Recenzja filmu

Doppelgänger. Sobowtór (2023)
Jan Holoubek
Jakub Gierszał
Tomasz Schuchardt

Samotność szpiega

"Doppelgänger. Sobowtór" to bez wątpienia najambitniejszy ze wszystkich dotychczasowych tytułów w CV Holoubka. 
Samotność szpiega
Jan Holoubek został reżyserem na pełny etat późno, bo dopiero w okolicach czterdziestki. Od tamtej pory pracuje jednak w tempie, jakby jutro miał się skończyć świat. W ciągu zaledwie pięciu lat nakręcił trzy sezony kryminału "Rojst", box office'owy przebój "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy", katastroficzny miniserial "Wielka woda", a także recenzowany tutaj szpiegowski dreszczowiec "Doppelgänger. Sobowtór". Lada moment zaczyna z kolei zdjęcia do serialu o zatonięciu promu Jan Heweliusz. Produktywność twórcy budzi podziw z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, Holoubek nie kręci kameralnych psychodram, tylko duże gatunkowe produkcje rozgrywające się w dodatku w mniej lub bardziej zamierzchłej epoce. Po drugie, nawet jeśli idzie na ilość, to nigdy kosztem jakości. Jego projekty odznaczają się nienaganną inscenizacją, a także wprawnym prowadzeniem aktorów. Nie wiem, kiedy (i czy w ogóle) reżyser znajduje czas na sen, ale jedno jest pewne – jeśli nie śpi, to dlatego że trzyma poziom.


Tyle tytułem wstępu. "Doppelgänger. Sobowtór" to bez wątpienia najambitniejszy ze wszystkich dotychczasowych tytułów w CV Holoubka. Do spółki ze scenarzystą Andrzejem Gołdą twórca "Rojsta" sięga po formułę zimnowojennego szpiegowskiego dreszczowca, ale od samego początku stara się wyjść poza ramy sensacyjnej konwencji. Opowieść o dwóch żyjących po przeciwnych stronach Żelaznej Kurtyny mężczyznach, których losy są ze sobą splecione, uruchamia co raz to nowe frapujące konteksty. Mamy tu więc egzystencjalny z ducha motyw tytułowego doppelgängera – mrocznego brata bliźniaka, którego pojawienie się zwiastuje niechybne kłopoty. Jest obdarty z romantyzmu i ekscytacji portret świata tajnych agentów, a także do bólu pesymistyczny obraz jednostki wrzuconej w tryby totalitarnej machiny. Wreszcie pojawia się pytanie o to, jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić w imię ideologii, którą wtłaczano mu do głowy i serca od najmłodszych lat. 

Przez pierwszą godzinę seansu ta mieszanka "Z przejmującego zimna", "Podwójnego życia Weroniki" oraz "Konformisty" działa bez zarzutów. Gołda i Holoubek sukcesywnie wykładają na stół kolejne karty, dbając przy tym, by widz zbyt szybko nie ułożył w głowie wszystkich fabularnych klocków. Co łączy mieszkającego w Strasburgu szpiega Hansa (Jakub Gierszał) oraz sopockiego urzędnika Jana (Tomasz Schuchardt)? Jaki jest cel misji tego pierwszego? Dlaczego ten drugi stawia na szali ustabilizowane życie prywatne i zawodowe, aby poznać prawdę na temat swoich korzeni? Tak długo, jak twórcy pozostawiają przestrzeń na domysły i wątpliwości, "Doppelgängera. Sobowtóra" ogląda się z autentyczną ciekawością. Kiedy jednak wszystkie sekrety zostają w końcu odtajnione, film wpada w delikatną stagnację. W teorii wszystko jest jak należy: bohaterowie obierają drogę bez powrotu, następują dramatyczne zwroty akcji, pojawia się również wątek wielkiej polityki kontrolowanej z tylnego siedzenia przez służby specjalne. Brakuje jednak emocji, które skutecznie zaangażowałyby widza w historię. Jakby reżyser – ewidentnie zainspirowany bezkompromisowym amerykańskim kinem lat 70. – bał się wpaść w koleiny taniej  hollywoodzkiej egzaltacji.


"Doppelgänger. Sobowtór" jest więc filmem, który bardziej się podziwia, aniżeli przeżywa. Holoubek kolejny raz potwierdza, że jest bezkonkurencyjny w kreowaniu na ekranie sugestywnych obrazów minionych epok. Niezależnie od tego, czy kamera szwęda się po ulicach Strasburga, zagląda do siermiężnej PRL-owskiej restauracji albo wynajętego anonimowego mieszkania, reżyser (wspierany przez autora zdjęć Bartłomieja Kaczmarka i scenografa Marka Warszewskiego) zawsze znajduje sposób, jak te przestrzenie ożywić, uwiarygodnić i sprawić, by rezonowały one ze stanem ducha bohaterów. Kolejny mocny punkt filmu to obsada. Jakub Gierszał urodził, się by grać nieprzeniknionych introwertyków w garniturach, którzy do perfekcji nauczyli się ukrywać przed światem emocje. Jeszcze lepszy jest Tomasz Schuchardt, który w krótkim czasie przeszedł od ról młodych gniewnych do swojskich everymanów zmagających się z wewnętrznymi demonami. Jego Jan to bodaj najciekawsza postać w całym "Doppelgängerze" i zaprawdę szkoda, że twórcy nie dali mu tyle samo czasu ekranowego co bohaterowi Gierszała. Jeśli chodzi o drugi plan, świetnie wypadają zwłaszcza Katarzyna Herman jako cyniczna oficer prowadząca oraz Andrzej Seweryn wcielający się w ojca z piekła rodem. Ten ostatni w rozmowie z Filmwebem zadeklarował, że za Janem Holoubkiem i jego artystyczną wizją pójdzie wszędzie. Lepszej rekomendacji "Doppelgängera" nie znajdziecie. 
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones