Klasyczne kino katastroficzne w ostatnich latach gości na ekranach kin i naszych telewizorów rzadziej niż to miało miejsce w latach 90. czy na przełomie wieków. Dlatego tym bardziej należy
Obchodzący niedawno 70. urodziny Paul Greengrass nie rozpieszcza fanów swojego talentu reżyserskiego – ostatni film nakręcił w 2020 roku, zaś w przeciągu minionych dwóch dekad zrealizował zaledwie osiem pełnometrażowych tytułów. I choć Greengrass jest Brytyjczykiem, to w niemal każdej z tych ośmiu produkcji (wyjątkiem "22 lipca") udało mu się w szczególny sposób opowiadać o Ameryce, jej bohaterach i napędzającym ich patriotyzmie. Nie inaczej jest w przypadku "Zaginionego autokaru", efektownej katastroficznej produkcji Apple TV+ z Matthew McConaugheyem w roli głównej.
Najnowszy film Paula Greengrassa oparty jest na książce Lizzy Johnson, opisującej historię wybuchu i przebiegu najbardziej zabójczego i jednego z największych pożarów w historii Kalifornii: Camp Fire z listopada 2018 roku. "Zaginiony autokar" bierze swą nazwę od tytułowego szkolnego pojazdu, który prowadzi Kevin McKay (McConaughey), facet po przejściach, usiłujący opiekować się zaawansowaną wiekiem matką i nawiązać jakąkolwiek relację z nastoletnim synem. Gdy pożar zaczyna wymykać się spod kontroli, Kevin jest jedynym kierowcą, który może uratować grupę 22 dzieci z położonej na uboczu szkoły w miasteczku o nazwie – o ironio! – Paradise. Szybko okazuje się, że największym wyzwaniem nie będzie opuszczenie szkoły, lecz ucieczka przed ogniem, zaciskającym śmiertelny pierścień wokół okolicy.
Uczucie braku ucieczki z ognistej pułapki dominuje w filmie Greengrassa i sprawia, że "Zaginiony autokar" ogląda się zaiste na przysłowiowej krawędzi fotela. Pomijając wątki z życia osobistego Kevina, które służą tu wzmocnieniu dramaturgii i postawieniu bohatera przed moralnym dylematem, produkcja Apple'a to kino katastroficzne najwyższej próby, zawierające wszystkie niezbędne elementy. Ukazuje genezę i postępowanie katastrofy, skalę zniszczeń, ale nade wszystko bohaterstwo: zarówno indywidualnych jednostek, takich jak Kevin czy towarzysząca mu w niedoli nauczycielka Mary (America Ferrera), jak i służb, w tym przypadku dowodzonych przez zdeterminowanego szefa kalifornijskiej straży pożarnej (Yul Vazquez). W tle powiewają oczywiście amerykańskie flagi, ale nawet siła patriotyzmu ostatecznie nie może mierzyć się z siłą ognia, który płonął wówczas przez dwa tygodnie (!), niszcząc 62 tysiące hektarów powierzchni, zabierając 85 istnień i powodując straty opiewające na ponad 16 miliardów dolarów.
Klasyczne kino katastroficzne w ostatnich latach gości na ekranach kin i naszych telewizorów rzadziej niż to miało miejsce w latach 90. czy na przełomie wieków. Dlatego tym bardziej należy docenić efekt pracy twórców "Zaginionego autokaru", który realizacyjnie nie odstaje od największych blockbusterów z tej kategorii. Zdjęcia znakomitego norweskiego operatora Påla Ulvika Roksetha (ma na koncie katastroficzne "Morze Północne w ogniu", pracował z Greengrassem nad "22 lipca") gwarantują prawdziwie immersyjne doświadczenie – kamera często przyjmuje perspektywę żywiołu trawiącego kolejne połacie kalifornijskich lasów i osiedli, a świetna praca operatorska zyskuje jeszcze dzięki gęstemu montażowi, który nadaje charakterystyczny dla kina kinematograficznego pierwiastek chaosu i dezorientacji. Dzięki temu "Zaginiony autokar" nie jest nadmiernie wygładzoną produkcją o nieskazitelnych bohaterach, lecz żywą, momentami boleśnie autentyczną i wiarygodną opowieścią o ludziach, którzy w ciągu zaledwie kilku godzin stracili dobytek całego życia, a niekiedy także najbliższe osoby.
Wspominałem o filmach Greengrassa z ostatnich dwóch dekad – pierwszym z nich był "Lot 93" z 2006 roku. Opisywał on wycinek tragicznych wydarzeń 11 września, historycznego momentu zjednoczenia wszystkich Amerykanów wobec traumy i wspólnego wroga. "Zaginiony autokar" spina te dwie dekady klamrą – choć pożar Camp Fire, ogromny, lecz wciąż lokalny, trudno porównać do tragedii, która wstrząsnęła całym światem, emocje, które towarzyszą bohaterom, są niemal identyczne. Strach, dezorientacja, wreszcie zjednoczenie i akty odwagi – Greengrass zdaje się mówić, że w obliczu różnych zagrożeń ludzkie reakcje są zawsze takie same; to tylko wróg jest inny.