Recenzja filmu

Co kryje prawda (2000)
Robert Zemeckis
Harrison Ford
Michelle Pfeiffer

Z cyklu: "Gdyby nie zakończenie..."

Znowu muszę podkreślić, że w tej recenzji ujawnię zakończenie filmu, tak więc czytajcie ją na własną odpowiedzialność. A "Co kryje prawda"? Może to, że pedantyczny, drobiazgowy, skutecznie
Znowu muszę podkreślić, że w tej recenzji ujawnię zakończenie filmu, tak więc czytajcie ją na własną odpowiedzialność. A "Co kryje prawda"? Może to, że pedantyczny, drobiazgowy, skutecznie mylący organy śledcze przestępca, znów na końcu okazuje się skończonym fajtłapą. Wydaje się to już uniwersalną prawdą dla takich horrorowo-thrillerowych tworów. A co mnie skłoniło do napisania własnej recenzji? Chęć wytknięcia braku konsekwencji, braku logiki oraz zwykłego braku pomysłu na zakończenie atrakcyjnie rozwijającego się thrillera. Nie będę skupiał się na rozpatrywaniu zawiązywanej akcji w ciągu pierwszych 90 minut filmu. Mamy w tym czasie porządne rzemiosło kina rozrywkowego, z umiejętnie budowanym napięciem, charyzmatycznymi bohaterami oraz sprawnie kreowanym wokół nich obrazem. W tej części filmu mogę się przyczepić jedynie do pewnej, czasami męczącej, dłużyzny. Skracając ten fragment o jakieś 20 procent film nie utraciłby magii tajemniczości, zyskałby natomiast na płynności i nośności przekazu. Jest to jednak drobny zarzut w porównaniu do tych, jakie można wysunąć w stosunku do zakończenia. Przemilczę schematyczność charakterystyczną dla tanich produkcji telewizyjnych, a nie przedsięwzięć angażujących gwiazdy pokroju Michelle Pfeiffer czy Harrisona Forda. Skupię się natomiast na sposobie prezentacji tego schematu – wyjątkowo naiwnym, tak jakby kierowanym do dziecka. A przecież nie taki powinien być krąg odbiorców tego filmu. Główny bohater, po precyzyjnie przemyślanym planie zabójstwa własnej żony, upozorowanym na jej własne samobójstwo, przestraszywszy się omamów wzrokowych, poślizgnął się, uderzył potylicą w umywalkę i upadł na podłogę. Krew trysnęła strumieniami.  W takiej sytuacji człowiek nagle traci przytomność, albo po prostu wstaje z nieco większym siniakiem. W filmie zachowywał się tak, jakby otrzymał kilkanaście pchnięć nożem i powoli konał. W końcu zamarł w bezruchu na podłodze (ale nie umarł jeszcze oczywiście). Chwilę potem dokonał teleportacji z podłogi w łazience na podłogę w hallu, przyjmując tam również pozycję leżącą w kałuży krwi. Bohaterka minąwszy go udała się biegiem do samochodu. Uruchomiła kilka sekund później pojazd z przyczepą, a w tym czasie bohater dokonał kolejnej teleportacji, tym razem na tą właśnie przyczepę…   No ale może już wystarczy tych absurdów w tym przecież nie z zamierzenia absurdalnym filmie. Piszę to dla osób oczarowanych tą produkcją, nie zwracających uwagi na oczywiste nielogiczności pojawiające się w końcówce i psujące ogólne wrażenie z filmu. Niezniszczalność bohatera jest jak najbardziej zrozumiała w slasherach z udziałem Freddiego Krugera, czy Jasona Voorheesa, ale nie w thrillerach, gdzie tym złym okazuje się być skromny i dobroduszny mąż!!! Mój lekceważący ton może nieco irytować osoby zachwycone horrorem Zemeckisa. Stosuję taki język dlatego, bo sam jestem strasznie rozdrażniony zakończeniem tego frapującego do pewnego momentu thrillera. Czyżby w końcówce nagle scenarzystę i reżysera dopadła niemoc twórcza, uniemożliwiająca stworzenie zakończenia godnego sprawnie zrobionego dreszczowca? Nie tego się spodziewałem po reżyserze, uznawanym za mistrza efektownego, komercyjnego kina, twórcy  takich filmów, jak choćby "Forrest Gump" czy "Powrót do przyszłości".
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wzór, autorytet. Bez wątpienia taką osobą dla wielu twórców filmowych jest Alfred Hitchcock. Anglik nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones