Recenzja filmu

Jak dogryźć mafii (2017)
Mark Cullen
Bruce Willis
John Goodman

Był sobie pies...

"Jak dogryźć mafii" przypomina dwa tytuły z pogranicza szeroko rozumianej akcji. Motyw z porwanym czworonogiem jak żyw przywodzi na myśl prostotę fabularną "Johna Wicka", z kolei luźny klimat
Pomyśleć, że kiedyś Bruce Willis był gwiazdą światowego formatu przyciągającą rzesze widzów do kin... Obecnie aktor grywa zazwyczaj ogony w podrzędnych produkcjach wypuszczanych od razu na rynek domowy, najwyraźniej podążając śladami Nicolasa Cage'a. Tym większym świętem dla fanów odtwórcy Johna McClane'a jest kinowy obraz, w którym nieodżałowany Willis odgrywa wreszcie główną rolę, a nie ledwie snuje się na dalszym planie. Inna sprawa, iż zagorzali wielbiciele dawnego gwiazdora mają umiarkowany powód do celebracji. Owszem, "Jak dogryźć mafii" to w sumie sympatyczny film akcji z silnie nakreślonymi elementami komediowymi, jednak opisywana pozycja nawet nie umywa się do największych hitów artysty. Tym niemniej darowanemu koniowi, tudzież psu, w zęby się nie zagląda...




Steve Ford (Bruce Willis) to prywatny detektyw, który niegdyś zhańbił mundur i zmuszony został do spróbowania sił w innej branży. Mężczyzna zarabia obecnie na życie, imając się mniej lub bardziej wymagających zleceń od zdesperowanych klientów. Chcąc nie chcąc, pewnego dnia Ford wplątuje się w nie lada intrygę, zadzierając z napakowanymi dilerami, którym przewodzi potężnie zbudowany Spyder (Jason Momoa). W wyniku sporu porwany zostaje pies Steve'a. By uratować pociesznego pupila, detektyw obiecuje odzyskać narkotyki skradzione bandziorom. Na szczęście Fordowi ruszają z pomocą niezastąpieni towarzysze: kumpel po fachu John (Thomas Middleditch) oraz najlepszy przyjaciel Dave (John Goodman). Całą trójkę czekają niezapomniane przeżycia podczas których ujście z życiem stanowić będzie nie lada wyzwanie...




"Jak dogryźć mafii" przypomina dwa tytuły z pogranicza szeroko rozumianej akcji. Motyw z porwanym czworonogiem jak żyw przywodzi na myśl prostotę fabularną "Johna Wicka", z kolei luźny klimat opowieści oraz relacje łączące Steve'a i Johna/Dave'a to, wypisz, wymaluj, "Cop Out: Fujary na tropie". Powinowactwo z tym drugim obrazem nie powinno jednak dziwić, gdyż reżyser najnowszej kinowej pozycji wysmażył wcześniej scenariusz do wspomnianej produkcji właśnie. Na pewno ciekawym zabiegiem fabularnym jest wprowadzenie narratora opisującego rozwój wypadków zza kadru. Niczym w typowych filmach detektywistycznych, poczciwy John komentuje wydarzenia rozgrywające się na ekranie, nierzadko dorzucając od siebie zabawne przytyki. Trzeba przyznać, iż duet scenarzystów wpuszcza początkowo widzów w maliny, sugerując, iż Willis odgrywa rolę raczej drugoplanową. Na szczęście lico aktora widoczne na malowniczych plakatach nie jest żałosną zagrywką marketingową, jak to czasami bywa z niskobudżetowymi produkcjami. Wręcz przeciwnie, drodzy Czytelnicy, Pan Willis faktycznie bryluje w filmie i skupia na sobie światła reflektorów. Dość wspomnieć, że ekranowy John McClane pokazuje się widzom z każdej strony: dobrej, złej... i tylnej.




Kinowy obraz "Jak dogryźć mafii" pełen jest również humoru sytuacyjnego, który momentami wydaje się być odrobinę wymuszony. Ford wymiatający na deskorolce może i daje czadu, ale motyw z mocarnym transwestytą już niekoniecznie. Przepełnione komizmem dialogi także sprawdzają się dosyć wybiórczo, czasami zahaczając o typowe "suchary". Podobny problem był już wcześniej z pozycją "Cop Out", która także cierpiała na brak płynności i taktu w dozowaniu żartów. Jakby tego było mało, gdzieś między wierszami zabrakło blichtru i rozmachu charakterystycznego dla kinowych produkcji; ot, widać, iż film z Willisem został zrealizowany skromnymi środkami. Biorąc jednak pod uwagę, iż za obrazem stoi studio Voltage Pictures znane głównie z tytułów produkowanych niskim nakładem i przeznaczonych od razu na rynek DVD, i tak "Jak dogryźć mafii" wypada zaskakująco porządnie.




Dużą rolę w budowaniu luźnej atmosfery towarzyszącej seansowi z recenzowanym filmem odgrywa trafnie dobrana muzyka. Lekkie kawałki z miejsca kojarzą się z latem, zaś kolorowa czcionka listy płac udanie ubarwia początek produkcji. Twórca przedsięwzięcia, Mark Cullen, też dołożył swoje trzy grosze w utrzymaniu niezobowiązującego klimatu. Przejazdy kamery nad plażą w Los Angeles świetnie ukazują zalety piaszczystego raju, oferując widzowi ładną widokówkę. Ogólnie od strony technicznej początkujący reżyser zdał swój pierwszy, kinowy test. Panoramy z lotu ptaka są śliczne, wymiany ognia czytelne, a starcia wręcz wystarczająco klarowne. Obyło się co prawda bez wizualnych fajerwerków a la Michael Bay (pamiętacie objazdy kamery z "Bad Boys II"?), aczkolwiek "Jak dogryźć mafii" to w końcu obraz mniejszego, znacznie skromniejszego, kalibru.



Willis dwoi się i troi, żeby trafnie oddać charakter nietypowej dla niego postaci. Oczywiście nie obyło się bez firmowego uśmieszku gwiazdora oraz paru czerstwych kwestii (vide: monolog w skateparku), jednak fankom aktora rajd z gołą pupą wynagrodzi zapewne wszelkie ewentualne mankamenty w postrzelonej kreacji. Poza tym słynny łysogłowy chyba wziął sobie do serca uwagi Kevina Smitha, który przy realizacji "Cop Out" stwierdził, iż z artystą zwyczajnie nie idzie współpracować. Mark Cullen do tej pory nie miał podobnych zastrzeżeń, co pozwala wierzyć, iż aktor odrobinę spasował z "gwiazdorzeniem". Abstrahując od zachowania Willisa na planie, świetnym pomysłem było zestawienie go z mocno postrzelonym Goodmanem, którego bohater balansuje na cienkiej granicy między zdrowym rozsądkiem i szaleństwem. Odchudzony artysta dobrze odnalazł się w konwencji prześmiewczego "buddy movie", raz po raz szarżując z kwestiami i/lub bronią palną. Nie sposób nie wspomnieć również o występie Jasona Momoy, który odrobinę igra ze swoim dotychczasowym wizerunkiem twardziela. Aktor wypada komicznie w roli przerośniętego gangstera o niezbyt wysokim ilorazie inteligencji, pokazując spory dystans do samego siebie.




Trudno mi jednoznacznie ocenić tytuł "Jak dogryźć mafii". Nowa produkcja wyraźnie stoi rozkrokiem między pozycją skierowaną prosto na rynek DVD a filmem kinowym. Jakby nie było, zalety obrazu sytuują go bliżej przebojów srebrnego ekranu niż tanich filmideł trafiających bezpośrednio na półki sklepowe. Co prawda wątek z psem wydaje się doklejony nieco "na siłę" celem skorzystania z popularności serii "John Wick", ale samo śledztwo i wynikające z niego piętrzące się nieporozumienia oferują sporo zabawnych i nieprzewidzianych sytuacji. W dodatku konwencja "kina kumpelskiego" rzadko kiedy spala na panewce, a na niej w sporej mierze opiera się recenzowany tytuł. Poza tym to jedna z niewielu już okazji, by ujrzeć Pana Willisa w głównej roli na dużym ekranie i choćby z szacunku dla jego licznych osiągnięć warto wydać tę paręnaście złociszy na bilet. Bez szału, ale całkiem porządnie.

Ogółem: 5+/10

W telegraficznym skrócie: Willis "dogryza mafii" w stylu "Cop Out" z motywacją "Johna Wicka"; lekki i przyjemny tytuł z wielowątkową intrygą; humor zaimplementowany w produkcji działa wybiórczo; film na poły kinowy, co idzie wyczuć podczas seansu; reżyseria i muzyka odrobinę maskują budżet; Willis szaleje jak za dawnych lat, udanie wtóruje mu zaś żywiołowy jak nigdy Goodman; w sumie psa w filmie tyle, co kot napłakał.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedyś nazwisko Bruce'a Willisa przyciągało do kin tłumy widzów. Dziś stanowi znak ostrzegawczy. Willis... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones