Recenzja filmu

Killshot (2008)
John Madden
Diane Lane
Mickey Rourke

Mroźny i sztywny

Reżyser "Zakochanego Szekspira", kostiumowego dramatu nagrodzonego siedmioma Oscarami, trzema Złotymi Globami i dużą ilością innych nagród filmowych, serwuje nam tym razem thriller z zimową
Reżyser "Zakochanego Szekspira", kostiumowego dramatu nagrodzonego siedmioma Oscarami, trzema Złotymi Globami i dużą ilością innych nagród filmowych, serwuje nam tym razem thriller z zimową scenografią w tle. Jest to dość nietypowe dla Johna Maddena, ponieważ w jego filmografii możemy przede wszystkim znaleźć dramaty z nutką romansu ("Jej wysokość Pani Brown", "Ethan Frome" czy "Dowód"). Nie sądźmy jednak, że film będzie zły, ponieważ większość filmów reżysera, które powstały przed nim, jest dobra. A gdy jeszcze spojrzymy na obsadę filmu, na naszych twarzach pojawia się uśmiech. John Madden, który mógłby poszczycić się gwiazdorską obsadą w swoich czterech ostatnich filmach i tutaj nie szczędził znanych osobowości aktorskich. W obsadzie widzimy mianowicie Mickey'ego Rourke'a, którego jest to pierwsza rola po świetnym występie w "Zapaśniku". Uroczą aktorkę, Diane Lane, jaką może pamiętamy z "Morderstwa w Białym Domu" a także Rosario Dawson, którą wstyd nie znać z takich filmów jak "Siedem Dusz" czy "Sin City – Miasto Grzechu". Producentem wykonawczym jest Quentin Tarantino. To nazwisko może oznaczać tylko jedno, film będzie brutalny, krwawy, ale z klasą i świetne wpasowaną ironią. Tacy ludzie pracujący przy filmie gwarantują nam niemal ucztę duchową, świeżą i pachnącą. Tak jednak nie jest…      Zdecydowanie praca trzech ludzi nad jednym scenariuszem nie przysłużyła się fabule. Wszyscy, może oprócz pana Steve Barancika, pisali wcześniej do dobrych filmów. Ale tym razem wygląda to tak, jakby po prostu brakowało im pieniędzy na wakacje i musieli jakoś dorobić. Głównym bohaterem filmu jest Indianin Armand Degas (Mickey Rourke). Zarabia on jako płatny morderca. Jest twardy i zimny w swoim fachu, wyznaje zasadę zabijać każdego świadka, który ujrzy go podczas pracy. Pewnego dnia spotyka młodego, agresywnego Richiego (Joseph Gordon-Levitt). Młodzieniec jest zwykłym rzezimieszkiem. W przestępczym świecie mógłby jedynie pochwalić się kilkoma napadami i kradzieżami. Po niedługim czasie obydwoje próbują napadu na biuro handlu nieruchomościami. Jednak nie wszystko idzie po ich myśli, a dokładnie zupełnie nic nie idzie po ich myśli. Napad się nie powiódł, a na miejscu zdarzenia zostaje dwóch żywych świadków Carmen (Diane Lane) i Wayne Colson (Thomas Colson). Skłócone małżeństwo, żyjące w separacji. Teraz jednak wszystko się zmienia, kiedy zostają objęci ochroną FBI i wystawieni na przynętę, by zwabić Richie i Armanda, którzy nie zapominają kto ich widział podczas napadu.      Gra aktorska jest największym i jedynym atutem tego filmu. Mickey Rourke, którego ostatnio mogliśmy obejrzeć w genialnej kreacji w "Zapaśniku", nie oszczędził nam swojego talentu. Świetne zagrał zimnego i bezuczuciowego zabójcę. Z całą pewnością można powiedzieć że pasuje on do ról przestępców i bezwzględnych zabójców. Wystarczy przypomnieć sobie jego kreacje z "Sin City – Miasto Grzechu". Ale nie jest on jedynym wartym pochwały aktorem. Przecież Joseph Gordon-Levitt, grający młodego i nadpobudliwego przestępcę spisał się bardzo dobrze. Co prawda, nie była to rola jego życia, tym niemniej postarał się, robiąc z siebie świra, który u każdego widza wzbudzi jakieś uczucia. A Rosario Dawson grająca w filmie dziewczynę Richiego, kolejny raz potwierdziła, że potrafi grać dramatyczne role. Pomimo iż w tym dziele nie jest wiele scen z jej udziałem, z pewnością zapamiętamy postać, jaką odegrała.   Film poza tym co wyżej wymieniłem, nie posiada większych atutów, które by go odróżniały od innych thrillerów. Zdjęcia Caleba Deschanela nie chwytały za serca tak jak te z "Pasji". Były przeciętne i nie wyróżniały się niczym spośród innych filmów tego gatunku. Natomiast w kwestii muzyki Klausa Badelta - to kompozytor mógłby siedzieć tylko z założonymi rękami i czekać aż pieniądze same wpłyną na konto za pojawienie się jego nazwiska w napisach końcowych. Nie było to co mogliśmy doświadczyć w "Piratach z Karaibów" albo w "Constantinie".      Jeśli ktoś spodziewa się ciekawego thrillera, trzymającego w napięciu, lepiej sięgnąć i jeszcze raz obejrzeć "Siedem" czy kolejny odcinek "Wyspy Harpera". Ale fani Mickey'ego lub ci, których czas owiewa nudą, mogą zapoznać się lepiej z tym dziełem, aby wiedzieć, jak nie powinien wyglądać dobry thriller.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Brytyjski reżyser John Madden lubi sprawdziany. Choć pierwszą młodość ma już dawno za sobą, wciąż próbuje... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones