Recenzja filmu

Kobiety (2008)
Diane English
Meg Ryan
Annette Bening

Bez facetów ani rusz

Scenarzystce przydałaby się pomoc przynajmniej jednego geja, który ożywiłby dialogi, dodając im ikry, uszczypliwości i ciętej ironii.
To, co za chwilę przeczytacie, może i brzmi szowinistycznie, ale po obejrzeniu debiutanckiego filmu Diane English nie czuję się ani krzty wyrzutów sumienia. Otóż kobiety powinny dziękować opatrzności za istnienie mężczyzn i hołubić ich na każdym kroku. Bez nich bowiem ich życie, ich dzieła byłyby nudne, bezbarwne, pozbawione sensu. Prawdę tę potwierdzają i twórcy, i bohaterki filmu "Kobiety". Jak możemy spodziewać się po tytule, mężczyzn można w filmie ze świecą szukać. Na szczęście dla bohaterek, mimo że nieobecni ciałem, są jednak cały czas obecni duchem. Kobiety o nich plotkują, próbują ich upolować lub z nimi zerwać. Każda rozmowa zdaje się prędzej czy później zmierzać ku nim. Świat bohaterek zdeterminowany jest przez 'brzydką płeć'. Czy jest to żona zdradzana przez męża, czy kochanka próbująca usidlić faceta, czy też szefowa magazynu odpowiadająca przed właścicielem pisma – wszystkie one tylko reagują na to, jak myślą i zachowują się mężczyźni. Nawet lesbijka nie jest niczym więcej niż kobietą negującą potrzebę posiadania mężczyzny u boku. To szokujące, że w dobie równouprawnienia scenarzystka nie zdołała uwolnić się od mentalności oryginału wystawionego na deskach Broadwayu w 1936 roku. Jednak wystarczy kilka minut filmu, by zorientować się, że sama English bez męskiego wsparcia jest niczym goryl zagubiony we mgle. "Kobiety" to film drętwy i całkowicie przegadany. Znalezienie zabawnej sceny graniczy niemalże z cudem. Już łatwiej jest natknąć się na sukienkę od Gucciego w osiedlowym ciucholandzie. Scenarzystce przydałaby się też pomoc przynajmniej jednego geja, który ożywiłby dialogi, dodając im ikry, uszczypliwości i ciętej ironii. Lekki, wdzięczny, a kiedy trzeba ostry materiał źródłowy został rozwałkowany przez English na cienki placek, który rwie się i strzępi przy każdej próbie ruszenia. W ten sposób jedynym, co mogło uratować "Kobiety", były aktorki. Niestety to, co najlepiej im wychodzi, to prezentowanie różnych faz działania botoksu na ludzką twarz. Z ulgą patrzyłem na Meg Ryan, która nie wyglądała już jak clown, jakim była w "Centralnym biurze uwodzenia". Gorzej prezentowała się Annette Bening, której twarz była tak naciągnięta, że wcale nie zdziwiłoby mnie, gdybym w pewnym momencie zauważył nos z tyłu głowy. Najlepiej prezentowała się Candice Bergen, co powinno dać do myślenia wszystkim paniom: botoks i naciąganie skóry najlepiej wygląda na osobach mających nieco ciała, skończcie więc drogie panie z anoreksją. Jedynymi osobami, które mogę pochwalić za aktorstwo są Debi Mazar i Bette Midler, ale też ich postaci zostały wyposażone we wszystkie najlepsze teksty. "Kobiety" niestety nie dorosły do legendy filmu George'a Cukora. English zamiast zmienić wymowę, zmieniła tylko dekoracje, przez co film jest staroświecki w najgorszym tego słowa znaczeniu. Spore rozczarowanie, lecz pod debiutantach trudno spodziewać się mistrzostwa świata.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Kobiety" to debiut reżyserski Diane English. Dla niektórych udany, a dla innych nie za bardzo. Według... czytaj więcej
Gdyby "Kobiety" Diane English zostały napisane i wyreżyserowane przez mężczyzn, wywołałyby zapewne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones