przez co dla mniej zagorzałych fanów Batmana, a tym bardziej znających tylko trylogię Nolana – może się wydawać wyssana z palca i absurdalna. Jeśli jednak przyjmie się odpowiedni dystans do oglądanego obrazu i uzna się za normę, że komiks o Batmanie nie grzeszy realizmem, fabuła gwarantuje napięcie i dobrą rozrywkę. Niestety twórcy dość szybko pozwalają nam się domyśleć, kim jest tytułowy Red Hood, co według mnie w przypadku tego filmu było błędem. To wszystko nadrabia jednak wprowadzenie pana z zielonymi włosami i w fioletowym garniturku, który bez wątpienia "kradnie" dla siebie całe show.

Kreska tej animacji jest na wysokim poziomie. Postaci są fantastycznie zaprojektowane, a sam klimat wprost pochłania widza. Muszę jednak przyznać, że było sporo niekonsekwencji w dozowaniu przemocy; za przykład posłużyć może sekwencja walki Batmana z Red Hoodem w łazience. Podobnie sprawa się ma w scenie otwierającej widowisko, w której na twarzy skatowanego Robina ledwo widnieje kropla krwi. Co do Gotham City – jest tu brudne, mroczne – dokładnie takie, jakie powinno być. Bardziej fascynujący i dopracowany obraz zepsutego miasta, o które walczy Batman, można było ujrzeć chyba tylko w ostatniej nowelce z Deadshotem w filmie "Batman: Rycerz Gotham". Do szaty graficznej w "Batman w cieniu Czerwonego Kaptura" trudno się przyczepić, nawet pomimo małych błędów, których chyba po prostu uniknąć się nie da.

Przejdę do najlepszej części: Joker. Ta postać miała już tyle odsłon, że naprawdę ciężko widza zaskoczyć. Już pierwsza scena była jednak jak grom z jasnego nieba, gdy dźwięcznym głosem Johna DiMaggio przemówił wspomniany pan we fioletowym garniaczku. Potrzebowałem chwili, by się przyzwyczaić do tego głębszego tembru, ale jego głos ma w sobie coś hipnotyzującego. Zawsze porównuję każdy nowy głos Jokera do niedoścignionego mistrza Hamilla, ale tutaj należą się gromkie brawa. Cała ta kreacja zasługuje na ukłony. Począwszy od głosu, poprzez doskonale napisane teksty ("Kids today"), a skończywszy na genialnym projekcie wizualnym – takiego Jokera można oglądać godzinami. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że ta wersja superprzeciwnika Batmana jest najbardziej przerażającą spośród wszystkich animowanych wersji.

Podsumowując, "Batman w cieniu Czerwonego Kaptura" to bardzo dobra robota. To światełko w mrocznym jak Gotham City tunelu, że animacje o Batmanie przestaną wiać infantylizmem i naiwnością, a zaczną mierzyć w troszkę dojrzalsze i lepsze kino, nie tylko dla fanów komiksu. W końcu w panteonie komiksowych superbohaterów Batman zajmuje miejsce – przynajmniej – honorowe.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones