Bańki i bajki

Niestety: "Friz & Wersow. Miłość w czasach online" to nic więcej jak celebrycka instagramowa relacja z hasztagiem współpracy reklamowej. Tyle, że na kinowym ekranie. Produkt zrealizowany na
Bańki i bajki
źródło: Materiały prasowe
Idylliczne obrazki z Grecji. Majestatyczne ujęcia na rozgrzane słońcem nabrzeże. Kołyszące się na wietrze listki drzew oliwnych. W slow motion. Rzut okiem na fale rozbijające się o plaże. W slow motion. Mewy fruwające po bezchmurnym niebie. W slow motion. Właśnie w tych okolicznościach przyrody dostrzeżemy dwie zbłąkane dusze. Precyzyjniej mówiąc: parę młodych milionerów na tarasie pięciogwiazdkowego pensjonatu, dogadujących szczegóły wesela z wedding plannerką. Znamy to. Choć raczej nie z własnych doświadczeń, ale z reklam, z Instagrama i podróżniczych katalogów.

Następuje cięcie i przenosimy się czterdzieści dni wstecz. Jak doszło do tego ślubu? Gdzie i jakie pierścionki wybrali zakochani? Czy gorset w sukience był na wymiar? Czy rękawy w sukience miały odpowiednią długość, czy trzeba było coś docinać i przycinać? A jeśli tak, to o ile centymetrów? Czy udało się spełnić najskrytsze marzenie, czy wyszło "tylko" perfekcyjnie? Czy jacht na poprawiny pomieścił wszystkich gości? Narracyjna klamra będzie nas trzymać w poczuciu niewiedzy i niepewności aż do napisów końcowych. Tyle waży dramaturgiczny ciężar "Friza & Wersow. Miłości w czasach online".



Przyznam się, że w życiu nie słyszałem ani o Weronice "Wersow" Wińsiewskiej ani o Karolu "Frizie" Wiśniewskim. Nie moja internetowa bańka. "Friz & Wersow. Miłość w czasach online" to jednak dokument. Kino tego gatunku odkrywa nieznane, odtwarza kolejność zdarzeń, zgłębia tematy, mierzy się z faktami, opowiada o ludziach i społecznościach, portretuje czasy i konteksty. Reżyser Krystian Kuczkowski takich ambicji w ogóle nie przejawia. W jednej scenie wyczuwamy napięcie między narzeczonymi, ale momentalnie zostanie to wyprostowane, żeby nikt nie miał wątpliwości: "My kłócimy się tylko o pierdoły. Nigdy o nic poważnego". Nieco później pojawia się relacja z koncertu, którego realizacja wisiała na włosku. Problemy z promocją, manager odpowiedzialny za organizację wycofał się z dnia na dzień, niska sprzedaż biletów. Musiało być naprawę gorąco, ale wyrażone jest tylko w lakonicznych pretensjach Friza na zapleczu. Nawet niemrawo żarzące punkty zapalne gwałtownie gaszone są gaśnicami pożarowymi. To brokatowa kolorowanka ubrana w kostium kina dokumentalnego.   

Czy w ten sposób X muza odpowiada na współczesny medialny pejzaż? Netflix wyprodukował niesławny serial (dwa sezony!) o partnerce Cristiano Ronaldo, Georginie. Kuczkowski ma już w swojej filmografii produkcje o Julii Żugaj, o Sanah, o Buddzie. Komunikacja i napięcia między nowymi mediami a "starym" filmem może być intrygującym przedmiotem naukowych badań. Konfrontacja przyzwyczajeń, zestawienie praktyk i metod odbioru na pewno dałaby ciekawe wnioski. Te jednak nie mają nic wspólnego z oceną artystycznej jakości. Niestety: "Friz & Wersow. Miłość w czasach online" to nic więcej jak celebrycka instagramowa relacja z hasztagiem współpracy reklamowej. Tyle, że na kinowym ekranie. Produkt zrealizowany na zlecenie. Na dodatek taki, który jak produkty traktuje również tytułowych bohaterów. Jak wirtualne awatary z bajkowego życia. Może zainteresował was tytuł i szukacie odpowiedzi na pytanie, czym jest miłość w czasach online? Jak powstaje, jak jest utrzymywana, co ją warunkuje? Niestety, to tylko przynęta i obietnica bez pokrycia. Relacja Weroniki i Karola jest zdecydowanie offline. Dobrze i zdrowo, ale czy o to chodziło?



Weronika śpiewa i jest sławna. Jest coraz bardziej sławna i coraz lepiej śpiewa. Sama przyznaje, że nie ma talentu, ale dużo pracuje i uczy się, by podnieść wokalny warsztat (warte pochwały). Jej rodzice posiadają dwór, gdzie organizowane są wesela (można zazdrościć). Weronika od dziecka podglądała i podziwiała suknie młodych panien. Teraz ona spełni się w tej roli. Karol jest bardzo znanym influencerem i pewnie legendą polskiego internetu. Nie ma nawet trójki z przodu, ale już wchodzi w rolę mentora. Stworzył program, by wyłowić nowe gwiazdy mediów społecznościowych. Jak emblematyczne dla naszych czasów to postaci i banalne-niebanalne kariery. Dla filmowej opowieści ich życiorysy to jednak ślepe uliczki. Po seansie zostajemy z okruszkami przeszłości i skrawkami prognoz przyszłości.

Karol chce teraz pomagać w budowaniu wizerunku, tłumaczyć jak efektywnie, skutecznie i dochodowo produkować content. Jak sprzedawać siebie i jak reklamować rzeczy. Czyli całą tę treść, którą dzięki pamięci mięśniowej kciuka bezwiednie scrollujemy w dół, gdy stoimy w kolejce przed samoobsługowymi kasami w Żabkach i kopiujemy kod BLIK z bankowej aplikacji. Miasto, masa, maszyna. Ten wątek delikatnie (i niechętnie) zaprasza do krytyczniejszego spojrzenia. Szybko jednak wracamy do ślubnych przygotowań. To przecież film na zamówienie. Moneta ma mieć tylko jedną stronę. Pozostawieni będziemy tylko z nadzieją, że wychowankowie Karola będą kontynuować jego dzieło. Będą kształcić kolejne pokolenia influencerów.



"Miłość w czasach online" rejestruje paradoks swojej własnej koncepcji: pomysł na ślub bohaterów był przecież taki, że nikt ma nic nie wiedzieć! Widzimy to na ekranie: teraz jeszcze post za postem, współpraca za współpracą, koncert na Tauron Arenie, potem wyczekiwane wydarzenie – i młoda para znika z internetu na miesiąc. Na CAŁY MIESIĄC. W dzisiejszych czasach to wieczność. A wieczność kosztuje. Po urlopie pora więc na powrót do ofensywy i marketingowy nalot dywanowy: pełnometrażowy film i dystrybucję kinową! W poszukiwaniu straconych wyświetleń. Informacja o weselu Friza i Wersow dotarła nawet do mnie. Wszystko poszło zgodnie z planem.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?