Female gaze

Mam problem z oceną tego filmu, bo choć przyglądając się historii kina, nie sposób nie zauważyć solidnej dysproporcji na niekorzyść jednej z płci, to zarysowany przez reżyserkę pejzaż okazuje się
Female gaze
W znanej scenie "Zawrotu głowy" Alfreda Hitchcocka detektyw Scottie Ferguson (James Stewart) podąża za obiektem swojego śledztwa i pożądania (Kim Novak) do muzealnej sali, gdzie kobieta siada przed obrazem tajemniczej damy. Oczami protagonisty, kamery i samego reżysera wpatrujemy się w zastygłe na płótnie i w kadrze postacie. Oczami mężczyzn oglądamy kobiety. Już kilkanaście lat po premierze filmu scena ta stała się sztandarowym przykładem tego, co akademicy nazywają fenomenem male gaze, męskiego spojrzenia.

Termin ukuty przez Laurę Mulvey w kultowym dziś eseju "Przyjemność wzrokowa i kino narracyjne" z 1975 roku odnosi się do charakterystycznego dla sztuk wizualnych sposobu przedstawiania kobiet jako obiektów seksualnych. Przywołuję to pojęcie nie bez powodu – stanowi ono punkt wyjścia dla nowego filmu Niny Menkes  "Brainwashed: seks, kamera, władza".

Menkes, podobnie jak Mulvey, sama zajmuje się badaniem relacji władzy, ale swoje refleksje zebrała i przedstawiła w formie rozbudowanego wideoeseju. Jej dokument jest zapisem wykładu na temat tego, jak język kina łączy się z problemem dyskryminacji kobiet na rynku pracy i przemocą seksualną. Klarowny styl wywodu i liczne przykłady, od "Metropolis" Fritza Langa po "Blade Runnera 2049" Denisa Villeneuve'a, pozwalają szybko zrozumieć tor myślenia reżyserki. Menkes sprawnie analizuje sposoby kadrowania i oświetlenia, ustawienia kamery i planu, montaż czy zastosowanie muzyki właśnie w kontekście płci, uwzględniając zarówno dzieła klasyków, jak i współczesnych twórców. 

Autorka filmu wychodzi z założenia, że kultura, w ramach której funkcjonujemy, jest szczególnie wrażliwa na obraz. Sama oddaje jej więc sprawiedliwość, bombardując widza wizualnymi argumentami na poparcie swojej tezy. Nagie plecy Nicole Kidman, długie nogi Margot Robbie, pośladki Scarlett Johansson i dekolt Salmy Hayek. Kolejne rozczłonkowane ciała zalewają ekran w takim natężeniu, że przed oczami robi się ciemno jak w "Zawrocie głowy", który notabene również stał się jednym z koronnych dowodów w rękach Menkes.
Twórczyni "Brainwashed" mówi jednak nie tylko z pozycji akademiczki, ale przede wszystkim reżyserki. Reżyserki, podkreślmy, zwyczajnie wkurzonej i zmęczonej tym, jak od lat działa amerykański przemysł kinematograficzny. O ile w analizie materiału filmowego jest błyskotliwa i ostra jak brzytwa, o tyle z komentarza na temat branży wybrzmiewa przede wszystkim poczucie rozgoryczenia. Menkes nie ukrywa zresztą swoich motywacji – mówi wszak o tym, co stało się i jej osobistym doświadczeniem. 

Diagnoza jest przygnębiająca – większość twórców, w tym również tych wybitnie zasłużonych i utytułowanych, wciąż portretuje swoje bohaterki, operując na utartych schematach, a pozycja kobiet w branży filmowej pozostaje beznadziejnie niska. Ostatnie lata (w szczególności aktywność ruchu #MeToo i skazanie Harveya Weinsteina) zdają się potwierdzać surową ocenę Menkes, ale czy obraz jest faktycznie aż tak czarno-biały?

W gronie twórczyń, którym autorka oddała głos, nie znalazła się żadna laureatka Oscara za najlepszą reżyserię – ani Kathryn Bigelow, ani Chloé Zhao, ani Jane Campion. W filmie nie usłyszymy też reżyserek nagrodzonych na festiwalu w Cannes, a przecież Sofia Coppola czy Julia Ducournau na pewno miałyby tu coś do powiedzenia. Czy Menkes celowo pomija perspektywę kobiet, którym "się udało"? Nagrodzony Oscarem "The Hurt Locker" pojawia się w filmie jako przykład zinternalizowanego male gaze; dzieła, które zostało docenione, ponieważ opowiada o "męskim świecie". Czy więc Bigelow stała się zdrajczynią sprawy kobiet, koniem trojańskim na drodze do równouprawnienia w Hollywood?

Wreszcie nasuwa się pytanie – czy arbitralny dobór przykładów, który stosuje Menkes, sam nie ociera się momentami o tytułowe "pranie mózgu"? Mam problem z oceną tego filmu, bo choć przyglądając się historii kina, nie sposób nie zauważyć solidnej dysproporcji na niekorzyść jednej z płci, to zarysowany przez reżyserkę pejzaż okazuje się niepełny i dość wybiórczy. Wybrzmiewający w filmowej dyskusji jednogłos paradoksalnie osłabia całość często słusznej argumentacji.

Menkes wielokrotnie odwołuje się do wprowadzonego przez Mulvey terminu male gaze. Hitchcockowski detektyw przygląda się obiektowi swoich fantazji. Zgodnie z zasadami filmowej składni on jest podmiotem, ona przedmiotem. Tylko czy na pewno? Podglądana kobieta doskonale zdaje sobie sprawę, że mężczyzna ją śledzi i świadomie odgrywa przed nim rolę "obiektu". Sprawa nie jest więc tak prosta i oczywista, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Podobnie jest z problemem przedstawionym w "Brainwashed" – szkoda, że zabrakło tu dostrzeżenia niuansu.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones