Recenzja filmu

Dracula 2000 (2000)
Patrick Lussier
Jonny Lee Miller
Justine Waddell

Strach się bać

Zastanawiam się głęboko, co tak naprawdę oznacza tytuł filmu - czy rzeczywiście odnosi się do końca wieku, czy może raczej jest to numer porządkowy kolejnej wersji opowieści o najsłynniejszym z
Zastanawiam się głęboko, co tak naprawdę oznacza tytuł filmu - czy rzeczywiście odnosi się do końca wieku, czy może raczej jest to numer porządkowy kolejnej wersji opowieści o najsłynniejszym z wampirów. Bo też powstało ich bez liku: od "Nosferatu" Friedricha Murnau z 1922 roku, przez słynnego "Nosferatu - wampira" Herzoga, po gotycki obraz Francisa Forda Coppoli, zahaczając także o parodie (jak "Nieustraszeni pogromcy wampirów" i "Drakula - wampiry bez zębów"), seriale rysunkowe oraz "wstrząsające" dzieła z krwiożerczymi samochodami i motocyklami w rolach tytułowych. Nie sposób odmówić twórcom "Drakuli 2000" odwagi - naprawdę trzeba mieć cojones, żeby porywać się na tak wyeksploatowany temat, jak walka z wampirami. Z bohaterstwem w kinie jest jednak podobnie, jak na wojnie: prawdziwa sztuka to przeżyć, a nie polec na polu chwały. Cóż, nie wszystkim się udaje. Ponadto Wes Craven ma chyba genetyczną skłonność do wyżymania każdego pomysłu ponad wszelką przyzwoitość - niewiele brakowało, by "Koszmar z ulicy Wiązów" doścignął długością "Modę na sukces" albo "Klan"; "Krzyk" także rozrasta się niepokojąco. Na marginesie warto zauważyć, że Craven wyreżyserował jedynie pierwszą część horroru o uroczym Freddym Krugerze - nad resztą czuwał już tylko jako producent. Slogan reklamowy "Drakuli 2000" - "mistrzowska produkcja króla horrorów" również może wprowadzić w błąd - jest to rzeczywiście tylko "produkcja", gdyż reżyserią zajął się Patrick Lussier, montażysta wcześniejszych filmów Wesa Cravena. Nawiasem mówiąc, biedny reżyser musiał mieć dość ograniczone pole działania - z drugiej strony czyhał na niego inny producent, Joel Soisson, jednocześnie autor scenariusza, a wiadomo, iż scenarzyści zrobią wszystko, by ocalić swe dzieło przed zmianami. W omawianym przypadku pewne poprawki zdecydowanie by się jednak przydały. Londyn, rok 2000; do nowoczesnego, świetnie strzeżonego skarbca Van Helsinga włamuje się grupa złodziei. Mają nadzieję na obfity łup, jednak za pancernymi drzwiami znajdują się niemal puste stare lochy, zaś na ich końcu - srebrna trumna, zabezpieczona śmiercionośnymi pułapkami. Bandyci, przekonani, że w trumnie (?!) kryje się skarb, wynoszą ją ze sobą i pryskają na Karaiby. W samolocie z trumny wydostaje się kto? Oczywiście wampir: stary, zasuszony, obwieszony pijawkami (szczegół nie bez znaczenia!) bidulek - powiedziałby każdy obserwator, gdyby miał na to więcej niż ułamek sekundy - tyle bowiem zajmuje upiorowi przywitanie i posiłek (dwa w jednym!). Wkrótce wychodzi na jaw, że stary Van Helsing (Christopher Plummer) to potomek (czy aby na pewno?) dziewiętnastowiecznego pogromcy Drakuli, a tym ostatnim jest oczywiście zachowany przy życiu lokator trumny. Zachowany siłą rzeczy, jako że nie udało się go zgładzić żadnym sposobem; wszyscy jego bracia poszli do poświęconego piachu, a ten wciąż dycha - na dodatek uwolnił się i kąsa! Chcąc, nie chcąc Van Helsing musi podążyć jego tropem, wyposażywszy się w cały arsenał cudacznych przyrządów do tępienia wampirów. Dołącza do niego młody współpracownik, Simon (Jonny Lee Miller), którego Van Helsing wyciągnął niegdyś z kłopotów i wyprowadził na ludzi. Tymczasem Drakula po kilku posiłkach regeneracyjnych odzyskuje młodzieńczy wygląd (właściciele gabinetów odnowy sami by się pozagryzali w walce o jego sekret) - widać teraz, że całkiem przystojny z niego gość, choć to już raczej zasługa aktora, Gerarda Butlera. Zmyliwszy pogonie i amerykańską straż graniczną, dociera do Stanów Zjednoczonych. Nie szuka tam bynajmniej szansy na nowe życie, nie chce też ruszyć przetartym szlakiem od pucybuta do milionera. Za wszelką cenę pragnie natomiast odnaleźć dziewczynę, Mary (Justine Waddell), z którą łączą go tajemnicze więzy. Dwa pomysły zasługują w "Drakuli 2000" na uwagę, lecz oba nie zostały w zadowalający sposób wykorzystane. Pierwszym z nich jest przeniesienie akcji w czasy współczesne - chociaż było już to wcześniej użyte w innych filmach, dopiero teraz widzimy, jak atrakcyjny dla wampira może być początek nowego tysiąclecia z jego chaosem i wyuzdaniem, gdy ludzie sami wypruwają sobie żyły, a strzygi z powodzeniem mogą być zastąpione prostytutkami i tancerkami go-go. Drugim ciekawym pomysłem jest próba wyjścia poza legendę o krwawym władcy Transylwanii. Przypomnijmy - w rzeczywistości był nim znienawidzony książę Vlad Palownik, który swój uroczy przydomek zawdzięczał tysiącom pali, na które nabijał wrogów; miał za to po śmierci pokutować jako wiecznie nienasycony wampir. Twórcy "Drakuli 2000" umieszczają narodziny swego bohatera znacznie wcześniej, ale w jakich czasach - nie zdradzę. Niestety, cała reszta jest zupełnie niesatysfakcjonująca. Trudno połapać się w motywach działania postaci, jeszcze trudniej zdecydować, kto właściwie jest głównym bohaterem. W tego rodzaju filmach ciężko oczywiście doszukiwać się psychologicznych głębi i wcale nie chcę tego robić - zadaniem produkcji Cravena i spółki miało być wystraszenie widzów. Fajnie czasem obejrzeć horror i naprawdę gryźć palce z nerwów, jednak "Drakula" straszy nas przede wszystkim szeregiem niekonsekwencji i mielizn fabularnych. Nie da się przy tym uniknąć porównań z innymi ekranizacjami - choćby z filmem Coppoli, który zdecydowanie wygrywa w tej konkurencji. Na zakończenie dialog: - Jak tam najnowszy film Wesa Cravena? - Koszmar!!! No właśnie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wielbicielką niezupełnie żywych, ale i niezupełnie martwych panów z przydługimi zębami przednimi jestem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones